Sztuka – czy jest się czego bać ?

Pojęcie sztuki na przestrzeni wieków zmieniało się wiele razy, lecz dziś dominuje przeświadczenie, że sztuką może być właściwie wszystko, co mieści się w jej luźnej i bardzo poszerzonej definicji. Ona sama jednak nadal pełni ważne społecznie funkcje, nie tylko estetyczne, ale również etyczne, integracyjne czy komunikacyjne. To, która z nich w danym momencie przeważa, zależy od zamysłu autora oraz umiejętności interpretacyjnych odbiorcy. Duża część współczesnej twórczości artystycznej wychodzi do ludzi, przybierając formę murali, happeningów, performance i wielu innych form. Teraz przechodząc ulicą, możemy całkiem nieświadomie i przypadkowo, stać się odbiorcami czy uczestnikami jakiegoś artystycznego wydarzenia. Jednak czy my jako społeczeństwo, potrzebujemy takiego zderzenia ze sztuką w życiu codziennym i czy jesteśmy w stanie odróżnić to, co wartościowe, od medialnej papki?

Nie ma co ukrywać jesteśmy społeczeństwem przyzwyczajonym do prostych i łatwych rozwiązań. Nie nakłania się nas do zadumy czy refleksji, tylko podaje gotowe poglądy. Nie zmusza do przemyśleń, ale mówi, co myśleć powinniśmy. Jesteśmy podatni na manipulacje, a sztuka, wikłając się dziś intensywnie w kontekst społecznej komunikacji, tak samo podlega opinii publicznej. Zderzenie się sztuki ze społeczeństwem może przynieść zaskakujące reakcje. W naszym otoczeniu wiele jest takich przykładów.

IMG_0525

Namalowany kilka lat temu mural przy ulicy Drzymały w Katowicach (autorzy: Sepe i Chazme), przedstawiający brzydkich, zdeformowanych, nagich ludzi, od samego początku budził spore emocje. Mieszkańcy nie mogli się pogodzić z tym, że codziennie z okien będą musieli oglądać nieatrakcyjne, ścienne malowidło i różnymi drogami prawnymi dążyli do jego usunięcia. Miasto pozostało jednak nieugięte. Szef Biura Europejskiej Stolicy Kultury Katowice, Piotr Zaczkowski tłumaczył wtedy Twórcy, pokazując brzydotę, zdeformowane postaci, pokazali kawałek naszej rzeczywistości. To jest sztuka, a ja muszę jej bronić. Nie wyrażę zgody na zamalowanie muralu. Nie ma żadnej możliwości prawnej, by mnie do tego zmusić.

Postanowiłem zapytać kilku mieszkańców, czy z upływem czasu zdążyli przyzwyczaić się do malunku. Jedna z mieszkanek odpowiada, że jej mural dalej się nie podoba i od samego początku była przeciwna jego umiejscowieniu Człowiek, to przyzwyczai się do wszystkiego, jednak nie powinno być tak, że kogoś do tego przyzwyczajenia się zmusza. My nie mieliśmy wyboru. Ktoś przyszedł, coś namalował i teraz my musimy to codziennie oglądać – żali się. Druga rozmówczyni dodała natomiast Nie mam nic przeciwko sztuce, ale to jest po prostu obrzydliwe i nie chce się na to patrzeć. Zapytana, czy sztuka powinna budzić tylko pozytywne emocje, odpowiedziała W tym konkretnym przypadku tak. Jeśli coś jest na takim widoku i ktoś ma to cały czas przed oknem.

Jak widać, nawet upływ czasu nie jest w stanie ostudzić pewnych emocji, co sprawia, że ludzie niechętnie podejmują się interpretacji wizji artystów. Jednak kto w takiej sytuacji ma rację? Czy sztuka to sztuka i trzeba jej bronić bez względu na wszystko, czy może jednak tacy „przymusowi odbiorcy” jak mieszkańcy ulicy Drzymały mają swoje uzasadnione racje?

