Nick Cave & the Bad Seeds – „Push the Sky Away”
30 lat. 15 albumów. W międzyczasie kilka projektów pobocznych. Wszystko po to, żeby w ramach kilkudekadowej ewolucji otrzymać 9 utworów, które mogą okazać się najbardziej „oldschoolowymi” w karierze australijskiego muzyka. „Old school” w znaczeniu powrotu do prostego i spokojnego brzmienia, które zdecydowanie dominuje na „Push the Sky Away” zespołu Nick Cave & the Bad Seeds.
W 2009 roku jeden z założycieli zespołu, gitarzysta Mick Harvey, postanowił opuścić grupę i jest to pierwszy album bez jego kolaboracji. Jest to jeden z powodów, dla których na albumie prawie wcale (!) nie słychać gitary – zespół wprawdzie miał zamiar poszukać gitarzysty, który byłby godnym następcą do uzupełnienia utworów, ale po nagraniu wersji bez gitar okazało się to zbędne. Brak tego instrumentu zbudował ogromną przestrzeń w piosenkach, dając im kościelno-katedralne brzmienie.
Nick Cave ma talent do pisania tekstów w bardzo obrazowy sposób – jego narratywna technika i gawędziarski styl bez problemu „umieszczają obrazy” w głowie słuchacza. A przecież wszyscy uwielbiamy ciekawe, nowe osobowości i alternatywne światy, a długa praktyka sprawiła, że jest w tym fantastyczny.
Cave snuje swoje historie o miłości – tej prawdziwej („Wide Lovely Eyes”) i tej kupionej („Jubilee Street”), jak też o tej platonicznej i mistycznej („Mermaids”). Wszystko w spokojnej oprawie, z wibrującym dźwiękiem elektronicznego pianina i instrumentów smyczkowych. „Water’s Edge” już ma więcej gniewu, tak jak „We Real Cool” – prawdopodobnie z powodu rzucanych dźwięków fortepianu i pulsującego basu. „We No Who U R”otwierające album i będące również utworem reprezentującym album jako singiel, to neutralne wprowadzenie do burzliwych romansów trwających aż do zamykającego płytę „Push the Sky Away”, będącego minimalistycznym wyciszeniem.
Eksperymentalne, innowacyjne, świeże, ale jednak nie wybitne granie w klasycznym opakowaniu. Czasem jednak sprawdza się reguła, że mniej to więcej. Utwory są niewinne, miękko płynące, ale dopiero po wsłuchaniu się w tekst i detale znajdujemy ukryty pazur.
Warto też zwrócić uwagę na okładkę. Zdjęcie zostało zrobione w sypialni muzyka, a stąpająca na palcach brunetka to nikt inny, jak jego żona, Susie Bick. Mogłoby się wydawać, że okładka ma przybliżyć słuchaczy do „prawdziwego” Nicka Cave’a – nie takiego, jakiego wyobrażamy sobie czytając wywiady, oglądając na koncertach, ale tego sączącego poranną kawę w kapciach z miękkiego pluszu. Ale, z drugiej strony, czy naprawdę jest taka różnica między tymi dwoma osobowościami? Przecież twórczość zaczyna się nigdzie indziej jak w domu. „We know who you are”…
Bad Seed Ltd. / Mystic, 2013
Ocena Reflektora (1-5):