Niki & the Dove – „Instinct”

Gdy termometr pokazuje powyżej 20 stopni w cieniu, a w powietrzu unosi się zapach ognisk, jedno jest pewne – sezon zabaw plenerowych jest otwarty. Wraz z nim rozpoczynają się festiwale, które są zarazem frajdą, jak i zagwozdką dla fanów koncertów – jak to zrobić, żeby być wszędzie i niczego nie ominąć? Jednym z pierwszych w kolejce jest Burn Selector Festival, odbywający się już w pierwszym tygodniu czerwca w Krakowie. Gwiazd jest wiele, ale szczególną uwagę przyciąga szwedzkie trio Niki & the Dove. Niby nieznani, niby niepozorni… ale czy tak do końca? Dla niezdecydowanych czy spędzić weekend w Krakowie, czy też nie – rezencja ich debiutanckiego albumu „Instinct”.

Wyróżnieni na liście BBC Sound of 2012 poprzeczkę mieli postawioną wysoko. „Instinct” był jednym z najbardziej oczekiwanych i obiecujących albumów tegorocznej wiosny. Malin Dahlström i Gustaf Karlöf prezentują swój debiut z dumą, i słusznie, bo jest z czego być dumnym.

Album bije plemiennym blaskiem. Wszechobecne bębny i dzikie zaśpiewy w tle skutecznie budujące przestrzeń utworów to najbardziej charakterystyczne elementy, zaraz po ewidentnym zamiłowaniu formacji do synth popu. Singlowe „Tomorrow” wprowadza poczucie bycia poza światem, rzuca urok na słuchacza. Utwór jest zimny, ale zarazem przyjazny. Popowy, ale jednocześnie tak bardzo niepowszedni i odległy. „The Drummer” z nieregularnym beatem, znany wcześniej z EP The Drummer, to jedna z typowo tanecznych propozycji na krążku – ten utwór po prostu zmusza do tego, żeby tańczyć. Tańczyć i iść za głosem swojego serca, śpiewając razem z Malin: „It is what makes me human”. Nawiedzone przez leśne duszki „Mother Protect” i „The Fox” przeciągają album, ale są dobrymi wypełniaczami przy utworach takich jak „Somebody” czy „Last Night”. Tutaj natomiast mamy syntezę disco glamour’u z urokiem i charyzmą wokalistki, zadziorną, ale zgrabną linią basu, a wszystko to dopieszczone oczywiście syntezatorem. Są to zdecydowanie najmocniejsze punkty albumu. Dodatkowo na wersji deluxe czeka rarytas – „All This Youth”. Znowu na pierwszy plan wysuwa się bas, ale tym razem w towarzystwie blaszanych brzęków, instynktownie płynący wraz z linią gitary.

Chłodny skandynawski temperament muzyczny został połączony z brytyjską przebojowością Little Boots czy Florence. Podczas gdy utwory solo brzmią wybornie, problem pojawia się, gdy złożymy je w całość – ich klimat do tego stopnia nie łączy się ze sobą, że zaczyna to drażnić. Dla osób, które wcześniej interesowały się twórczością zespołu, pojawia się kolejne rozczarowanie – większosć utworów została już opublikowana w ubiegłych latach i bardzo mały procent z nich jest czymś nowym dla ucha… Mimo że zespół zaprezentował proste kompozycje, to zostały one pomysłowo zaaranżowane, pokazując przez to ambicje młodych artystów. „Instinct” jest oswojonym wilkiem, który nie ma żadnych szans na pokazanie kłów wtedy, kiedy chce – robi to tylko wtedy, kiedy może. A szkoda, bo brakuje tutaj tej dzikości.

Po pierwszym przesłuchaniu płyty aż się ciśnie na usta, że to przecież brzmi jak The Knife, Little Dragon, Lykke Li. Po drugim przesłuchaniu okazuje się być bardziej taneczne niż „Ritual Union” (ostatni album Little Dragon), bardziej melodyjne niż The Knife i mniej monotonne niż Lykke Li. Po trzecim przesłuchaniu już wiadomo, że „Instinct” to cisza przed burzą. Oby burza nadeszła jak najprędzej!

Niki & the Dove – „Instinct”; Mercury Records Ltd., 2012

Ocena Reflektora (1-5):

 

Iza Kierzek