Biblioteczka wakacyjna. Półka 5: Poezja

Na półce opatrzonej etykietką „Poezja” – duża różnorodność i szalony wielogłos. Obok klasyków gatunku, od lat urzekających kolejnych czytelników uniwersalnością swojej myśli, znalazło się miejsce także dla polskich współczesnych autorów, a nawet dla „poetów 2.0”, tworzących poezję interaktywną. Mamy nadzieję, że P.T. Czytelnikom uda się wybrać coś dla siebie i zachwycić się, choć przez chwilę.

Joanna Szustopol:
„matko zawrotna” Łukasza Podgórni, to zapętlenie słowa, czasu, dźwięku i myśli. Tekst wpisany w koło, które uaktywnia się poprzez centrum, jest sprzężony ze zniekształconym dźwiękiem. Nie słychać sensu czytanych wyrazów – ich właściwe wybrzmienie staje się niemożliwe wobec tej szaleńczej zawrotności. Porównać to można do działania zepsutej płyty gramofonowej, której zapis podlega zniekształceniu. Słowa zatracają się, zamazują, zmieniają znaczenie. „Cisza jest dźwiękiem prędkości światła”. Bóg/prędkość/światło/cisza. Jednak tej ciszy brak. Płyta gra. Słowa osiągają niebywałą zawrotność wprowadzając w trans. Błądzenie, zakreślanie koła, kręcenie – zawrót głowy i słowa. Zawrót myśli! Zawrót słowa! Zawrót prędkości! Zawrót ciszy! O, matko!

http://szafranchinche.ovh.org/matzwr.html

Aleksandra Gepert:
Trudno pisać o poezji. Trudno pisać poezję. Albo się jej nie rozumie, albo jest beznadziejna. Nigdy nie lubiłam czytać wierszy. Dzisiaj nie umiem nie czytać.
Przez przypadek natknęłam się kiedyś na Katarzynę Gucewicz. Jej tomik miał ciekawą okładkę i otwierał się inaczej niż wszystkie inne (nie na bok, tylko do góry). Wiersze były o miłości. Nic nowego. Króciutkie. Takie, które zostawiają nas otępiałych i bez tchu, że można jeszcze tak pięknie pisać. W tych wersach nawet litery zmysłowo tańczą i kołyszą biodrami. Tęsknią. Krzyczą. Świecą się jak paciorki te słowa, tak dobrze znane, a mimo wszystko niebanalne.

Krystyna Gucewicz, Przytul mnie : okruchy, lapidaria, tasiemce, Wyd. Muza, Warszawa 2007.

Kamila Buszka:
Gdy będziemy mieli już dość upałów i przebojów muzycznych lata 2012, warto sięgnąć po tomik Stanisława Barańczaka „Podróż zimowa”. Nie tylko dlatego, że skutecznie ochłodzi, opisując ziemię przykrytą grubą warstwą śniegu, ale i z powodu tego, iż odetnie Czytelnika od często średniej jakości letniej muzyczki. „Podróż zimową” trzeba przebyć w rytmie muzyki klasycznej – jak mówi sam autor – są to „wiersze do muzyki Franza Schuberta”.
Poezja Barańczaka nie jest łatwą lekturą. Poeta zaprasza Czytelnika do zastanowienia się nad światem: nad jego przeznaczeniem i nad rolą Boga w życiu, nad bezsensownością wojny i niewrażliwością ludzi, a wreszcie nad ludzkim przemijaniem i łączącą się z nim przemianą ciała, ale także z metamorfozą znanego sobie świata, który nagle staje się obcy. Tę obcość podkreśla mroźny (i groźny) krajobraz, naszpikowany zimowymi atrybutami o niepokojącej symbolice.

Stanisław Barańczak, Podróż zimowa, Wydawnictwo A5, Kraków 2011.

Dagmara Tomczyk:
8 kwietnia 2009. Kraków. Piękne słońce odbija się w oknach posiwiałych kamienic pośród maleńkich uliczek okolic Rynku. W jednej z nich księgarnia. Zwykła. Niepozorna. Taka, gdzie zapach papieru latami unosi się z pożółkłych stronic. Weszłam, ale nie miałam zamiaru jej znaleźć. Po prostu pojawiła się przed moimi oczami: Julian Tuwim „Liryki najpiękniejsze”. Tuwim? Ten od „Ptasiego radia”? Nie, to chyba nie to. A potem… nostalgia, wzruszenie, szukanie słów o tej głupiej miłości, która w życiu nie daje się znaleźć. O tęsknocie, smutku, życiu… Sentymentalne brednie? Są tacy, którzy wiedzą co mam na myśli. I dla nich jest ta poezja. Nie chcę jej interpretować, szukać morału. Znajduję w niej emocje. Które (współ)przeżywam. I nie chodzi o to, by czytać tomik od deski do deski. Ale szukać słów, zdania, kilku, które takie emocje obudzą. I będzie się je chciało odświeżać. Zawsze. Nawet z drinkiem w ręku i stopami zatopionymi w morskim piachu… 

Julian Tuwim, Liryki najpiękniejsze, Wydawnictwo ALGO, Toruń 2004.

Bernadeta Prandzioch:
Kawafis urzeka swoją surowością, tym jak buduje klimat prostymi słowami. W jego poezji nie ma żadnych zbędnych przymiotników. Żadnych piętrowych opisów tła. Jest Zdarzenie. Chwila. Przeżycie. Które może przydarzyć się gdziekolwiek. A jednocześnie, na przekór temu, jest Kawafis głęboko zakorzeniony w swojej kulturze, czerpie z niej garściami. Dla Kawafisa jest Aleksandria istotą ukochaną.
Zachwyt jego mądrością pozostaje na długo. I to mądrością, która niewiele ma  wspólnego ze znajomością literatury, języków obcych, zanurzeniem w kulturze, tradycji, archetypach, mimo że tego właśnie jego twórczości nie można odmówić. Ale jego słowa przepełnione są przede wszystkim mądrością wrodzoną, płynącą z ciekawości świata i ludzi: Kawafis to w pierwszej kolejności i nade wszystko uważny obserwator i komentator świata. I w tym kontekście nic, z tego co napisał, nie traci na aktualności, nie może tracić, bo to są prawdy uniwersalne, dotykające każdego.

 Konstandinos Kawafis, Wiersze i proza, Świat Książki, Warszawa 2001.