Współczesna droga krzyżowa

Już po raz piąty zawrzało na arenie polskiego dramatu współczesnego. Laury rozdano. Kapituła Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w składzie: Maja Kleczewska, Jacek Kopciński, Grzegorz Niziołek, Jacek Sieradzki i Jerzy Stuhr przyznała główną nagrodę Małgorzacie Sikorskiej-Miszczuk, autorce tekstu: Popiełuszko. Czarna Msza.

„Kapituła docenia wagę indywidualnego podejścia Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk do tak trudnego tematu, jakim w najnowszej historii Polski pozostaje działalność i śmierć księdza Jerzego Popiełuszki. Wyrażone w sztuce wezwanie jednej z postaci: »niech pan stworzy choćby odrobinę przestrzeni w sobie na przyjęcie moich odpowiedzi«. Kapituła uznała za najważniejszy i godny podkreślenia cel dramatopisarki, który został przez nią osiągnięty”.

Szanowani znawcy ocenili i nagrodzili tekst dramatopisarki. Teraz kolej byśmy i my – odbiorcy, czytelnicy, widzowie (tekst został zrealizowany w czerwcu bieżącego roku na deskach Teatru Polskiego w Bydgoszczy, w reżyserii Pawła Łysaka) poddali go analizie, w celu ustosunkowania się do decyzji kapituły.

 

„Szanowni Państwo, Wysoka Izbo, i wy – Czarnuchy w sukienkach!”

 

Dramat Popiełuszko. Czarna msza jest dość nietypową próbą zmierzenia się z historią. Wydawać by się mogło, że o tragicznie zamordowanym kapelanie Solidarności dość już powiedziano, a jednak Sikorska-Miszczuk podejmuje wyzwanie — nie tylko dociera do nieznanych oficjalnie dokumentów i materiałów archiwalnych, ale deklaruje także, że wcielając się w rolę mędrca narodu zdradzi nam kuluary dramatycznych wydarzeń z 1984 roku. Autorka każe nam odsunąć na bok wszystkie dotychczasowe interpretacje, domysły i wersje, by wsłuchać się w autentyczny głos przeszłości. Co ciekawe, wskrzesza minione biografie po to, by móc skonfrontować przeszłość z teraźniejszością. Kreuje pewien gorzki i karykaturalny obraz współczesnego społeczeństwa oraz jego stosunku do zamierzchłych wydarzeń.

Swoją historię rozpoczyna od przemówienia Antypolaka do Czarnej Bandy. Antypolak reprezentuje nas wszystkich — obywateli współcześnie egzystujących w społeczeństwie polskim. Mianem Czarnej Bandy natomiast określeni zostali przez dramatopisarkę przedstawiciele Kościoła katolickiego. Monolog obywatela wypełniony jest deklarowaną nienawiścią wobec kleru, który propaguje wciąż pokutujące w społeczeństwie przekonanie: jeśli jesteś Polakiem, to musisz wierzyć w Kościół katolicki. Jeśli nie – oddawaj paszport, flagę, orła w koronie, dumę narodową,  jeziora mazurskie i złote plaże Bałtyku. Kościół nie dyskutuje, nie chce rozmawiać. Kościół żąda i oskarża, że nie docenia się poświęcenia męczenników takich jak Popiełuszko, którzy walczyli o wolną Polskę. Wizerunek księdza użyty zostaje tu jako cierpiętniczy symbol martyrologiczny. Ofiara iście Chrystusowa potraktowana zostaje niejako ostrzem ironii. Kościół każe wreszcie paść na kolana i skomleć o wybaczenie. Antypolak deklaruje i zachęca abyśmy nie dali się zwariować: „Nie potrzebuję Kościoła, żeby wierzyć. Jestem Polakiem. Wolnym człowiekiem. I z tego miejsca, w postawie wyprostowanej, widzę moją prawdę”. Na nic jednak deklamowane komunały, przemowy na barykadach i odważne deklaracje. Antypolak czując, że zbytnio wyszedł przed szereg ugina się pod ciężarem stanowczości i radykalności postępowania Kościoła, odwołując wszystko co głosił jeszcze przed chwilą z taką stanowczością. Sikorska-Miszczuk otwarcie godzi w dwulicową, pozorną odwagę i ciętość naszego języka, gdy nikt nie widzi i nie słucha treści przezeń wygłaszanych. Wobec strachu przed wzięciem odpowiedzialności za słowa, Antypolak pozostawia frustracje w sferze niewydarzonych scen z jego życia.

 

„Posłuchaj, ty księdzu z obrazka. Czy ja cię prosiłem, żebyś jechał
do Bydgoszczy? Pytałeś mnie o zdanie?”

