Should I stay or should I go, czyli wskazówek kilka, co robić w Katowicach między 2 a 5 sierpnia
Nigdy nie byłem na pielgrzymce. Nie ciągnęło mnie specjalnie. Jednakże, mimo mojej biedoty duchowej wywołanej brakiem tego jakże cennego doświadczenia, poniekąd znam to uczucie, które towarzyszy piechurowi cisnącemu w ciżemkach na Jasną Górę z religijną pieśnią na ustach, klapsznitami w plecaku i Bóg jeden wie czym jeszcze za pazuchą. Od 5 lat bowiem, na początku sierpnia obieram niezmiennie ten sam kierunek: OFF Festival.
No, może nie do końca ten sam, bo po drodze, dokładnie 2 lata temu, należało zboczyć z trasy na Mysłowice i udać się w stronę Katowic. Zagęszczenie ludzkich jednostek, które można intensywnie odczuć na małej przestrzeni Muchowca, każe nam myśleć, iż bierzemy udział w czymś tak wyjątkowym, jak pielgrzymka dla osoby wierzącej. Jednakże w przeciwieństwie do np. toruńskich wojaży do miejsca, z którego dobiega „jedyny słuszny głos narodu polskiego”, tutaj każdy, czy to katolik, żyd, Niemiec, miłośnik TVN-u, metalowiec czy hipster, jest mile widziany i z pewnością znajdzie coś dla siebie.
Tak szeroka paleta muzycznych kolorów jaką można zauważyć na OFFie nie ułatwia jednak znalezienia odpowiedzi na odwieczne pytanie: quo vadis, Arturze? No dobra, dajmy już spokój naszemu dobrodziejowi i przejmijmy od niego na chwilę znicz rozświetlający drogę do udanej zabawy. A że zależy nam, abyście bez zbędnych rykoszetów trafili pod odpowiednie namioty i sceny, to – jeśli ktoś czuje się niepewny i z lekka zagubiony z powodu muzycznego szaleństwa, które czeka nas już między 2 a 5 sierpnia – polecamy zerknąć poniżej i odszukać siebie wśród festiwalowych charakterów.
Zastanówcie się chwilę. Wytężacie węch, a wasze ciuchy promieniują gryzącym zapachem potu, pozostałym po niedawno zakończonej jarocińskiej rozróbie? Jeśli tak, nie przejmujcie się! Z pewnością nie będzie to nikomu przeszkadzać pod sceną choćby na koncercie Iggy Popa, który z pozostałymi dwoma staruszkami będzie się starał pokazać, że tarzanie się po scenie po tłuczonym szkle jest dla niego wciąż chlebem powszednim. Przy okazji odegra wraz z The Stooges klasyczne wymiatacze pokroju „I Wanna Be Your Dog”, bez których historia rock’n’rolla byłaby niczym Batman bez Robina. Zanim jednak nacieszycie swoje punkowo-garażowe ego występem legendy, nie zapomnijcie wpaść porozdawać kilka łokci przy barierkach na gigach młodych, gniewnych chłopaków z Iceage, żywiołowych Pissed Jeans i nieco starszych hardcorowców z Converge. Ach, no i jest jeszcze Ty Segall – kolejny niepokorny chłopak z gitarą, potrafiący wycisnąć z niej jednocześnie nieokrzesaną dzikość i zgrabną melodyjność, która natychmiast wyciągnie nawet najbardziej oporną jednostkę ze strefy gastronomicznej. Jeśli interesuje was domieszka punka z syntezatorami, to bez wątpienia musicie zobaczyć nieznających wytchnienia Atari Teenage Riot.
Hm, zbyt głośno? Wolicie ciszę i spokój, a dzień zaczynacie od porannej kontemplacji w kuchni nad miską owsianki? Z pewnością dobrym wyborem będzie koncert duetu High Places, który dzięki swoim nieskomplikowanym i ulotnym jak bańki mydlane kompozycjom zostanie zapamiętany na długo przez publiczność w Katowicach. Kolaboracja szkockiego barda, Kinga Creosote, z Jonem Hopkinsem, który w ujmujący sposób obsypał elektroniczną mgiełką akustyczne utwory tego pierwszego, zapowiada się wcale nie gorzej. Filozoficznym duszom polecamy na dokładkę wybrać się na koncerty ikon współczesnej poszukującej elektroniki: Matthew Herberta (w czwartek w Centrum Kultury Katowice – dla tych, którzy zakupili karnet czterodniowy) oraz goszczącego na OFFie po raz drugi Christiana Fennesza (występującego w towarzystwie wizualnego artysty Lillevana), a także naszej rodzimej perły, a zarazem pojętnego ucznia wyżej wymienionego Austriaka, czyli Jacaszka.
Jeśli nie jest wam obce drapanie się po swędzącej, nordyckiej brodzie, a bez „kraty” nie ruszacie się nawet po bułki do piekarni, to koniecznie podążajcie na występy Kurta Vile’a (autor Reflektorowej płyty roku 2011), Josha T. Pearsona czy też ziomków Justina Vernona z Megafaun. Wszyscy wymienieni to prawdziwie utalentowani rzemieślnicy sceny folkowej, którzy z gitarą akustyczną zżyli się tak bardzo, że chodzą z nią chyba nawet pod prysznic.
