Dystrykt przestępców

Trwający od kilku lat tryumfalny pochód fantasy dotarł także i do mnie. Długo się opierałam, ale cudownej okładce tej książki nie mogłam odmówić. Dziewictwo w świecie magii straciłam za sprawą debiutanckiej powieści Douglasa Hulicka Honor złodzieja, która jest pierwszym tomem planowanej serii Opowieść o Kamratach.

Drothe jest Nosem. Węszy w najciemniejszych zakamarkach miasta Ildrekka. Słucha i obserwuje. Ludzi i miasto. Ocenia przydatność zebranych informacji, które następnie przekazuje szefowi. Później, zgodnie z rozkazami, podejmuje niezbędne działania, aby utrzymujący się od kilkunastu lat podział władzy nie został zachwiany. Wykonywana profesja, co najmniej trzy zamachy na jego życie i częste wyprawy do kanałów miasta zamieniły go w uzależnionego od ziaren aramu paranoika.

Podczas jednej z, wydawałoby się, rutynowych akcji Drothe styka się z tajemnicą. Bitwy między gangami, niebezpieczne plotki, konspiracje rodzące się w zrujnowanych budynkach stają się drugoplanowymi problemami. Dotychczasowy porządek rzeczy może ulec zburzeniu. Ktoś chce sięgnąć po władzę, która mu się nie należy. Ma za sobą wsparcie potężnej, nielegalnej magii. Całkowite panowanie nad przestępczym światem miasta ma zapewnić księga, która przez przypadek trafia w ręce Drothe’a. Staje on do walki o przetrwanie swojego fachu. Zabija, kłamie, zdradza przyjaciół, aby Kamraci mogli przeżyć tę wojnę.

Powieść można zaliczyć do gatunku low fantasy, czyli – jak lubię to nazywać – „fantasy dla mas”. Nie występują tu inne rasy niż ludzka, a fabuła nie jest budowana wokół magii. Czary stanowią jedynie dodatek i wspierają bohaterów. Autor niezauważalnie dozuje i przemyca pojęcia i słownictwo charakterystyczne dla gatunku, przenosząc nas do perfekcyjnie zbudowanego świata. Nie odsyła nas na wstępie do stustronicowego słownika, tylko po to, abyśmy załapali podstawowe dialogi. Opis miasta, gwara złodziejska, nazewnictwo zrobiły na mnie (przypominam – laiku) niesamowite wrażenie. Odmalowane przez Hulicka miasto złodziei zachwyca swym realizmem. Wisienką na torcie jest polskie tłumaczenie. Często narzekam na dosłowne przekłady angielskich fraz i zwrotów, które krzyczą niedopasowaniem. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu. Zręczne, często poetyckie metafory sprawiają, że chcę sięgnąć po oryginał i zobaczyć czyj kunszt tak podziwiam – autora czy tłumacza.

Czytelnik nie spodziewa się ciekawych zwrotów akcji, które stanowią logiczne rozwinięcie fabuły. Nie ma nic bardziej denerwującego niż rozwój wydarzeń, który jest wynikiem zatajenia przez autora pewnych faktów. Na uwagę zasługują fachowe opisy pojedynków na rapiery, miecze, sztylety. Hulick jest zapalonym szermierzem, więc wszystko jest przedstawione bardzo dokładnie, czasami nawet zbyt specjalistycznie, ale na pewno autentycznie i pięknie. Chociaż nie wiem czy nie pojawia się o jeden pojedynek za dużo. Autor nie szafuje przekleństwami. Wulgaryzmy padają od czasu do czasu, podkreślając brutalność ulicy. Nie ma bezsensownego epatowania „mięchem” tylko po to, aby pokazać, że jesteśmy wśród przestępców. Jednocześnie bohaterowie nie są absurdalnie ugrzecznieni.

Pierwszoosobowa narracja pozwala nam na doświadczanie akcji z punktu widzenia Drothe’a. Znamy jego odczucia, motywacje i przemyślenia. Pozostałe postacie nie są jakoś szczególnie uduchowione. Nie przeżywają głębokich rozterek moralnych, nie targają nimi namiętności, nie są wewnętrznie rozdarte. Jedyna moralnie niejednoznaczna kwestia pojawia się przy okazji wymiany między bohaterami Przysięgi. Mistyczne, skomplikowane porozumienie stron, które odnosi się do honoru złodzieja. Cechy jak najbardziej deficytowej w tej części Imperium.

Udajcie się więc na wyprawę do świata, który jest jak tamtejsza herbata maślana – odnajdziecie znajome elementy naszej rzeczywistości, ale jednak będzie to podróż w egzotyczne zakamarki wyobraźni autora.

Douglas Hulick, Honor złodzieja, Wydawnictwo Literackie, 2012.

Nasza ocena: 4/5