„W każdym miejscu muszę coś stworzyć, aby móc nazwać je swoim” – wywiad z Michałem Smandkiem

fot. Michał Smandek

W katowickim BWA w ramach cyklu „Drobnostki” w galerii Mała Przestrzeń możemy obejrzeć wyjątkowe prace Michała Smandka. Z tej okazji o „Zmęczeniu materiału” i o tym, jak lepik i balony mogą pomóc w oswajaniu przestrzeni oraz o poszukiwaniach swojej Ameryki zgodził się opowiedzieć nam sam artysta.

Czy przestrzeń da się oswoić?

Słowo „oswajanie” stało się ostatnio bardzo popularne przy opisywaniu sztuki. Jest bliskie „przyswajaniu”. Sądzę, że każdą przestrzeń można zaadaptować do własnych potrzeb. Niektóre z tych przestrzeni są po prostu bardziej problematyczne i wymagające. Możemy w nie ingerować w sposób totalny lub bardziej subtelny. Często ta niewielka ingerencja, część, drobina jest tym mocniejsza, bardziej wyrazista, im większą ma przestrzeń.

Jestem świeżo po wizycie w BWA, gdzie w ramach cyklu „Drobnostki” możemy oglądać stworzone przez Ciebie prace. Pierwszą reakcją na ich widok był pewien szok, to znaczy zanim pojawiła się refleksja, prace wywołały wrażenie szoku, zaskoczenia. W kontekście Twoich wcześniejszych dzieł wydaje się, że szok jest w pewnym sensie nieodłącznym atrybutem Twojej twórczości. Czy to zamierzone działanie?

Szok? Szok nie był celem. Prezentowane prace są bardzo subtelne, delikatne i tę kruchość wzmacniam, zamykając je pod szklanymi kloszami. Czy są one aż tak szokujące? Sądzę, że w kontekście moich wcześniejszych działań są po prostu kolejnym etapem. Dla mnie istotą sprawy było tworzenie z drobnych materii, których właściwości fizyczne staram się wykorzystać. Pochylam się nad ziarnami piasku, kroplami ołowiu, stalowym pyłem, obserwuję, przybliżam i zachęcam do spojrzenia na nie w zupełnie inny sposób.

fot. Michał Smandek

Mimo niewielkiego formatu mnożą u odbiorcy wielość interpretacji, brak podpisów pod pracami potęguje wrażenie lekkiej dezorientacji, dzięki czemu jeszcze intensywniej pobudzają wyobraźnię do pracy.

Tak, zdecydowaliśmy się nie oznaczać prac tytułami w trakcie wystawy. Chcę pozostawić otwarte pole interpretacji, pobudzić do zadawania pytań. Większość prac to prace no title. Na ścianie galerii znajduje się instalacja No title escape z opiłków stali – to taki humorystyczny zabieg w kontekście tej samej materii zamkniętej pod szklanym kloszem, którą możemy poruszyć kręcąc korbką. Jest także praca o tytule Celebracja – rzeźba z dymu i zapachu mirry. Praca ta wymaga stałej opieki, która polega na dodawaniu skruszonej mirry w celu podtrzymania zapachu i unoszącego się nad postumentem białego dymu. Obok, na ścianie, jest zawieszone Lustro. Natomiast na schodach prowadzących do galerii jest ustawiona praca z 2010 roku Black escape. Tytuły prac pojawią się później na mojej stronie i przy okazji publikacji zdjęć dokumentujących wystawę.

A czy mógłbyś powiedzieć coś więcej o rzeźbie zawieszonej na ścianie?

Praca nosi tytuł Lustro. Jest wykonana w całości z lepiku. Płaska powierzchnia kontrastuje z bogatym, organicznym, wręcz barokowym ornamentem. W tym lustrze nasze odbicie nigdy nie będzie precyzyjne, wyraźne, zawsze widzimy się w zniekształceniu, deformacji niwelującej także kolor.

Budzi uśpione demony…

Możliwe. Na pewno budzi pewien lęk, niepewność.

…które dodatkowo potęguje unoszący się dym.

Ta praca nie bez powodu jest ustawiona przed czarnym lustrem. Ich zestawienie pozwala odbierać wystawę w sposób metafizyczny – takie było założenie. Celebracja to praca z dymem jako materią, ale także z mirrą, czyli zapachem, który kojarzy się nam z obrzędami kościelnymi, pewną mistyką.

Wiele skojarzeń nasuwa się podczas oglądania futra lewitującego w szklanym naczyniu, w kontekście pozostałych prac tworzy ono ciąg: ziemia, woda, powietrze…

Skupisko sierści, włosów, futra w kształcie przypominającym gniazdo jest tak umieszczone wewnątrz szklanego klosza, że sprawia wrażenie unoszenia się. Ustawiając prace, nie obierałem takiego klucza, ale jest on jak najbardziej możliwy.

fot. Grzegorz Mart/studioFILMLOVE

W swoich działaniach wykorzystujesz rozmaite media: od rzeźby, przez wideo, po land art. Ukończyłeś rzeźbę, sam jesteś nauczycielem rzeźby. Rzeźbiarz czy konceptualista, które określenie jest bardziej adekwatne?

Myślę, że jedno nie wyklucza drugiego. To jest spójne.

