Kolekcjonerzy quasi-wrażeń?
Czy w dzisiejszych czasach zaskakuje jeszcze kogoś fakt, że mrówczy tryb życia (przyznajcie, że brzmi trochę przyjaźniej niż „wyścig szczurów”) czyni z nas zabiegane scyzoryki, stale „wzbogacane” o niezliczoną ilość mniej lub bardziej przydatnych funkcji? Funkcji, zwanych wdzięcznie w ludzkim świecie „umiejętnościami”, którymi żonglujemy nieraz w tej samej chwili, dzieląc uwagę na coraz większą ilość zadań. Spore grono ludzi doświadcza tego na co dzień w miejscach pracy. Częściej też zauważa się negatywne efekty takich trendów, do których zaliczyć można m.in. problemy z długotrwałą koncentracją. Ilu z nas jednak dostrzega, że ten multitasking wkrada się także stopniowo do sfery czasu wolnego, a w szczególności tego związanego z doświadczaniem muzyki odgrywanej na żywo?
Czy ktokolwiek z was zastanawiał się, co wspólnego ma uczestnictwo w popularnych festiwalach muzycznych z przeglądaniem kwejka czy podobnych stron w Internecie? Skondensowana w jednym miejscu ogromna ilość zmieniających się co chwilę obrazów, dźwięków, doświadczeń, upchnięta na niewielkiej przestrzeni. Trudno jednak stwierdzić, ile w tym „koszyku” całkowitych, niepodzielonych produktów, a ile resztek z obiadu, kawałeczków, o których już nawet nie pamiętamy, że były częścią naszego życia.
Mechanizm funkcjonowania festiwalu muzycznego można by zmieścić w jednym zdaniu: jak najwięcej wrażeń w jak najkrótszym czasie. Planujemy przed przyjazdem, jakie kapele chcemy zobaczyć, jak podzielić czas, aby ostateczny efekt sprostał naszym oczekiwaniom. W tzw. międzyczasie odzywają się znajomi, z którymi spotykamy się w strefie gastronomicznej w przerwach pomiędzy występami trwającymi najczęściej od ok. 50 do 80 minut. Sprężamy się jak najbardziej się da, aby wykonać ten plan minimum. Tak jakbyśmy przychodzili z gotową listą zakupów. Zapłaciliśmy, więc bierzemy z tego garściami. Czy tak naprawdę jesteśmy jednak w stanie utrzymać przez 3 czy 4 dni zainteresowanie wszystkim, co dzieje się wokół, a przynajmniej przeznaczyć odpowiednią ilość energii, zaangażowania na wydarzenia najbardziej oczekiwane?
Aldous Huxley dekady temu wieszczył, że aby zniewolić, zdegenerować człowieka, uczynić z niego bezmyślną, łatwą do manipulacji małpę, należy rozpieścić go, dostarczyć mu niezliczonych możliwości dawkowania rozrywki. W kontekście jego myśli formuła festiwalu muzycznego wydaje się działać na niekorzyść doświadczeń uczestnika festiwalu, ponieważ zmusza ona do defragmentacji procesu przeżywania muzyki, powodując brak pełnej koncentracji. Nietrudno zresztą dostrzec, że najczęściej chyba spotykanym sposobem uczestniczenia w koncertach festiwalowych w Polsce jest stanie z obojętną miną w tłumie i rozglądanie się dookoła. Widząc to, ciężko wierzyć, że ludzie wokół naprawdę dobrze się bawią. Czy zatem jest nam aż tak dobrze, że zagraniczni artyści, o których koncercie w Polsce mogliśmy pomarzyć jeszcze 10 lat temu, nie robią na nas specjalnego wrażenia? Gdy cel nie wydaje się być trudny do osiągnięcia, bo wystarczy wskoczyć w autobus i popędzić np. na Muchowiec co roku w sierpniu, aby usłyszeć na żywo muzyczną gwiazdę światowego formatu, wtedy chyba mniej doceniamy to, co mamy. Trudno zatem nie przyznać racji opinii wspomnianego słynnego pisarza.
Ile tak naprawdę tracimy poprzez to rozszczepienie uwagi, poprzez myślenie w trakcie jednego koncertu o tym, żeby nie spóźnić się lub, broń Boże, nie przegapić kolejnego, mającego miejsce na innej scenie? Jak intensywne są nasze wrażenia, gdy po kilku godzinach stania lub obładowywania się łokciami pod kilkoma scenami nareszcie pojawia się gwiazda wieczoru, na którą czekaliśmy, a po chwili zdajemy sobie sprawę, że bardziej pragniemy w takim momencie rzucić się na łóżko i spać przez następny tydzień?
Gdy sięgam pamięcią do zeszłorocznego OFF’a i Open’era, jedyne silne odczucie, jakie jestem w stanie przywołać, to potworne zmęczenie. Z pewnością warunki pogodowe w Gdyni, a zwłaszcza breja na polu namiotowym, odegrały znaczącą rolę, jednakże sama formuła festiwalu zdaje się wysysać z niektórych ludzi więcej niż oni z samego uczestnictwa w takim wydarzeniu. Co jest przyczyną tego typu odczuć, które, jak podejrzewam, nie są wyłącznie moim udziałem? Czy możliwe, aby element wyścigu pojawiał się, nawet jeśli jest to nieuświadomione w nastawieniu uczestników festiwali muzycznych? Ilu z nas jest w stanie przyznać się do tego, że zasada ilości zdominowała jakość, co podyktowane jest potrzebą kolekcjonowania wrażeń, zamiast po prostu pełnego przeżywania muzycznych spektakli?
Czasem odnoszę wrażenie, iż mamy do czynienia z powolnym zanikiem mistycznego wymiaru sztuki grania dźwięków na żywo, a sam występ jest czystym produktem, okrojonym, zakontraktowanym na dokładnie obliczoną ilość czasu, czasami nawet bez bisów. Tego typu wnioski podsuwają zwłaszcza takie sytuacje, jak masowa dezercja połowy publiczności w namiocie podczas zeszłorocznego, gdyńskiego koncertu francuskiej grupy M83, gdy wybrzmiały ostatnie nuty ich największego przeboju „Midnight City”.
Muzyka, jak każdy rodzaj sztuki, zasługuje na moment zastanowienia, kontemplacji, a przede wszystkim na szczerą relacją z odbiorcą. Relację intymną, która istnieje tu i teraz, oderwaną od wybiegających w przyszłość myśli o wbijaniu kolejnych biletów w korkową tablicę czy też nieznośnych rozmów pod sceną na bardziej kameralnych występach. Relację pozbawioną obecności wszędobylskich aparatów fotograficznych, mających za zadanie uwiecznić… no właśnie, co? Czy pomiędzy wrażeniami oderwanymi od prawdziwej emocjonalności doświadczanej dzięki pełnemu skupieniu na odgrywanej na żywo muzyce a zdjęciami, filmami, będącymi wynikiem tej celowej dystrakcji zmysłu słuchu, można postawić znak równości?
Nie wiem jaka przyszłość czeka festiwale muzyczne i w jakim kierunku ewoluuje ich obecna formuła. Jestem jednak przekonany, że muzyka grana na koncertach, nawet jeśli mocno uzależniona od biznesu, potrzeb rynku i przeciętnego jej odbiorcy, zawsze znajdzie własną drogę, aby w pełni nami zawładnąć, przyciągnąć do siebie i pochłonąć bez reszty zmysły słuchacza. Pytanie tylko, czy w tej walce o jak najpełniej wykorzystany czas wolny pozwolimy jej na to?