High five! Summer movies

Uwaga uwaga! Otwieramy nowy cykl filmowy, w którym regularnie nasza skromna grupa kinomaniaków będzie proponować Wam filmy związane z konkretnym, najczęściej dotyczącym wydarzeń „dnia bieżącego” tematem. A ponieważ kilka dni temu cieszyliśmy się pierwszym dniem lata i powoli wszyscy zamykamy sesję czas na SUMMER MOVIES! Każdy z nas poleci Wam dziś swój ulubiony letni film. So keep calm and HIGH FIVE!

500 days of summer materiały prasowe
fot./ materiały prasowe

 

Paweł Świerczek wybrał: „(500) Days of Summer” / „500 dni miłości”

Film, który wprowadził hipsterstwo do mainstreamu. Ona, Summer (Zooey Deschanel) z Beatlesów najbardziej lubi Ringo Stara (bo nikt nie lubi Ringo Stara). W vintage’owej sukience w kropki pomyka na holenderskim rowerze z wiklinowym koszem. Ma w sobie wdzięk dawnych gwiazd filmowych i postmodernistyczny dystans do wszelkich dyskursów. Jego,  Toma (Joseph Gordon-Levitt) najtrafniej opisuje określenie „nerd-hot” – koszula, kardigan i nieodparty urok niespełnionego architekta-marzyciela. Połączyły ich Los Angeles, praca w firmie copywriterskiej, muzyka The Smiths i wspólne zakupy w IKEI. Nie będą jednak żyć długo i szczęśliwie, przed nimi (zaledwie?) 500 dni dziwacznej znajomości, która… wcale nie odmieni ich życia.

Marc Webb zgrabnie poczyna sobie z konwencją komedii romantycznej, burząc jej chronologię i konfrontując ze sobą sceny z różnych okresów relacji głównych bohaterów. Drwi z przesłodzonych filmów o miłości nad życie, jednocześnie oddając im swego rodzaju hołd. W „500 dniach miłości” lato trwa półtora roku, a najbardziej trafną puentą, którą reżyser proponuje jest jakże banalny fakt, że po lecie przychodzi jesień.

Ghost world

kadr z filmu „Ghost world”

 

Natalia Kaniak lubi: „Ghost World”

Jeśli film na lato, to tylko taki, w którym bohaterowie przeżywają najdłuższe wakacje w życiu! Idealna para (prawdopodobnie oboje umrą na AIDS), nerd (prawdopodobnie wygra życie), sataniści w różowych koszulach (porywający niewinne dziewice), biały ninja bez koszulki z fryzurą czeskiego piłkarza, introwertyczny dziwak z kolekcją najlepszych winyli, artystka z zielonymi włosami, jej cyniczna przyjaciółka, nieśmiały przystojniak z liceum, sklepikarz-emigrant i tępi surferzy słuchający reggae. Ghost Word  to galeria osobowości pełna sarkastycznych dialogów rodem z Darii MTV (KLIK!) i zarazem wnikliwa analiza rozchwianej emocjonalnie społeczności amerykańskich nastolatków z przedmieść. Słodko-gorzka historia o dorastaniu, opowiedziana z  dystansem i humorem. W dodatku z doskonałymi kreacjami aktorskimi – Scarlett Johansson, Thora Birch, Steve Buscemi i nieodżałowany Brad Renfro. Parafrazując głównie bohaterki, You totalny have to watch this.

przygoda materiały prasowe

fot. /materiały prasowe

 

Marta Rosół wybrała: „L’ Avventura”/ „Przygoda”

On – zdenerowowany, bo to pierwsze wrażenie. Ona – pełna oczekiwań, bo to pierwsza randka. Najlepiej chyba iść do kina – zawsze można trochę porozmawiać przed, jak okaże się, że ona beznadziejnie nudna, a on gburowaty, po seansie po prostu się rozejdą. Z kolei jeśli buzie nie będą się zamykały, puby otwarte są nawet po ostatniej projekcji. No dobra, ale teraz co wybrać – żeby nie było za głupie, za nudne, za mądre. Nie ma czasu na czytanie recenzji, trzeba kierować się tytułem i tym, co powie Pani w kasie (a powie to, co napisze dystrybutor). „Przygoda” Michelangelo Antonioni: narzeczony Anny – Sandro zabiera ją i jej przyjaciółkę Claudię (razem z innymi znajomymi) na rejs jachtem w kierunku Wysp Eolskich. Wszystko układa się znakomicie do momentu tajemniczego zaginięcia Anny. Rozpoczynają się poszukiwania, których koniec będzie nieoczekiwany.

