Życie po brutalu…
Zwiedzam więc Katowice. Jest to wielkie miasto malutkie… pisał Wyspiański do Lucjana Rydla pod koniec XIX wieku. Co wieszcz narodowy miał na myśli? Czy chodziło mu o gwałtowny rozwój stolicy Śląska, który nastąpił w tamtym okresie? Co napisałby dzisiaj (już pewnie nie na pocztówce, a tablecie lub Iphonie) przechadzając się Galerią Katowicką po wyjściu z pociągu? Wizerunek miasta zmienia się błyskawicznie – jest nowocześnie, funkcjonalnie, ale czy lepiej? Jeszcze nigdy zdania na ten temat nie były tak różne. Jedno jest pewne – nowy dworzec PKP b r u t a l n i e podzielił Katowice.

Hala starego dworca PKP, fot. M. Grajcar
„Nowy dworzec jest piękny! Nie ma na nim panów wątpliwego pochodzenia, ciepło, ładnie, w każdym miejscu można posiedzieć, napić się kawy, poczytać prasę. Estetycznie i przyjemnie! A kielichy? Nigdy mnie nie zachwycały, nie rozumiem tego szumu wokół dworca, który był brudny i zaniedbany. Teraz jest dużo lepiej, cieszę się, że go przebudowali. Tradycja? Musimy się rozwijać, a nie oglądać nieustannie do tyłu”. Aldona Marek, 28-letnia mieszkanka Dąbrowy Górniczej, w tygodniu dojeżdża do Katowic do pracy.
dr Aneta Borowik, Zakład Historii Sztuki na Uniwersytecie Śląskim: „Jednym z problemów nowego dworca jest odbudowa kielichów, które zostały wyrwane z pierwotnego kontekstu. Te dwa kielichy zapewne nie są wiernym odtworzeniem, jedynie w pewnym stopniu nawiązują do tego, co było. Natomiast odpowiadając na pytanie, czy takie rozwiązanie satysfakcjonuje nas wszystkich – nie do końca. Kiedy poprosiła mnie Pani o komentarz, długo zastanawiałam się nad tym, co właściwie powiedzieć i stwierdzę tak: jeżeli chodzi o nurt brutalizmu, była to największa, najlepsza realizacja tego kierunku w całej Polsce, zaprojektowana przez warszawskich Tygrysów, młodych architektów, którzy odnosili wiele sukcesów w kraju i za granicą. Stworzyli wyjątkowy obiekt obrazujący pewien ważny nurt w rozwoju architektury lat 60. Katowicki dworzec reprezentował znakomitą architekturę, której się pozbyliśmy. Nieważne, czy te kielichy stoją czy też nie, tego budynku już nie ma. Jest inny i teraz pytanie: czy lepszy? Na pewno pod pewnymi względami. Przestrzeń poprzedniego dworca była mało akceptowana społecznie. Ludzie za nią nie przepadali. Czyja to była wina? Odwołując się do książki Filipa Springera „Źle urodzone”, w której rozdziale pt. „Brutal” napisał: „zawinił brud”. Jestem tego samego zdania. Dworzec nie był lubiany przede wszystkim z powodu długoletnich zaniedbań. To główna „wina” tego miejsca, natomiast architektura była świetna i obiektywnie mówiąc: wielka szkoda, że ten dworzec już nie istnieje. Również charakterystyczna rozrzutność przestrzeni architektonicznej lat 60. nie była powszechnie akceptowana. Cała ta ogromna przestrzeń przytłaczała, kiedy wchodziło się do hali dworcowej, co na pewno było niesamowitym przeżyciem dla kogoś, kto posiadał pewną wrażliwość, ale z drugiej strony była trochę nieludzka, zdehumanizowana. Nowy dworzec na pewno spełnia oczekiwania społeczności Katowic, Śląska i całej Polski. Sama czuję się na nim wspaniale. Dobrze, że został zachowany kontekst kielichów, bo on przypomina o bardzo ważnym momencie w historii Katowic. Przestrzeń nowego dworca jest niezwykle przyjazna dla człowieka. Wracając do „brutala” – trudno mówić o jakimś sentymencie, ponieważ jestem tym pokoleniem, które widziało dworzec w złym stanie technicznym i estetycznym. Był perłą architektoniczną, jednak – mimo że pasjonuje mnie stylistyka lat 60. – w tej kondycji, w jakim widziałam go po raz ostatni, nie mógł zrobić na mnie specjalnego wrażenia”.