 

Sytuacja komplikuje się, gdy do drzwi Antypolaka puka nieprzytomny, lunatykujący Prymas, który przynosi mu obrazki z księdzem Jerzym Popiełuszką. Plastyczne wizerunki kapelana stają się natrętnie powracającym prowokatorem, który zmusza nas do ponownego przeżycia losów tytułowego bohatera. Prymas pragnie wykorzenić ze świadomości Polaków drastyczne wizje dotyczące zwłok zamordowanego męczennika, by zastąpić je rozmodlonymi obrazkami, umożliwiającymi odnalezienie swojej indywidualnej modlitwy.

W tym momencie rozpoczyna się istna droga krzyżowa, w którą wyruszamy za sprawą dialogu Antypolaka z obrazkami Popiełuszki. Zastosowany przez autorkę czas teraźniejszy rozgrywanych wypadków potęguje wrażenie aktualności. Dodatkowo czyni z nas świadków dokonywanej zbrodni. Daje złudne przekonanie, że mamy wpływ na krzywdę dziejącą się dookoła, że możemy powstrzymać oprawców przed dokonaniem mordu. Dramatopisarka w niewygodny sposób zmusza nas do wzięcia na siebie częściowej winy za współudział – jesteśmy obciążeni ciężarem współwiny. Zostajemy wciągnięci w rozgrywaną ponownie na naszych oczach historię. Nie pyta nas ona o zdanie czy pozwolenie. Wpycha się do naszych mieszkań ot tak, po prostu. Mimo protestów Antypolaka, prób umycia rąk od dokonanej zbrodni i, właściwej narodowi, niechęci mieszania się w nie swoje sprawy przeszłość i tak dopomina się o uwzględnienie swego głosu. Ksiądz zostaje niejako wezwany do spełnienia obowiązku wyjaśnienia rozgniewanym rodakom dlaczego świadomie zgodził się na to,  by stać się ofiarą w walce o wolną Ojczyznę. Zgodnie z naszymi przewidywaniami, powołuje się na przymus wypełnienia boskiej woli – to Stwórca powołał go na bohatera tragicznego. Za swoją wyjątkowość przyjdzie mu zapłacić najwyższą cenę.

 

„W drogę, w Imię Zła. W drogę, w Imię Boże”.

 

Sikorska-Miszczuk udziela głosu obu stronom konfliktu, starając się ukazać racje, którymi kierowali się mordercy, wywołani w dramacie do odpowiedzi. Przeszli oni do historii jako członkowie zbrodniczej organizacji zwanej Służbą Bezpieczeństwa. To SB dokonać ma za pomocą prymitywnych narzędzi aktu mordu na męczenniku. Opowiadanie historii nic już nie da – musi wydarzyć się to, co nieuniknione: w imię Zła, bądź w imię Boże – w zależności od  strony konfliktu.

Następuje przemieszanie czasoprzestrzeni, w konsekwencji którego Antypolak ląduje w bagażniku samochodu morderców, podążających właśnie tuż za samochodem księdza Popiełuszki. Oprawcy wykonują jedynie rozkaz wydany przez zwierzchników. Wszystko po to, by Kościół przestał mieszać się do polityki. Czy nie tego właśnie chciał Antypolak? Jest zatem pośrednio zamieszany w zbrodnię. Stanie się teraz przymusowym świadkiem realizacji tych pragnień w drodze do Bydgoszczy. Podczas pościgu za samochodem kapelana Solidarności Sikorska-Miszczuk podszeptuje do ucha Antypolaka główne motywacje katów. Skazuje go na doświadczenie cierpienia, jakiemu poddano Popiełuszkę. Niczym Szymon z Cyreny, zmuszony jest nieść niechciany krzyż Chrystusowy. Pokorne posłannictwo i dobrowolność księdza w pójściu na śmierć drażnią Antypolaka, który nie rozumie jego chorego przeznaczenia. Zacierają się granice między przeszłością a teraźniejszością. Nie ma wyraźnych barier pomiędzy wczoraj i dziś. Okazuje się, że mimo oficjalnie zakończonej komuny nieoficjalny schematyzm działania i myślenia zakodowany w bezmyślnie wytresowanych umysłach ludzkich nadal obowiązuje. To Popiełuszko dawał ludziom zły przykład – był przecież nieposłuszny wobec władzy, co doprowadzało ją do furii. Teraz przyjdzie mu ponieść drastyczne konsekwencje swych wybryków. Próbował zachwiać światem opartym na równowadze kłamstw i sztuce zachowania pozorów. Sam siebie skazał na śmierć, domagając się miana świętego, którym stać się może jedynie męczennik.

