Topografia wolności
Istnieje pewien rodzaj ludzi, który żyje w trwałym przekonaniu, że nie pasuje do tego świata, że prawdziwe życie toczy się gdzie indziej. By odnaleźć siebie, uciekają oni w różne miejsca, które punkt po punkcie tworzą mapę ich przeszłości. Zresztą pewnie każdy z nas choć raz marzył o eskapizmie – porzuceniu monotonii życia i ucieczce w nieznane.
Znakomity amerykański fotograf Alec Soth wraz z dwoma francuskimi reżyserami postanowił przyjrzeć się bliżej tym uciekinierom, którzy z własnego wyboru funkcjonują na obrzeżach życia społecznego.
26 kwietnia w Czytelni Sztuki w Gliwicach odbyła się projekcja filmu dokumentalnego, będącego efektem dwuletniej podróży Sotha po Ameryce w poszukiwaniu ortodoksyjnych samotników. Obraz Miejsca nieistnienia (Somewhere to disappear) przedstawia losy ludzi z marginesu społecznego, ale też i takich, którzy na peryferie cywilizacji trafili z własnej woli. Soth stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jego bohaterowie zdecydowali się na ucieczkę z wielkich aglomeracji w naturę i zamiast wspólnoty wybrali samotność.
Odwołując się do znanej metafory – takie samowystarczalne życie cechuje lekkość bytu, ale bynajmniej nie jest ona nieznośna dla większości z bohaterów, których spotkał fotograf. Mamy tu wiecznie uśmiechniętego hippisa od 30 lat żyjącego na pustyni, a także młodego skina, który mieszka w jaskini, ograniczając swój dobytek do broni i kart tarota.
Zaleta filmu tkwi w tym, że prowokuje on do dyskusji o samotności, jednym ze słów kluczy do świata współczesnego. Dokument dotyka tego rodzaju rzeczywistości, która jest zupełnie obca ludziom żyjących w zbiorowości.
Podczas seansu Miejsc nieistnienia w Czytelni Sztuki moim pierwszym skojarzeniem była postać Davida Thoreau, pisarza, który żył blisko natury, a mieszkał z dala od ludzi, wychwalając zalety samotniczego życia. Pisał on: Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawać w życiu wyłącznie przed najbardziej ważkimi kwestiami, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie życie nauczyć, abym w godzinę śmierci nie odkrył, że nie żyłem. Nie chciałem prowadzić życia, które nim nie jest (…). Pragnąłem żyć pełnią życia i wyssać z niego wszystkie soki.
Myślę, że wszyscy, którzy cenią literaturę Thoreau czy film Wszystko za życie (Into the Wild)powinni obowiązkowo zobaczyć Miejsca nieistnienia Aleca Sotha. Czasem dobrze jest pozwolić sobie na krótką ucieczkę (niekoniecznie na pustynię), by nabrać sił i dystansu do codziennych problemów, z którymi i tak trzeba się kiedyś zmierzyć.
Jak pisał Mirosław Gabryś: Wyjazd jest lekarstwem. A jeśli nawet to tylko placebo, to czy placebo musi być czymś gorszym niż lekarstwo prawdziwe, skoro działa tak samo? Wyjazd jest sposobem na odmianę. A odmiana to świeże powietrze, które chce się wciągać w płuca bez opamiętania. Albo narkotyk, po którym świat nabiera nowego, lepszego kształtu. I czy to ważne, że ten kształt jest urojony…