„Jestem sceptycznie nastawiony do nowej inwestycji. Dworzec nie zachwycił mnie ani nie zniechęcił. Wręcz przeciwnie – uważam, że jest schludniej i bezpieczniej. Pytanie, czy właściwie oddaje on estetykę dworca? Przytłacza mnie obecność tak wielu sklepów, przez co mam wrażenie znalezienia się na jeszcze jednym z i tak wielu pasaży handlowych”. Maciej Gierka, pracuje jako operator kamery, student Wydziału Radia i Telewizji na UŚ, katowiczanin.
Aleksander Krajewski, architekt, współzałożyciel i prezes zarządu Fundacji Napraw Sobie Miasto: „W kontekście funkcjonalności nowego dworca niewiele możemy powiedzieć w momencie, kiedy budynek dopiero się pojawił, tak jak nie możemy oceniać książki, nie przeczytawszy jej do końca. Pierwsze odczucia po jego otwarciu – hm… raczej mieszane. To, co na pewno działało na korzyść wcześniejszego dworca, to właśnie rozwiązania komunikacyjne, jak przykładowo przejścia podziemne, powiązanie z dworcem autobusowym. Obecnie mam wrażenie, że pod tym względem dworzec pozostał aktualny, z tą różnicą, że obecnie nad komunikacją dominuje funkcja handlowa. Na pewno to nie jest to samo wnętrze. Dla mnie po prostu przestało być dworcem, a stało się galerią handlową z kasami PKP. Nie chciałbym być nadmiernie krytyczny, bo oczywiście widać korzystne zmiany: jest ładniej, czyściej i jaśniej, natomiast nadal utrzymuję stanowisko, że wystarczyłoby umyć stary dworzec.
Biuro architektoniczne zrobiło kawał dobrej roboty pod względem projektu wnętrz dworca, widać to w wysokiej jakości wykonaniu i wyposażeniu. Jednak trzeba pamiętać, że wartością były same kielichy i o nie walczono, teraz mamy raczej substytut, a nie oryginał. Ostatecznie z 16 kielichów widać 2 i pół.
Czy jeszcze możemy doszukać się w nim nawiązań do estetyki brutalizmu? W nowych kielichach zachowano fakturę deskowania odciśniętą w formie, krzesełka czy nawet kosze na śmieci nawiązują do kształtu kielichów. Z pewnością ze względu na nieotynkowane ściany do brutalizmu nawiązuje garaż podziemny, ale to raczej kwestia mniejszych kosztów, a nie zabiegów estetycznych.
Czy nowy dworzec może stać się ikoną i obiektem konkurencyjnym dla Spodka? Dla mnie miasta nie składają się z ikon, tylko z budynków, które muszą dobrze pełnić w nich swoją rolę. Dworzec to budynek, który powinien przede wszystkim pełnić funkcję komunikacyjną, rola wizytówki miasta to raczej wartość dodana. Ikony ulegają modzie, przekształceniom. To, co było modne wczoraj, niekoniecznie musi być uznawane takim jutro. Jeżeli już ikona, to w sensie PR-owym jest to możliwe – jeżeli tylko zostaną zainwestowane odpowiednie środki w jego promocję to myślę, że pod względem reklamowym może stać się wizytówką miasta, szczególnie kiedy będą w nim organizowane różnego typu wydarzenia kulturalne. Natomiast w mojej opinii sam dworzec nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest jedną z wielu podobnych mu inwestycji. Zamiast tworzenia ikon wolałbym, żeby miasto sprawnie funkcjonowało, żeby nas pustostany nie straszyły i tylko tyle. A może aż tyle?
