Nie będzie spokoju. Zostanie „Burza”.

Meblościanka, krzesła, drzwi i mnóstwo książek. W telewizorze śnieżna burza, a radio, jak na złość, nie chce nadawać na pożądanych falach. Pośrodku tego mikroświata – ojciec i córka, Prospero i Miranda. Oskaras Koršunovas, reformator litewskiej sceny teatralnej, znany jest nie tylko z zamiłowania do dramaturgii Szekspira, ale także z umiejętności uwspółcześniania klasyki i przybliżania jej widzom.

Reżyser eksperymentując z formą, stara się pozostawać blisko odbiorcy i jego rzeczywistości. „Miranda”, którą mogliśmy oglądać w ramach tegorocznego festiwalu Ars Cameralis to historia osadzona w realiach ciasnoty (nie tylko tej przestrzennej) któregoś z demoludów. Sceną jest jedno z pomieszczeń mieszkania – z klasycznie błyszczącą meblościanką, starym radiem, telewizorem i bogatą biblioteką. Starawy ojciec opiekuje się niepełnosprawną córką. Dziewczyna początkowo unika kontaktu ze starcem, by po chwili, spazmatycznym jękiem, domagać się od niego lektury. Nie byle jakiej, tylko jednej wybranej, ulubionej. Szekspirowskiej Burzy.

Przewracane są kolejne kartki książki, a mały pokój pośrodku socrealistycznego świata staje się wyspą, na której żyją Prospero i Miranda. Minimalne środki (głównie światło) pozwalają Koršunovasowi stworzyć na naszych oczach iluzję szekspirowskiego, pełnego magii świata. Kolejne postaci „Burzy” pojawiają się w przestrzeni małego M za sprawą fenomenalnych przeobrażeń dwójki aktorów – Povilasa Budrysa i Airidy Gintautaite. Kurtynę stanowią przesuwane, niejako wbudowane w meblościankę drzwi, za którymi bohaterowie znikają po to, by za moment pojawić się w kolejnym wcieleniu, z nową, wybuchającą wręcz energią. Nie sposób nie wyróżnić Airidy Gintautaite za postać Ariela – w świetle stroboskopu zmieniała się w niesamowitą, przerażającą i nieziemską istotę, która z równą gwałtownością pojawiała się i znikała.

W jednym z wywiadów, które Koršunovas udzielał z okazji polskiej premiery Mirandy” na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku, porównał wyspę z Burzy do mieszkań socrealistycznych banitów . Mówił: Związek Sowiecki był pełen takich wysp, jak ta z Burzy, na które zsyłani byli niepogodzeni z systemem, często artyści. I taką wyspą wcale nie musiała być Syberia, ale socjalistyczne, malutkie mieszkania. Wydaje się jednak, że nie tylko niepogodzeni z dominującą doktryną mogą być uznawani za wygnańców i więźniów. Tak samo, jak wypełnione książkami mieszkanie, szekspirowską wyspą może być ludzkie ciało – co pokazuje postać Mirandy. Jej zniewolenie ma charakter nie mniej beznadziejny i smutny, niż jej ojca.

Koršunovas przenosząc Burzę” w czasy socrealizmu pokazuje wielowymiarowość tego dramatu człowieka i władzy, jak określał ją Jan Kott. Walka o władzę ma tu postać nie tylko starć  z dominującą doktryną, ale też  walki o samostanowienie. I choć systemy upadają, a wczorajsi banici stają się bohaterami jutra – w drugim boju  jesteśmy bezbronni i skazani na bezustanny wysiłek. Spokoju nie będzie.

Miranda„, reż. Oskaras Koršunovas, OKT/Wileński Teatr Miejski, 22.11.2012, Festiwal Ars Cameralis