Dla miłośników muzycznej dekonstrukcji i alternatywnej jazdy na całego Artur Rojek także ma co nieco do zaoferowania. Czy to razem, czy osobno, zasłużeni ojcowie i matki założyciele Sonic Youth, czyli Thurston Moore i Kim Gordon, którzy przyjadą, aby dać dwa indywidualne i z pewnością nieprzewidywalne koncerty, stanowią gratkę dla każdego szanującego się fana niezależnego grania. Szalonych rozwiązań rytmicznych będzie można z pewnością wysłuchać podczas występu Battles. Rozbrajać na łopatki będzie natomiast Henry Rollins, zapowiadający show okrojone z muzyki, a wypełnione ważnymi słowami, którym nie poskąpi pewnie dużej dawki humoru. Kto nie boi się brutalnej prawdy, której wiernym propagatorem jest Henry, ten niech stanie pierwszy w szeregu pod sceną Leśną i posłucha, a nie będzie żałował.
Miłośników bujania biodrami nie może zabraknąć w piątek pod sceną mBanku, gdzie królować będzie „czarny orzeł soulu”, czyli najstarszy debiutant świata, Charles Bradley. Prawdziwy wulkan energii. Uczestnicy zeszłorocznego Festiwalu Ars Cameralis mogą to potwierdzić. Zostając na chwilę przy bohaterach wspomnianego festiwalu, grzechem byłoby ominąć Stephena Malkmusa, byłego lidera nieodżałowanych Pavement, który swoim luzem i przebojowością na scenie zaraża jak nikt inny i zapewne uczyni to ponownie w niedzielę 5 sierpnia wraz ze swoimi The Jicks. Ale o czym to ja… aaa, tak, bujanie! Ten, kto chce zachłysnąć się odrobiną boogie i funku podczas tegorocznej edycji, zamiast kierować swoje nogi w stronę strefy gastronomicznej, niech lepiej ustawi się w kolejce w niedzielę pod sceną Leśną przed koncertem Dâm FunK i oszczędza siły na prawdopodobnie jedną z najgorętszych imprez początku sierpnia. A do ziomalskiego pomachania ręką i spalenia fajki pokoju jak znalazł będą DOOM i Shabazz Palaces.
Mroczniej zrobi się natomiast przy niepokojących, ambientowych dźwiękach Demdike Stare czy topornym, ale niezwykle chwytliwym gitarowym wymiataniu Baroness, a przed świtem zacznie się prawdziwe święto dla fanów generowanych komputerowo, nieznających stylistycznych granic mikstur, które wypłyną z głośników w trakcie setów Kuedo, Forest Swords czy Container. Natomiast smutasy w t-shirtach z okładką „Unknown Pleasures” będą mogły gremialnie zapłakać nad trzymanymi w rękach piwem i kebabem przy legendarnych, nastrojowych Swans, którzy w 2010 roku powrócili na scenę ze swoją depresyjną i hipnotyzującą muzyką.
Jeśli planujecie szukać grzybków na terenie OFF Festivalu, to nie zawracajcie sobie i innym dupy daremnymi próbami, skoro nieopodal będziecie mogli odlecieć przy psychodelicznych dźwiękach Death In Vegas oraz kosmicznych, organicznych, ciągle przeobrażających się gitarowych kompozycjach Bardo Pond i Papa M, pod którym to pseudonimem kryje się David Pajo – były członek pionierów math rocka, Slint. Z kolei marzycielom polecamy rozłożyć na trawie kocyk i zatopić się w rozmytym, przestrzennym graniu spod znaku Mazzy Star i Spectrum.
Wyznawcy awangardy i jazzu również zostaną odpowiednio dopieszczeni, a to za sprawą niezwykle eklektycznych artystów pokroju Connana Mockasina, saksofonistów Colina Stetsona (na koncie koncerty m.in z Bon Iver) i Mikołaja Trzaski, odgrywającego na żywo ścieżkę dźwiękową do filmu „Róża” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, oraz Chrome Hoof, którzy będą przygrywać w tle podczas projekcji dzieła Andrzeja Kondratiuka „Hydrozagadka”.
Taneczne pitu-pitu na klawiszach i syntezatorach dla wszystkich retro-maniaków zaserwują z kolei Metronomy, Chromatics i Retro Stefson, a etniczne dźwięki pokryją gęsto teren lotniska podczas koncertów Group Doueh, Africa HiTech i Shangaan Electro.
Wymieniać można by bez końca, ale przecież nie o to w tym wszystkim chodzi, aby trzymać się ściśle wyznaczonego planu, bo każdy, kto był wcześniej na OFFie, zdaje sobie sprawę z tego, że graniczy to z cudem. Ścieżka, którą wybierzecie i tak zostanie poddana próbie wytrzymałości, co sprawi, że nawet najlepiej wykreślona kreska na mapie festiwalowej odkształci się jak makaron po wrzuceniu do wrzątku. Najważniejszą sprawą jest przecież to, by o świcie w poniedziałek 6 sierpnia opuścić teren lotniska Muchowiec w zadowoleniu, z poczuciem spełnienia muzycznego obowiązku, bagażem nowych odkryć i niezapomnianych chwil. Niech intuicja i uszy poniosą was w odpowiednie miejsce. Życzymy wybornej zabawy!