Balony, choć tym razem nie pojawiły się na wystawie, są nieodłącznym atrybutem Twoich prac. Wykorzystujesz materiały, które nie kojarzą się jednoznacznie z rzeźbą…

Balony są wygodnym materiałem, bo ich garść mieści się w kieszeni lub plecaku. Gdy wyjeżdżam, zawsze staram się przygotować parę drobiazgów, które w czasie podróży pomogą mi zawłaszczyć wybraną przestrzeń. Gdy wyruszam, to zdaję sobie sprawę, że mam określoną ilość czasu i być może jedyną okazję do tego, aby w danym miejscu coś stworzyć i tym samym móc nazwać to miejsce swoim. Często okoliczności są zaskakujące i nie zawsze można zrealizować to, o czym się wcześniej myślało. To taka sytuacja bez odwrotu, tu i teraz. Skupiony na realizacji często niczego nie jem, niczego nie piję, nie zważam na to, czy pada deszcz, czy pali mnie słońce. Potem muszę odpokutować tego skutki, ale tak to już jest. Ciekawą praktyką byłyby powroty we wcześniej odwiedzane miejsca, powroty z zebranym wcześniej doświadczeniem, które może być pomocne lub wręcz przeciwnie – może ograniczać. Jest takie miejsce, w które tak czy owak muszę powrócić.

A lepik? Co intrygującego jest w lepiku?

Lepik to czarna masa, służąca do pokrywania dachów, lepienia papy. Brudna robota. Dla mnie to masa dająca się formować, roztapiać, ponownie formować, zmienia się pod wpływem ciepła. To jedna z najpiękniejszych czerni, z jakimi się spotkałem. Szlachetna, z głębokim połyskiem, bardzo delikatna i czuła na dotyk, a jednak formowana w totalnym brudzie, oparach, gorąca i bulgocząca, przelewana z gara do gara w lepiących się do wszystkiego rękawicach, często nieposłuszna i traktowana brutalnie palnikiem.

Wiedziałeś już na samym początku edukacji artystycznej, że będziesz zajmował się rzeźbą?

Sprawnie i z satysfakcją studiowałem rzeźbę. Do Ameryki w celach zarobkowych wyjechałem, będąc jeszcze studentem, tuż przed realizacją dyplomu. Dziś z perspektywy czasu wiem, że ten wyjazd był kluczowy. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo. Ta podróż wpłynęła na zmiany i ostateczny kształt mojej pracy dyplomowej. Ze mną jest tak, że jedno napędza drugie, jedna praca rodzi pomysły na kolejne. I tak te trybiki po czasie zaczęły się poruszać, powoli, ale wytrwale.

Będąc w Stanach, planowaliśmy podróż, analizując mapy, postanowiliśmy zobaczyć Spiral Jetty Roberta Smithsona. Po prostu przypomniała mi się ilustracja z książki do historii sztuki. W wyblakłych kolorach
i mizernej jakości wydrukowany obrazek z zawijasem na wodzie. Ta instalacja z kamieni na słonym jeziorze Salt Lake w Utah żyje własnym życiem, znika i pojawia się w zależności od poziomu wody, zmienia kolor zależnie od zasolenia. To mocna praca, silnie ingeruje w krajobraz, zobaczenie jej na żywo było dużym przeżyciem. A chęć podróży, przemieszczania się chyba mi już nie przejdzie.

fot. Michał Smandek

Podróże są ważnym elementem Twojego życia i głównym źródłem inspiracji, czy nie jest tak, że wracając do Polski, starasz się odtworzyć tamtą przestrzeń tu, na miejscu? Czy poszukujesz tu swojej Ameryki?

Tak, myślę, że poszukiwanie tych ciekawiących mnie miejsc odbywa się zarówno daleko, jak i tu w pobliżu. W przypadku pracy Ciecz z 2009 roku, którą zrealizowałem w Katowicach-Szopienicach, kluczowe jest miejsce, które przypomina fragment kanionu. Kiedy pokazuję dokumentację fotograficzną, każdy pyta, w której części USA ta instalacja została zrobiona.

„Zmęczenie materiału” to tytuł wystawy. Czy to oznacza, że jesteś już zmęczony, czy to materiał uległ wyczerpaniu od ciągłych przekształceń?

W takim wieku? (uśmiech) Nie, tu nie chodzi o mnie, ale o męczenie materiału, eksperymentowanie, doprowadzanie do końca, przekraczanie właściwości, psucie i naprawianie, estetyczne zaspokajanie.

Rozmawiając z Tobą, przez cały czas mam przed oczami tę instalację z ogromnych balonów zawieszonych wysoko w powietrzu w centrum Katowic, wystawianą w ramach (TAKK!) Tymczasowej Akcji Kulturalnej Katowice podczas polskiego przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej. Można to powtórzyć albo zaaranżować już na stałe? Warszawa ma swoją palmę…

Tak, Prace na wysokości – instalacja powietrzna widoczna z odległych miejsc od centrum, zmieniająca się stale konfiguracja czarnych punktów na niebie. Jestem otwarty, tylko czy władze miasta są na to gotowe? Tamta instalacja została dość szybko skasowana.

Szczególnie doceniam w Twoich pracach to, że one budują narrację, zmuszają widza do partycypacji. Odnoszą się do określonej sytuacji i kontekstu, dzięki czemu nie jest to jedynie pasywne uczestnictwo w wystawie, a interakcja, możliwość nawiązania dialogu z artystą za pośrednictwem jego dzieł.

To dobrze. W pracach bardziej lubię niedopowiedzenie niż przegadanie. Czasem lepiej z czegoś zrezygnować niż zrobić za dużo. A to, że trzeba się zastanowić, poszukać kontekstu lub interpretować na swój sposób, jest cenne.

 

Wystawę „Zmęczenie materiału” Michała Smandka można oglądać do 16 grudnia w Małej Przestrzeni katowickiego BWA.