Dr Mirosława Wielopolska-Szymura – medioznawca specjalizujący się w problematyce kulturalnej, podkreśla My Polacy nie jesteśmy przyzwyczajeni do odbioru takiej sztuki. Wolimy odbierać sztukę łatwą, przyjemną, atrakcyjną dla oka, czyli taką, która mieści się w naszych ramach estetycznych, nawet jeśli nie przekazuje łatwych rzeczy. Kiedy natomiast sztuka wykracza poza utarte, uschematyzowane pojęcie piękna, zaczyna budzić kontrowersje. Jestem zwolenniczką czystości sztuki, czyli jej przewagi nad odbiorcą, jednak należy zastanowić się tutaj, czy takie szokowanie przynosi odpowiedni skutek? Na ile w tym wypadku artysta jest w stanie zmusić nas do refleksji, przemyśleń, a na ile jego praca wywołuje w nas tylko zażenowanie?

Po reakcji mieszkańców można dojść do wniosku, że kiedy coś nie pasuje do naszego estetycznego postrzegania rzeczywistości, prędzej będziemy z tym walczyć, niż spróbujemy zrozumieć. Zastanawiam się, czy gdyby zamiast tych brzydkich, zniekształconych ludzi mural przedstawiał młode, piękne i nagie dziewczyny, reakcja byłaby równie żywa? Pewnie tak, gdyż żyjemy w społeczeństwie, w którym nagość (brzydka czy ładna) nadal jest tematem tabu. Nasuwa się więc pytanie, czy takie łamanie barier jest potrzebne, skoro nie zawsze udaje się osiągnąć zamierzony cel, a współcześnie odbiera się sztukę już tylko poprzez estetykę, nie próbując doszukiwać się głębszych wartości? Z drugiej strony, czy nie stało się też tak, że współcześnie sztuka jest tylko formą samowyrażenia się artysty i nie jest dostosowana do poziomu odbiorców? Przykładowo w happeningach czy performance’ach przedstawia się sztukę w najprostszych formach, jednak jej przesłanie czy idea mogą być niezrozumiałe dla przypadkowych odbiorców. Luką w interpretacji takiego dzieła, jest nasza wiedza. Jeśli wiemy, że jest to zabawa, forma dialogu z nami, chętnie taką grę podejmiemy. Nie zawsze jednak jest to oczywiste. Wmawia się nam, że sztukę trzeba koniecznie rozumieć. Tak nas nauczono w szkole, tak nam się to pokazuje w filmach. Powoduje to, że boimy się wejść w kontakt z dziełem czy artystą, ponieważ nie chcemy zostać przyłapani na niewiedzy i tym, że nie potrafimy zinterpretować tego, co widzimy. A w sztuce chodzi jednak o to, jak na nas oddziałuje i jak ją przeżywamy w sobie – stwierdza dr Wielopolska-Szymura.

Innym obiektem refleksji może stać się performance Na uspokojenie, opisywany w artykule Anety Bulkowskiej. Można go uznać za jedno z takich wydarzeń, którego idea nie do końca może być zrozumiana przez przypadkowych odbiorców. Zwykły przechodzień, widząc kobietę siedzącą na ulicy i kiszącą ogórki pomyśli: „No tak, dziewczyna siedzi, kisi ogórki i nazywa to sztuką”, następnie postuka się w czoło i odejdzie, w ten sposób wyrabiając u siebie stereotypowe postrzeganie sztuki (jako dziwactwo, coś niezrozumiałego) i nie spróbuje podjąć wysiłku zrozumienia. Przyczyną tego może być błędna interpretacja, próba szukania związku przyczynowo – skutkowego między dziełem (w tym przypadku performancem) a jego otoczeniem. Wtedy nie rozpatrujemy aktu kiszenia ogórków jako sposobu zwrócenia uwagi na dany problem, gdzie same ogórki są tylko symbolem, przenośnią, a większą uwagę zwracamy na to, co się dzieje wokół samego występu.