Sikorska-Miszczuk jawnie zdradza przed nami chwyty dramaturgiczne stosowane w celu uwiarygodnienia opowiadanej historii. Stąd chociażby obecność listy nazwisk autentycznych działaczy i osobistości publicznych biorących udział w mszach za Ojczyznę. Najjaskrawiej widoczne jest to w umęczonych i wypełnionych frustracją wypowiedziach żony Antypolaka, która stale napomina, że poza bitwami ideowymi istnieje jeszcze zaniedbane życie codzienne, z którym trzeba sobie radzić. To w jej monologach pojawiają się nazwy sprzętów, marek, firm dające nam namiastkę prawdopodobieństwa i autentyczności realiów. Jak przyznaje autorka, przemycane w dialogach szczegóły i detale faktograficzne dają nam złudzenie prawdy. Świadomie więc manipuluje procesem odbioru dramatu przez czytelnika. Każe nam włożyć w bok Chrystusa dwa Tomaszowe niewierne palce, żebyśmy uwierzyli. Wpycha nas, wraz z Antypolakiem, do bagażnika. Miano owego bagażnika zyskuje na kartach dramatu komuna, w której zamknięto życie. To Solidarność uwolniła z tej pułapki – dała siłę, by walczyć o swoje. Stan wojenny jako punkt krytyczny starał się upchać ludzi z powrotem do pudła i poddać rozliczeniom przyszłych pokoleń. Wówczas pojawił się Popiełuszko, który zgarbionym na nowo wskazał godną postawę wyprostowaną; ten, który zdecydował się przerwać ciszę i stanąć na czele nowo zwartych szeregów w walce o wolność.

 

„Robimy dziesięć powtórzeń. Zawsze pamiętamy o oddechu. To proste ćwiczenie pomaga nam utrwalić nawyk postawy wyprostowanej”.

 

Podczas drogi krzyżowej dramatopisarka rozważa jak zachować prawidłową postawę w czasach, które temu nie sprzyjają. Rozbija konwencję klasycznego kazania, stosując chwyt symbolicznej gimnastyki, dającej człowiekowi wolność, poprzez praktykowanie postawy wyprostowanej – łączącej niebo z ziemią. W tekście pojawiają się cytowane fragmenty autentycznych przemówień i kazań księdza Popiełuszki, wzywające Kościół do oczyszczenia się przez metaforyczne porządki tuż przed przystąpieniem do polityki. Polityka zasadzona w Kościele wydała plony w postaci maków, jabłoni, chabrów, rozmarynu i róży, przywołujących wojenne i patriotyczne pieśni oraz dające powiew sentymentalnej martyrologii. Popiełuszko — niczym rasowy partyzant, bojownik i konspirant — skazany zostaje na karę śmierci, umotywowaną godzeniem w interesy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

Z biegiem rozwoju wydarzeń Antypolak coraz mniej bluźni, coraz ciszej protestuje i stawia coraz więcej pytań, starając się nawiązać dialog z tytułowym bohaterem. Zdaje sobie sprawę z tego, że historia jest na wyciągnięcie dłoni, a jej dramat dotyka każdego z nas czy to pośrednio, czy bezpośrednio. Mordercy przedstawiają losy kapelana Solidarności z „czerwonego punktu widzenia”. Co istotne, okazuje się, że Popiełuszko, za sprawą intryg władzy, przyjmuje wyrok śmierci ze swoich rąk – z rąk zwierzchników Kościoła katolickiego, postrzeganego przez SB jako rakotwórczą narośl, którą należy bezzwłocznie usunąć metodą operacyjną ze zdrowej tkanki państwa. Ksiądz zostaje zdradzony, wrobiony w zbrodnię i zbrukany przez Kościół, który nie może wybaczyć mu chwil ludzkiej słabości i zwątpienia w czasie nieludzkich przesłuchań. Zmanipulowany przez Bandę Czarnuchów woli umrzeć, niż przyznać się, że zdradził kler.

Sikorska-Miszczuk prowokuje nas do stawienia czoła trudnej historii i prawdzie – unaocznia scenę śmierci Popiełuszki, za którą odpowiedzialny jest zarówno system władzy, jak i polski Kościół. Rytualny mord zanurza ręce wszystkich Polaków-katolików w krwi aż po same łokcie. Rozgrywa się „czarna msza”, w której autorka zestawia elementy liturgii eucharystycznej z gorzką sceną wręczenia Popiełuszce przez zwierzchnika Kościoła wezwania na przesłuchanie, jednoznacznego z wyrokiem śmierci. To Antypolak, jako świadek wydarzeń, daremnie stara się powstrzymać kapelana przed samozagładą. Na próżno. Ksiądz wygłasza swoje ostatnie przejmujące kazanie, w którym żegna się ze swoją matką i Kościołem, przepraszając pokornie swych oprawców i zdrajców. Ofiara została spełniona – Bogu niech będą dzięki. Tekst wieńczy modlitwa Antypolaka, w której wzywa wszystkich, aby powstali z kolan i dostrzegli prawdę w postawie wyprostowanej. Rozpiera go duma z faktu bycia Polakiem – wygrał tożsamość, wyzwalając się spod jarzma Kościoła oraz rozprawiając się z uciążliwą i wstydliwą historią.

