Moja ekskluzywna spowiedź tylko dla czytelników Oates

Śmierć ślicznej, malutkiej dziewuszki, która nie ma nawet dziesięciu lat, to bez wątpienia najbardziej poetycki z wszystkich tematów – mówi autor „Estetyki kompozycji” E.A. Pym. O tym, że jego słowa wzięli sobie do serca dziennikarze brukowców, przekonuje Joyce Carol Oates w powieści „Moja siostra, moja miłość”. Jednak prawdziwości słów Pyma dowodzą także rzesze czytelników, które po tę książkę sięgnęły. 

Autorka przekonuje, że powieść powstała wyłącznie z wyobraźni i nie przedstawia żadnych prawdziwych osób, miejsc ani też historycznych zdarzeń, a morderstwo siedmioletniej dziewczynki jest tylko pretekstem do pokazania „tabloidowego piekła”, w którym znaleźli się bliscy zamordowanej. Jednakże trudno dostrzec różnice między śmiercią fikcyjnej Bliss Rampike a morderstwem Małej Miss Stanów Zjednoczonych, JonBenét Ramsey. Można jedynie zgodzić się, że akcja powieści nie koncentruje się wokół pytania, kto zabił Bliss (być może dlatego, iż Oates praktycznie wskazuje mordercę palcem).

Wyznania autora/narratora

Podtytuł powieści brzmi „Intymna historia Skylera Rampike’a” i rzeczywiście autorka odsuwa się w cień i pozwala przejąć ciężar narracji bratu zamordowanej dziewczynki. To Skyler jawi się czytelnikowi jako autor, narrator i główny bohater powieści. Trzeba przyznać, że Oates doskonale podszywa się pod postać Skylera, dzięki czemu iluzja autobiografizmu została zachowana do ostatniej strony. Fikcyjny autor nie ukrywa, że to on tworzy tę powieść i tylko od niego zależy, jak wiele przekaże czytelnikom. Dlatego też w opowieści Skylera roi się od niedomówień, aluzji i zdań przerwanych w pół słowa. Autor opowiada o bólu, który sprawia mu pisanie. Nieraz zastanawia się, czy nie wymazać pewnych fragmentów, nierzadko obawia się, że zbytnio uciekł w literackość, przez co pewne wydarzenia wydają się nierzeczywiste. Narracja nie jest łańcuchem chronologicznie i logicznie uporządkowanych wydarzeń – sceny z przyszłości sąsiadują z tymi z przeszłości, są powiązane ze sobą emocjonalnie, a nie przyczynowo-skutkowo.

Skyler prowadzi ciągły dialog z czytelnikiem. Do nawiązania kontaktu wykorzystuje nie tylko bezpośrednie zwroty (Poznałeś już moje nazwisko – Rampike – i zatrzepotały ci powieki, mam rację, czytelniku?), ale korzysta także z przypisów, w których z góry odpowiada na pytania i wątpliwości odbiorców (Sceptyczny czytelnik wzdrygnie się tu z niedowierzania (…), ale zapewniam cię, jakkolwiek byś był sceptyczny, dokładnie to poczuł Skyler Rampike). Przypisy zwracają również uwagę na pewne istotne szczegóły. Czasem są głosem nastoletniego Skylera-narratora, który naśmiewa się z własnej dziecięcej naiwności.

Tabloidowe inspiracje

Naiwnością byłoby stwierdzenie, że Oates posłużyła się historią tragicznej śmierci siedmioletniej dziewczynki, tylko po to, by udowodnić, że media są czwartą władzą, która może uprzykrzyć, a nawet zrujnować człowiekowi życie. Owszem, jest w książce mowa o piekle, które zgotowały rodzinie Rampike’ów tabloidy, lecz nie ten aspekt powieści jest najistotniejszy. Więcej uwagi poświęca autorka przedstawieniu dysfunkcyjnej rodziny, w której to rodzice, a nie dziennikarze, są niszczycielską siłą.

Moim zdaniem Oates wybrała ten temat, ponieważ wie, że nie ma nic bardziej poetyckiego od śmierci dziecka… od śmierci w wyniku morderstwa… od historii „opartej na faktach”… Cóż może się lepiej sprzedawać? Nie będę tu krytykować autorki, bo nie mam do tego prawa – sama sięgnęłam po tę książkę, by dowiedzieć się, kto zabił malutką, niewinną dziewczynkę. Z własnej woli poszukałam informacji, kim był pierwowzór Bliss Rampike. W ten sposób dołączyłam do tych wszystkich, którzy dokładają drewna, by medialne piekiełko wciąż rosło w siłę. Może o to autorce chodziło? Czyżby chciała pokazać, jak łatwo można wciągnąć się w narrację rodem z pierwszej strony brukowca? Jeśli taki miała zamiar, to z pewnością się jej to udało.

Joyce Carol Oates, Moja siostra, moja miłość. Intymna historia Skylera Rampike’a, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2009.

Nasza ocena: 4/5