Kino na Granicy „po skalpelu” jeszcze piękniejsze!

Kino na GranicyZ Maciejem Gilem, dyrektorem programowym Przeglądu Filmowego Kino na Granicy, o sprzecznej naturze mostów, rwących strumykach oraz wiosennych kwiatach, a przy okazji także o tegorocznej edycji Kina na Granicy, rozmawiał Bartek Sołtysik.

Bartek Sołtysik: Zacznijmy od historii. Kino na Granicy narodziło się, gdy mosty pomiędzy polskim i czeskim Cieszynem dzieliły. Dziś jednak, po piętnastu latach, mosty te łączą Cieszyn. Czy w kontekście jednego, dwunarodowego miasta „prowokacyjne” przesłanie Kina na Granicy jest wciąż aktualne?

Maciej Gil: Mosty nigdy nie dzielą, mosty łączą. Ale posterunki graniczne i obowiązkowa kontrola na mostach faktycznie były barierą. Teraz spacerowicze czasem wręcz zapominają, że w nurcie Olzy kryje się państwowa granica. I dobrze, tak właśnie powinno być. Ale ze zmianami administracyjnymi nie skończyła się nasza misja, którą zawsze było przybliżanie kultur sąsiednich krajów i narodów, tworzenie przyjemnego miejsca spotkań, a dzięki temu likwidowanie nawet bardziej niebezpiecznych „granic”, czyli stereotypów. Polacy, jak podają ośrodki badania opinii społecznej, uwielbiają Czechów. Ale co wiedzą o ich historii, kulturze, tradycji – o to już nikt nie pyta.

Starci na chmelu

Starci na chmelu

B.S.: Czerpiąc z antropologicznego pojęcia „karnawału” współcześni badacze społeczeństwa i kultury, socjolodzy i kulturoznawcy, zwracają uwagę na zjawisko, które określiłbym, „festiwalizacją” kultury, bądź „festiwalizacją” przestrzeni miejskiej, chcąc podkreślić typowe środowisko w którym zachodzi to zjawisko. Wszelką aktywność człowieka zamykamy w kapsule formuły jaką jest „festiwal”. W przeciągu ostatnich lat festiwale zaczęły się chyba mnożyć przez pączkowanie – wystarczy fragment idei z danego festiwalu, a już obok powstaje prawie identyczny festiwal do macierzystego. Uparcie bronicie określenia „przegląd” wobec Kina na Granicy, odcinając się tym samym, przynajmniej na poziomie nomenklatury, od wspomnianej tendencji.  Czym wyróżnia się na tym tle Kino na Granicy na mapie wydarzeń filmowych Polski i Czech?

M.G.: Obawiam się, że moja odpowiedź będzie krótsza niż Twoje pytanie… Festiwal czy przegląd to umowna nomenklatura, choć dla nas sprawa jest prosta – w programie przeglądu nie ma konkursu, nagród, jury, dusznej atmosfery rywalizacji. Jest nadmiar nagród, więc i ich dewaluacja. Jest nadmiar festiwali, to prawda. Że powstają nowe, też. To, co mnie dziwi, to brak wizji i pomysłów organizatorów tych nowych imprez. Panuje, niestety, nijakość, czyli właśnie ta powtarzalność, o której wspomniałeś. Po co nam kolejny taki sam festiwal? Chyba tylko po to, by walka o nowe filmy była jeszcze bardziej zacięta… Naszym atutem jest też to, że konsekwentnie trzymając się obranej koncepcji programowej i wybranego miejsca, trwamy od 1999 roku. Wciąż mamy pełne sale. To jest jakiś wynik.

KnG_publicznosc_przed_seansem1_1930x1156

B.S.: W programie tegorocznego Kina na Granicy spotkać się będziemy mogli m.in. z retrospektywami Petera Solana, Jerzego Stuhra oraz Miroslava i Davida Ondříčków. Skąd taki wybór?