 

„Ksiądz Król wezwał Popiełuszkę. I wręczył mu wezwanie na przesłuchanie na dzień 12 grudnia.”

 

Tekst dramatu jest nie tylko próbą zapisu tragicznych losów kapelana Solidarności, ale i traktatem filozoficzno – etycznym, roztrząsającym kwestię polskiej tożsamości i wiary. Kwestię poczucia odpowiedzialności i przynależności narodowej zestawia z indywidualnym wymiarem duchowym jednostki, starającej się zachować swoją odrębność i niezależność. Sikorska-Miszczuk stawia historię w zupełnie odmiennej perspektywie, udzielając głosu nie tylko zamordowanym, ale i nam – współwinnym – niewinnym, świadkującym przymusowo makabrycznym wydarzeniom. W prowokujący sposób wytyka spaczone schematy polityki i wiary, unaoczniając punkty zapalne konfliktu interesów. Autorka ma odwagę postawić Kościół przed trybunałem oskarżycielskim, jako oprawcę i kata własnego proroka. Ci oprawcy i kaci mają swoje spersonalizowane twarze, nazwiska i znane nam biogramy. Przeszłość kryje w sobie wiele niejasności i mrocznych tajemnic, które spoczywają na dnie ludzkiej pamięci, oczekując, że ktoś je uwolni, nim przepadną na zawsze wraz z ostatnim tchnieniem. Tym razem dramatopisarka dociera do kontrowersyjnych i nieujawnionych do tej pory akt sprawy, które domagają się przeżycia raz jeszcze minionych wydarzeń, w celu zweryfikowania ich prawdziwości.

Popiełuszko. Czarna Msza świetnie wpisuje się w niezwykle aktualny w polskiej dramaturgii współczesnej nurt tekstów rozliczeniowych, rozprawiających się z zakłamaniem historii. Warto zaznaczyć, że próba niestandardowego przedstawienia, rzekomo przeanalizowanych już wzdłuż i wrzesz, losów księdza Popiełuszki została zakończona sukcesem. Wprawdzie sama postać męczennika nie zyskała oryginalnej odsłony, ale za to zmienił się znacząco kontekst, okoliczności i nazwiska oprawców. Sikorska-Miszczuk zmusiła nas do spojrzenia na dramatyczne losy bohatera z jego unikalnej perspektywy, abyśmy mogli odczuć strach, poniżenie i ciężar wyjątkowości jego osoby. Dodatkowo pojawia się silny głos niezadowolonego rodaka, reprezentującego naród poddany presji systemów i schematów. Naród nie rozumiejący posłannictwa i ofiary, jaką zdecydował się złożyć kapelan. Społeczeństwo domaga się wyjaśnień – autorka decyduje się zabrać głos.

 

„Idźcie, ofiara spełniona. Bogu niech będą dzięki”.

 

Czy, podobnie jak reprezentujący nas symbolicznie Antypolak, przeżyliśmy istne katharsis, które wyleczyło nas z pretensji i nauczyło pokornego wsłuchiwania się w głosy przeszłości? Czy zdołaliśmy okiełznać szalejącą pośród spraw codziennych niewyjaśnioną historię, nakazującą nam dystans wobec wspólnotowo – narodowych zrywów i uniesień?  Czy wreszcie odzyskaliśmy wolność jednostki wobec reżimu Kościoła i polityki? Nie wiem. Jedno jest pewne – dramat Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk prowokuje do twardych weryfikacji wartości, uczula na przekłamania i wzbudza potrzebę odnalezienia prawdy. Sukcesywnie stwarza w nas wspomnianą już przestrzeń, która pozwoli nam przyjąć i zmierzyć się z najgorszymi nawet brudami, kalającymi wyidealizowany portret Polaka –  bohatera, ofiary, męczennika.

Po analizie tekstu Sikorskiej-Miszczuk dochodzimy do wniosku, że decyzja Kapituły Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej nie pozostaje nieuzasadniona. Rodzi się jednak ciche pytanie: czy rzeczywiście jest to największa perła tego sezonu, czy też jest to dramat najbardziej trafiający w moment i aktualne tendencje? Czyżby na horyzoncie rzeczywiście nie pojawił się inny – nierozgrzebujący martyrologicznych symboli i prezentujący w oryginalnym ujęciu nasz dzisiejszy świat – tekst debiutanta, bądź młodego dramatopisarza bez niekończącej się listy wyróżnień i realizacji scenicznych?

 

 

Małgorzata Sikorska – Miszczuk, POPIEŁUSZKO. CZARNA MSZA