Reasumując, nowy dworzec nie wywołuje fali zachwytu i pewnie poza granicami Polski nikt o nim nie usłyszy, bo nie ma w nim nic nowego w sensie architektonicznym poza dodatkową funkcją handlową, która go zdominowała. Jest zmiana, na pewno zmiana na lepsze, bo jako młoda osoba nie pamiętam, żeby tam kiedykolwiek było ładnie lub przy kasach nie ciągnęły się kolejki, natomiast są też obawy, bo gospodarzem budynku nadal jest PKP i w związku z tym czy możemy oczekiwać, że dworzec będzie tak wyglądał za 5, 10 lat….?”
„Ten dworzec był paskudny. Okropna karykatura dworca. Pamiętam, jak go otwierali, nikt się nim nie zachwycał, to dziś robi się wokół niego wiele szumu. Cieszę się ogromnie, że te szpecące budynki znikają z przestrzeni miasta. Kiedyś je tworzono, bo nie było dostępu do lepszych materiałów. Proszę nie myśleć, że ten dworzec był taki brzydki z powodu zaniedbań, on od samego momentu wybudowania nie zachwycał estetyką i funkcjonalnością, może poza architektami nikt nie wypowiadał się o nim pochlebnie”. Jerzy Horczewski, emerytowany górnik, mieszkaniec Katowic.
Monika Olejnik-Okuniewska, Marketing & PR Senior Manager, NEINVER Polska: „Przebudowa dworca kolejowego w Katowicach wraz z modernizacją węzłów transportowych wokół placu Szewczyka z pewnością przyczyni się do poprawy wizerunku stolicy Górnego Śląska. Działający od października 2012 roku dworzec kolejowy pełni rolę wrót miasta, więc wszyscy korzystający z niego podróżni mają okazję zobaczyć jeden z najnowocześniejszych dworców kolejowych w Polsce. Za kilka tygodni zostanie oddany do użytku zlokalizowany pod dworcem podziemny terminal autobusowy, który jeszcze bardziej usprawni komunikację w regionie.
Na Placu Szewczyka odtworzyliśmy słynne brutalistyczne kielichy od kilkudziesięciu lat będące wizytówką Katowic. 16 kielichów tworzących bryłę dawnego dworca dokładnie zeskanowaliśmy, dzięki czemu rekonstrukcja jest bardzo wierna. Przez wiele miesięcy trwały testy betonowych mieszanek, różnych rodzajów drewna do szalunku oraz metod jego budowy. Wykorzystaliśmy oryginalną technologię odlewania kielichów, większość prac, w tym montaż dziesiątków tysięcy listewek, zostało wykonanych ręcznie. Efekty przerosły oczekiwania: każdy z kielichów jest niepowtarzalny, ponieważ każda z listewek, które odcisnęły drewnianą fakturę słojów na betonie, została użyta tylko raz. Faktura betonu oraz sposób wyeksponowania kielichów przyniosły fantastyczny rezultat – kielichy po raz pierwszy są widoczne w całej okazałości, co podkreśla stylowe oświetlenie.
Odtworzony budynek został gruntownie zmodernizowany, co pozwoliło na zlikwidowanie wszystkich wad dawnego dworca. Jednocześnie uwzględniono wszystko, co powinny oferować współczesne obiekty tego typu. W przyszłym roku wraz z oddaniem do użytku Galerii Katowickiej zakończy się budowa kompleksu transportowo-handlowego, który zajmie cały Plac Szewczyka. Całość będzie pełniła istotną rolę dla mieszkańców miasta i regionu.
