Nie „Czas” na Mariacką

Słynna galeria sztuki współczesnej „Czas” zaledwie kilka dni temu znikła z naszej przestrzeni miejskiej. Jedno z najpopularniejszych miejsc promujących pracę młodych artystów opuściło Centrum Katowic. „Czas” i Mariacka to rozwód z orzeczeniem o winie. Ktoś nie dochował wierności? Ktoś zaniedbał sztukę?

Niedzielny poranek. Idziemy wzdłuż najsłynniejszej promenady Katowic. Porozrzucane papiery, niesprzątnięte kubki, pan dosypiający na ławce. Dzieje się na Mariackiej – głoszą banery. A w rzeczy samej działo się wczoraj. Był otwarty koncert, przyszły tabuny młodzieży.

– Chodźmy na Mariacką – szesnastolatek proponuje swojemu rówieśnikowi. – Tylko najpierw zróbmy w Biedronce zaopatrzenie.

Cofamy się do poprzedniego dnia. Sobota wieczór. O dziewiętnastej nie ma już gdzie usiąść, zewsząd gra muzyka. W ogródkach piwnych siedzą studenci, osoby dojrzałe i młodzież. Do atmosfery Włoch czy Hiszpanii brakuje tylko obecności dzieci. Poziom rozmów jest różnoraki, ale trudno oczekiwać, że wszyscy będą sączyć aperitif i zagryzać paluszki krabowe przy koncertach Czajkowskiego na żywo. Nie taka jest idea i nie widać powodu, dla którego miałoby się tak stać, wręcz przeciwnie. Bo to tu, po ciężkim tygodniu, można odreagować, posiedzieć, a przy okazji zażyć kultury, ale kultura nie oznacza sztywnego siedzenia. Są tu ludzie młodzi, którzy chcą się bawić, tańczyć, śpiewać, czuć się swojsko, i są ludzie dojrzalsi, którym klimat młodych się udziela. Ochoczo poddają się wiekowemu liftingowi.

Aby dostarczać wszystkim zainteresowanym większej ilości informacji, powstał projekt mariacka.eu. Wchodzimy na stronę. Jest tu ładnie i kolorowo. A potem na żywo zwiedzamy tę samą ulicę. Okna zabite dechami i niszczejące kamienice prowadzą pod same drzwi kościoła – aż prosi się o modlitwę.

– Uważam, że nie powinno się sprzedawać alkoholu po dwudziestej drugiej – mówi sprzedawczyni w Żabce.

Problem tylko w tym, że o dwudziestej drugiej jesteśmy już w środku imprezy i możemy jedynie bezwładnie patrzeć na postępującą erozję albo się przyłączyć.

– Alkohol, który młodzież sama sobie przynosi, jest prawdziwym przekleństwem – tłumaczy właściciel jednego z lokali (nie chce, by udostępniano jego nazwisko publicznie). – Alkohol w barze jest drogi, lepiej kupić sobie po drodze tanie piwa, a potem przyjść na rauszu i przesiedzieć przy jednym piwie do zamknięcia. Nie możemy ich wyrzucić, nie mamy prawa dopóki są naszymi klientami, ani też wychowywać. Możemy jedynie zwrócić uwagę, kiedy zachowują się nieodpowiednio.

Ale co ma do tego galeria sztuki (szczególnie kiedy zostaje zamknięta przed zmrokiem)? Pan Edward Szczepańczyk, właściciel „Czasu”, galerii powstałej w 1999 roku w Będzinie, nie kryje rozczarowania.

– Przenieśliśmy się tu, bo obiecano nam, że to miejsce w ciągu roku stanie się centrum kulturalnym, tymczasem zamiast obrazów stawiają kolejnego toi toia – mówi. – Nie boję się konfrontacji, ale boję się, że to miejsce po prostu prędko się nie zmieni.