M.G.: Zapytam przekornie: a ile widziałeś filmów Petera Solana, który należy do ścisłej czołówki słowackich reżyserów? To twórca u nas nieznany, a poznania warty. Z panem Jerzym od dłuższego czasu umawialiśmy się na tę retrospektywę, wreszcie się udało. To na pewno artysta ponadśrodkowoeuropejskiego formatu, pokażemy kilka filmów z początków jego aktorskiej kariery, dwa filmy w jego reżyserii, w tym ten może najbardziej „czeski”, czyli „Duże zwierzę”, a także mało znane krótkie filmy, które współtworzył. Wiesz, niewielu aktorów zagrało – i to jak! – wojaka Szwejka. Choć akurat tego zostawiamy sobie na inną okazję. David Ondříček znany jest u nas głównie dzięki „Samotnym”, a teraz pewnie poznany będzie na nowo dzięki stylowemu kryminałowi „W cieniu” ze zdjęciami Adama Sikory – najczęściej nagradzanemu czeskiemu filmowi wielu ostatnich lat. Tym filmem otworzymy 15. Kino na Granicy. A pan Miroslav, mistrz kamery, to legenda światowego formatu. Współpracował z Lindsay’em Andersonem, George’em Roy’em Hillem, Mike’iem Nicholsem, Januszem Majewskim, oczywiście wielokrotnie z Milošem Formanem. Dopiero gdy przygotowaliśmy tę retrospektywę, zorientowaliśmy się, że w tym roku mija 50 lat od samodzielnego debiutu pana Miroslava, czyli „Konkursu” Formana!

Boxer a smrt

Boxer a smrt

B.S.: Sekcja tematyczna tradycyjnie już zaskakuje i powoduje uśmiech na twarzy. Jak dla mnie tramwaje i czerwone westerny z 13. Kina na Granicy były szczytem „niespodziewanego”, zwłaszcza w kontekście ówczesnej, nietuzinkowo pomysłowej oprawy wizualnej festiwalu, z kowbojami ścigającymi tramwaje. Aczkolwiek tegoroczny wybór, „Temat: rzeka”, również inspiruje. Aż dziw, że tak późno tematyka ta wkracza do programu, zważywszy na charakter Cieszyna i Olzę, symbol miasta. Czy „Temat: rzeka” okazał się faktycznie tematem-rzeką?

M.G.: Też się dziwię, że dopiero teraz rzece się przyglądamy, albo raczej – w rzecze przeglądamy.  Oddajemy niejako hołd Olzie. Cykl jest niezbyt obfity, ale treściwy wielce. Więc raczej strumyk, ale rwący. Koniecznie trzeba obejrzeć „Rzekę” Josefa Rovenskiego z 1933 roku, warto wykorzystać rzadką okazję pokazu „Rzeki” Edwarda Sturlisa, można przypomnieć sobie „Nad rzeką której nie ma” Andrzeja Barańskiego… Cieszę się, że niektóre nasze cykle wywołują uśmiech, tak właśnie powinno być, element pół żartem, pół serio jest istotny.

Dva nula

Dva nula

B.S.: Wiosna przyszła do nas w tym roku bardzo późno. Jakich nowalijek możemy się wraz z nią spodziewać podczas tegorocznej edycji? Jakie zmiany w formule Kina na Granicy przynosi rok 2013?

M.G.: Wiosna przyszła późno, jest więc szansa na eksplozję magnolii nad Olzą. Ogólna formuła się nie zmienia, ale niestety zabraknie projekcji transgranicznych, czyli plenerowych pokazów nad rzeką. W zamian zapraszamy pod Wieżę Piastowską na Wzgórzu Zamkowym. Nowe miejsce, piękna sceneria, myślę, że to się sprawdzi.

Obława

Obława

B.S.: Co dalej z Kinem na Granicy? Kojarzę Twoją wypowiedź sprzed roku, że z uwagi na koniec unijnego dofinansowania projektu, wolelibyście zakończyć Przegląd, aniżeli być zmuszonymi do cięć programowych. Pomimo tego Przegląd odbywa się i jak już rzut oka po programie sugeruje, ma się bardzo dobrze!

M.G.: Co dalej – to będziemy się zastanawiać, gdy zakończy się ta edycja i rozliczymy ją. Faktycznie, losy były niepewne. Prawda, mówiłem, że wolimy nie organizować w ogóle tej edycji, niż cofać się do kilkudziesięciu filmów i, powiedzmy, dwóch kin. Udało się. Kina są jak zwykle trzy, będą grać non stop, pokażemy sto dwadzieścia filmów. Będzie pięć koncertów w klubie festiwalowym, będą wystawy. Cięcia oczywiście są, bardzo precyzyjne, ale wiesz, to ma w sobie coś z chirurgii plastycznej. Na zewnątrz nie może być widać, że coś się zdarzyło.