Filozof literatem
Moje literackie wybory są naznaczone pewną niewłaściwą przypadłością – często oceniam książki po okładce. Szukając w bibliotece kolejnej lektury, nieprzychylnie spoglądam na wymyślnie albo po prostu brzydko wydane powieści. Dlatego też „Mur”, zbiór opowiadań Jean-Paula Sartre’a, od razu przypadł mi do gustu. Wzięłam do ręki skromną, niezbyt obszerną książkę. Na jednolitej czarnej okładce umieszczono tylko nazwisko autora i tytuł. Moje poczucie estetyki powiedziało zdecydowane „tak”, ja natomiast zastanawiałam się jeszcze przez chwilę. Czego mogę się spodziewać po opowiadaniach napisanych przez filozofa?
Do tej pory Sartre’a postrzegałam głównie jako przedstawiciela egzystencjalizmu. Znałam jego poglądy i koncepcje, ale na pewno nie skojarzyłabym go z beletrystyką (chociaż – jak przeczytałam – został laureatem Literackiej Nagrody Nobla, której nie przyjął). „Mur” mnie zaskoczył. Spodziewałam się trudnych filozoficznych rozważań, a otrzymałam wyśmienitą prozę.
Sartre nie konstruuje skomplikowanych fabuł, ale ukazuje przede wszystkim człowieka. Każde z opowiadań skupia się głównie na wewnętrznych rozterkach bohaterów. Ludzie znajdują się w centrum kreowanego wokół nich świata, który poddaje się rytmowi ich myśli i emocji. Budowana przez Sartre’a rzeczywistość jest żywa, a akcję większości opowiadań możemy umiejscowić we Francji początku XX wieku. Jednak każda z opowieści rozgrywa się w odmiennym świecie – świecie przefiltrowanym, odbieranym i rozumianym z perspektywy głównego bohatera. Mimo to czytelnik nie ma problemu, by się w nich odnaleźć.
Czym jest tytułowy mur? Według mnie, dla każdej z postaci jest czymś innym, a ludzie opisani przez Sartre’a albo pod nim stoją, albo są do niego przyparci. Przed murem zatrzymuje się Paul Hilbert, bohater utworu „Herostrates”. Zdecydowany podjąć pewne działania, które w jego rozumieniu mogłyby dać mu poczucie wolności, napotyka barierę własnych emocji i zahamowań. Hilberta dręczy strach, a postawiony w obliczu zaistniałych wydarzeń, nie jest w stanie podjąć ostatecznej decyzji. Sartre tworzy niezwykle przekonujący psychologicznie portret człowieka targanego wątpliwościami. Tak jest zresztą w każdej historii – postacie znajdują się w niejednoznacznej, niekomfortowej sytuacji życiowej, z której każde wyjście – na pozór racjonalne i przemyślane – może okazać się ślepą uliczką. Pozbawieni pomocy sił wyższych (dają tu o sobie znać ateistyczne przekonania autora) bohaterowie sami muszą podejmować dramatyczne lub bolesne decyzje, które niejednokrotnie zmieniają swój kształt pod wpływem przypadku.
Opowiadania Sartre’a to błyskotliwe historie, a ich wartość wynika z prostoty. „Mur” to literatura najwyższej klasy, która równocześnie odznacza się niezwykłą lekkością stylu. Autor zmusza czytelnika do myślenia, odwołuje się do jego osobistej etyki – czyni to jednak bez przeintelektualizowania i zbędnego moralizatorstwa. Ukazuje ludzi postawionych w obliczu sytuacji granicznych, które definiują ich człowieczeństwo.
Tym razem mój zmysł estetyczny mnie nie zawiódł – minimalistyczna okładka kryła niezwykłe dzieło literackie. Być może to nie reguła, i z powodu takiego podejścia nie zwróciłam uwagi na niejedną wspaniałą powieść. Jednak wiedziona doświadczeniem zauważam, że doskonałe i wartościowe teksty skromnie stoją na półkach, oczekując na czytelnika, podczas gdy puste i głupiutkie książki wprost krzyczą i wyrywają się, byle tylko wpaść mu w ręce. W końcu tylko w taki sposób mogą zwrócić na siebie uwagę.
Jean-Paul Sartre, Mur, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1984.