Pan Edward dwa lata temu wykupił lokal na rogu Stanisława, dawną kawiarnię. Odświeżył ją, odnowił, włożył swoją pracę i serce. Andrzej Tobis, Jacek Rykała, Piotr Kossakowski, Andrzej Urbanowicz, a ostatnio nawet Maciej Nawrot „zamieszkali” na Mariackiej. Mając tak wspaniałych lokatorów, miasto powinno być dumne. A tymczasem w jednej ścianie ekipa remontowa zrobiła dziury, które załatała dopiero po 20 dniach i to po intensywnej interwencji. Raz zabrakło wody.

– Pani w urzędzie powiedziała, że ona nie wie, gdzie są rurki wody i trzeba czekać do wiosny – wspomina pan Edward ignorancję urzędników, z którą przyszło mu się zmierzyć.

Nasuwa się pytanie o gościnność, z której słyną Ślązacy.

– Nie mam do nikogo pretensji – dodaje pan Edward. – Zdecydowaliśmy się na to miejsce, mieliśmy wielką nadzieję, że ze sztuką wyjdziemy do ludzi. Łatwiejszy dojazd i atrakcyjna lokalizacja miały zwiększyć popularność prac artystów. Od samego początku walczyliśmy o tę przestrzeń, ale też z pełną świadomością, że tu, w miejscu tak dobrze rokującym, obrazy znajdą godny dom. Nie mówię, że inwestycje nie zostały poczynione, bo tworzono murale i co chwilę coś się dzieje. Tylko czy na pewno zmierza to w dobrym kierunku?

Zamiast tego – widok śmieci, zataczającej się młodzieży. A może ludzie dziś w ogóle nie interesują się sztuką, nie potrzebują podobnych przestrzeni? Postawa pana Edwarda trąci heroizmem.

– Do galerii wpadali różni ludzie, najczęściej jednak po to, żeby się wygadać. Był na przykład pan, który obszedł galerię w ciągu pięciu minut, a potem przez resztę dnia opowiadał mi swoje życie – wspomina. – Niestety nie był to wyjątek. Na szczęście też byli i tacy, którzy zadawali pytania, chcieli się czegoś dowiedzieć o młodych twórcach, wykazywali znajomość w temacie.

Dalej jednak pan Edward nie szczędzi słów krytyki. – Ludzie, którzy przyszli sobie popić i posłuchać koncertu, bo jest za darmo. Ludzie popiją sobie, poczynią szkody i się oddalają. I czy to jest ten kanon kultury, który miał być wcześniej? Trudno więc liczyć, że coś pójdzie w tę stronę, w którą miało pójść zgodnie z oczekiwaniami wielu ludzi.

A co na to mieszkańcy?

– Nie chodzi o głośną muzykę. Rozumiem, że to miejsce rozrywki, ale o dewastację wnętrz, o załatwianie w nich potrzeb fizjologicznych, o młodych pijanych ludziach śpiących na klatkach schodowych – mówi Jadwiga, mieszkanka kamienicy na Mariackiej. – O ciągłej agresji. Nie sposób nastolatków wyrzucić sprzed swoich drzwi, są wulgarni i w grupie nie do okiełznania.

By wyeliminować podobne zjawiska, wznowiono patrole straży miejskiej. Mundurowi przechadzają się promenadą kilkanaście razy dziennie. Poprzedniego dnia w ciągu jednej akcji wystawiono 70 mandatów, 120 razy skontrolowano stan trzeźwości, jedną osobę zawieziono na izbę wytrzeźwień.

„Czas” wrócił do Będzina, do siebie. Nie jest tu dużo lepiej pod względem wizerunku miasta, ale przynajmniej nikt nie nazywa tego ośrodkiem kultury.

– Ludzie przesadzają. To wielkie centrum rozrywki i kultury – mówią władze miasta. – To stolica Katowic i jesteśmy z niej dumni.

My tylko ubolewamy, że zabrano nam tak wspaniałych sąsiadów. Ale jak wiadomo, przy każdym rozwodzie dzieci (czyt. obrazy) na mocy prawa przyznawane są opiekunowi. Temu, który się o nie troszczy.