Zdecydowanie bardziej przystępną dla masowego odbiorcy formą sztuki, są akcje typu Free Hugs. Ich idea i wykonanie są niezwykle proste. Niewielka grupa młodych ludzi chodzi po ulicy, oferując darmowe uściski. Akcja zapoczątkowana w 2004 roku przez anonimowego Internautę o pseudonimie „Juan Mann” na serwisie youtube, bardzo szybko rozprzestrzeniła się na cały świat i obecnie w Internecie można znaleźć setki filmików pokazujących jej efekty. Jednak czy tylko sztuka „uliczna”, tworzona przez nieznanych twórców, cieszy się dużym zrozumieniem czy popularnością? Wydawać by się mogło zatem, że przyzwolenie i akceptację wśród widowni działań artystycznych można zyskać w momencie, gdy wytwór tych działań trafia do przestrzeni, która już wcześniej przez użytkowników zyskała prawo do eksponowania wolności. Internet zbudowany został przecież właśnie w oparciu o brak barier i możliwość zamieszczenia, skomentowania i zaproponowania dosłownie wszystkiego. Dotyczy to również działań, które ktoś uzna za artystyczne. Nie dziwi więc fakt, że sztuka zamieszczana w Internecie szybciej zyska publiczność zarówno chwalącą, jak i ganiącą, ale zawsze zainteresowaną niż dzieło umieszczane bez publicznej zgody jej użytkowników.

Jeszcze jeden przykład wydaje się interesujący. W listopadzie w Rondzie Sztuki w Katowicach można było zobaczyć wystawę grafik jednego z najbardziej znanych artystów świata – Pabla Picassa. Idąc na tę wystawę myślałem, że czeka mnie stanie w kolejkach i przepychanie się przez tłumy ludzi – w końcu niecodziennie ma się okazję na żywo zobaczyć dzieła twórcy takiego formatu. Jednak kiedy dotarłem na miejsce, wystawa świeciła pustkami. Oprócz mnie była jeszcze jedna osoba i dwie panie pilnujące sali. Z ich nieoficjalnie prowadzonych statystyk dowiedziałem się, że do tego momentu (dwa dni przed końcem wystawy) odwiedziło ich około 4200 osób. Liczba ta zrobiła na mnie wrażenie. Same Katowice maja ponad 300 000 mieszkańców. Czy naprawdę jesteśmy aż tak zamknięci na sztukę? Przecież nie trzeba być znawcą czy interesować się malarstwem. Mamy możliwość obejrzenia wystawy dzieł artysty, którego nazwisko słyszymy tak często w szkołach, filmach czy czytamy w książkach. Czyżby ludzie ze zwykłej ciekawości „czego to też ten Picasso nie stworzył”, nie byli w stanie poświecić jednego popołudnia na wycieczkę do galerii? Wystawa trwała 3 miesiące i odwiedziło ją niewiele ponad 4 tysiące osób. To wynik tragiczny, zważywszy na to, że duża część odwiedzających to szkolne wycieczki oraz osoby, które na wystawę przychodziły kilkukrotnie. Potwierdza się tym samym fakt, że chodzenie do galerii w Polsce jest domeną turystów. Co może być tego przyczyną? Chyba fakt, że sztuka w galerii czy muzeum dalej kojarzy nam się z czymś, czego i tak nie będziemy potrafili zrozumieć oraz jak mówi dr Wielopolska-Szymura utarł się stereotyp traktowania muzeum jako świeckiej świątyni, gdzie należy siedzieć cicho i zachowywać się grzecznie, natomiast za granicą muzea i wystawy są miejscami, gdzie wyraża się emocje i ochoczo dyskutuje na temat tego, co się widzi.

Oczywiście nie każdy z nas postrzega sztukę w płytki i powierzchowny sposób. Czasem zdarza się, że wartość dzieła doceniana jest dopiero po wielu latach. Swego czasu Marcel Duchamp w jednej z galerii wystawił obrócony o 90 stopni pisuar („Fontanna”) i został wtedy mocno skrytykowany i zmuszony do wystąpienia ze Zrzeszenia Niepodległych Artystów. W 2004 roku dzieło zostało uznane przez 500 artystów i krytyków sztuki za najbardziej wpływowe dzieło XX wieku. Dziś żyjemy w świecie skomputeryzowanym, gdzie coraz częściej odchodzimy od „tradycyjnych” form spędzania czasu, jak choćby chodzenie do muzeów. Mam jednak nadzieję, że mimo tego, nie pozostaniemy obojętni wobec sztuki i co najważniejsze przestaniemy się jej bać. Bo nie każdy musi ją rozumieć, ale każdy powinien chociaż spróbować.