…3 miesiące później…

Nasza dwójka bohaterów jest parą, ale dziwnym trafem on nigdy nie wybiera filmu.

Wakacyjny film o rejsie, gdzie nic nie kończy się dobrze, mało tego – w ogóle nic się nie kończy. Puenty nie ma, parafrazując Gombrowicza „a kto oglądał ten trąba”, albo (pseudo)intelektualista. 

Zakochani w rzymie materiały prasowe
fot./ materiały prasowe

 

Kornelia Musiałowska w lato ogląda: „To Rome with love”/ „Zakochani w Rzymie”

Zdjęcia z wakacji, pocztówki z wakacji, filmy z wakacji, opowieści z wakacji… Zakochani w Rzymie Woody’ego Allena to wakacyjny film-pocztówka idealny dla wszystkich, których nie stać na ekskluzywną podróż do elitarnego Rzymu latem.

Amerykański reżyser na jakiś czas opuszcza rodzinny Brooklyn oraz Manhattan i wyjeżdża na filmowe, europejskie wakacje. Po Londynie, Barcelonie i Paryżu nadszedł czas na Rzym. Jego wakacyjni bohaterowie pozostają tacy sami: młodzi i ambitni neurotycy, nowocześni, jednak zanurzeni w rodzimej tradycji i kulturze. Wszystko, co allenowskie obsypane zostało unikalnym, wakacyjnym klimatem. Reżyser zaprasza nas do swojego filmu jak turystów do nowego miasta. Oferuje dobrą historię, ładne widoki, niegroźną zabawę. Ot, aby było czemu robić zdjęcia i o czym opowiadać w domu. Jest to film wyjątkowo wakacyjny, w końcu od widoku zachodu słońca oglądanego w wygodnym kinowym fotelu lepszy jest tylko zachód słońca, który jest w zasięgu ręki. Aż się chce oglądać, z nostalgią tęskniąc za wakacyjnym słońcem.

Duch w niewidzialnym bikini

kard z filmu „Duch w niewidzialnym bikini”

 

Patrycja Mucha lubi: „Ghost in invisible bikini”/”Duch w niewidzialnym bikini”

Cóż może być lepszego niż porządne kino klasy B mieszające bez sensu wszystkie gatunki? Nic! Toż to prawdziwa uczta dla oka i – w przypadku Ducha w niewidzialnym bikini – ucha. Nancy Sinatra śpiewająca piosenkę od czapy (KLIK!)? Podstarzały Boris Karloff nie mogący już dłużej grać Frankensteina, grający więc – UWAGA – zwłoki? Ja jestem na tak! No i jak można by zapomnieć o niebieskim Duchu w niewidzialnym bikini. Nie myślcie jednak, że zobaczycie nagie, piękne i jędrne części ciała ponętnego Ducha. Przecież bikini jest niewidzialne! Brzmi tajemniczo? Odpowiedź znajdziecie na zdjęciu powyżej. To wszystko zobaczycie w tym filmie, reprezentującym grupę beach party movies, którego akcja na plaży się nie toczy, za to mamy plażowiczów, śpiewających piosenki bez powodu i z idiotycznym tekstem (Geronimo!). Uroku dodają jeszcze idioci z gangu motocyklowego i cyrku. Nie żeby ktoś w tym filmie w ogóle był mądry. Co to, to nie.

Na letni wieczór, spędzany w nadmorskim kurorcie, polecam gorąco Ducha w niewidzialnym bikini. Oglądać tylko z ekipą po kilku kieliszkach malibu.