Z dawnego dworca kolejowego w Katowicach korzystało rocznie kilkanaście milionów podróżnych. Ta liczba z pewnością zwiększy się o pasażerów korzystających z komunikacji miejskiej na podziemnym terminalu autobusowym oraz klientów Galerii Katowickiej. Galeria dysponująca jednym z największych w kraju podziemnych parkingów liczącym 1200 miejsc będzie nie tylko miejscem zakupów, ale również spotkań towarzyskich i różnego rodzaju rozrywek. Będzie w niej działało pierwsze w Katowicach kino wielosalowe, przewidzieliśmy też sporą przestrzeń wystawową, w której będą organizowane projekty kulturalne, takie jak np. wystawy. Plac Szewczyka będzie tętnił życiem również dlatego, że lokale na parterze Galerii Katowickiej, w których znajdą się m.in. kawiarnie, restauracje i sklepy, będą otwarte na ulice, łącząc ją z wnętrzem obiektu. Na otwarcie Galerii planujemy sporo atrakcji, jednak dziś jest jeszcze zbyt wcześnie, by o nich mówić. Jestem przekonana, że nowe oblicze ścisłego centrum Katowic radykalnie zmieni na lepsze nie tylko życie mieszkańców miasta, ale ożywi też najbliższą okolicę. Połączenie funkcji transportowych, handlowych i rozrywkowych w ramach jednego obiektu w sercu Katowic z pewnością będzie atrakcją, która zdobędzie popularność i skieruje życie miasta na nowe tory”.
„Nie rozumiem, jak można było dopuścić do wyburzenia starych kielichów. To jakaś paranoja z tym unowocześnianiem, leczenie kompleksów. Za wszelką cenę staramy się sprostać standardom Unii, dogonić modę, w wyniku czego tracimy indywidualizm, tracimy swoją wyjątkowość. Dworzec z lat 60. był świadectwem tej wyjątkowości, to coś, co nas wyróżniało na tle innych miast i krajów. Wystarczyło go odświeżyć, ale od razu burzyć i budować nowe centrum handlowe to gwałt na tym miejscu! Mamy wspaniałą modernistyczną architekturę, która niszczeje na naszych oczach, dopiero kiedy przyjezdny z zagranicy to dostrzega, czujemy dumę, ale do tego potrzeba nam zewnętrznej akceptacji. Nie rozumiem tego. To straszne co się dzieje, za wszelką cenę staramy się unowocześniać, za wszelką cenę staramy się nie wyróżniać i być jak wszyscy”. Halina Andrus, 38 lat, jej ojciec budował własnymi rękami Katowice w latach 50.

Hala starego dworca PKP, fot. M. Grajcar
Jadwiga Lipońska-Sajdak, dyrektor Muzeum Historii Katowic: „Wydaje mi się, że jeszcze za wcześnie, by mówić o roli, jaką powinien spełniać najnowszy dworzec. Nowa inwestycja musi dopiero zaistnieć w świadomości społeczeństwa. Sam dworzec powinien być pierwszym przychylnym miejscem dla ludzi, którzy przyjeżdżają do Katowic.
W przeszłości dworzec był właśnie takim miejscem, które było pierwszym obrazem miasta, do którego się przyjeżdżało i nie był dostępny dla każdego. Dawniej, żeby wejść na dworzec, trzeba było wykupić peronówkę. Nie było możliwości, żeby sobie pochodzić po dworcu, zrobić zakupy, chociaż oczywiście na dworcach były restauracje, kioski. Ale na dworzec mógł wejść tylko obywatel z biletem. W starym dworcu zbudowanym w 1859 roku i rozbudowanym w 1905 były trzy restauracje – dla każdej kategorii klientów inna. Dla klientów pierwszej i drugiej klasy wagonów – jedna restauracja: elegancka, luksusowa, droga. Dla uboższej ludności były bary, ale żeby do nich wejść, jak i na sam dworzec, nawet w celu odprowadzenia rodziny na peron, trzeba było okazać bilet. Nie było więc osób, które chcą nocować, przeczekać trudne momenty.
Jak pamiętam, jeszcze w latach 50. peronówka kosztowała złotówkę, co było dosyć dużą kwotą na tamte czasy, dlatego zwykle osoba, która pomagała nieść walizki, wykupywała tę peronówkę, natomiast reszta rodziny sprzed dworca machała chusteczką na pożegnanie.
Stary dworzec w latach 60. okazał się niewystarczający na tak dużą liczbę mieszkańców, dlatego zaszła potrzeba budowy nowego dworca, ale nie w sensie wielkości samego obiektu, bo ten był wystarczający. W latach 60. rozwijał się w Polsce przemysł ciężki, na Śląsk zaczęła masowo przyjeżdżać ludność, w starym obiekcie brakowało torów. Poza tym wydaje mi się, że tu przeważyła też chęć zaprezentowania jak nowoczesną jesteśmy aglomeracją, nie tylko argument, że ten dworzec był za ciasny. Nowy dworzec został zbudowany już za Gierka, kiedy otworzyliśmy kolejny rozdział w historii naszego kraju z ekspansją na Europę i świat, więc trzeba się było pokazać. Jeżeli chodzi o sam projekt, nazwany później brutalistycznym, to nie budził on ani wielkich protestów, ani też zachwytu, był to jakby dalszy ciąg działania wielkiej płyty, betonu, która wiązała się z nowoczesnością. I ten dworzec, który został otwarty, ogólnie wyglądał świetnie, natomiast w szczegółach to raczej trudno tam się pracowało, bo moja mama tam pracowała, często skarżyła się, że nie ma klimatyzacji, że jest duszno. Panie, które pracowały po 12 godzin w kasach, mdlały. Potem wnętrze przerabiano, zmieniano, ale nigdy to nie był dworzec, w którym ludzie czuliby się kameralnie, zawsze był to taki „przelot”. Wszystkie wspaniałe urządzenia, w tym schody, którymi się wjeżdżało na perony, szybko się popsuły. Takie elementy właśnie bardzo ludzi zniechęcały. A druga sprawa, że kolej podupadała ogólnie i stąd ten bród i smród. Istotne były też przemiany wynikające z ustroju – przecież lata 90. przyniosły wiele zmian w gospodarce, co spowodowało, że pojawiło się bardzo dużo bezrobotnych oraz ubogich. Rozpoczęła się też wędrówka po Polsce ludzi, którzy nie mieli swojego miejsca. To wszystko wpłynęło na to, że ten dworzec tak się zaniedbał. A w związku z tym, że właścicielem obiektu była kolej, to miasto nawet nie mogło łożyć na remont. Kolej nie chciała remontować, łatwiej było im znaleźć firmę, która wybuduje kawałek dworca i wielką galerię. I co teraz mamy?
Uważam, że jest to absolutnie rzecz niedopuszczalna, żeby w takiej starej tradycyjnej części miasta wybudować tak wielki „czołg”. Już stary dworzec był duży i spowodował wyburzenie części infrastruktury, natomiast teraz ten masyw, który się tam „wlał” na ulicę między 3-go Maja a Młyńską jest dla mnie nie do pojęcia. Nie mogę na to patrzeć i myślę, że za ileś lat zostaniemy z tym potworem i będziemy się zastanawiać, co z tym zrobić. Gdybym miała możliwość, to wyremontowałabym stary dworzec, bo on po zmniejszeniu się ruchu komunikacyjnego, zmniejszeniu liczby mieszkańców, miejsc pracy w Katowicach byłby wystarczający. Pięknie go wyremontować i mielibyśmy reprezentacyjny zabytkowy dworzec i to powinno wystarczać, a takie decyzje, które zostały powzięte, zniszczyły środkową część miasta, która straciła swój klimat”.
Dziś możemy już tylko spekulować, gdybać i płakać nad rozlanym mlekiem. Katowice mają nowego giganta, nową lokalną wizytówkę. Ważne, że idziemy do przodu, ale czy w dobrym kierunku? Czas pokaże.