Refleksje na temat wszystkiego

Zapiski z Toskanii, reż. Abbas Kiarostami

Czy jest możliwe, że kopia jest lepsza niż pierwowzór? W jaki sposób falsyfikaty mogą być bardziej wartościowe od dzieła sztuki? Czy to, co podrabiają, zasługuje na miano jedynego, prawdziwego i pięknego, czy też zaszczyt ten należy się jedynie fizycznie istniejącej rzeczy, którą z trudem próbują mimetycznie odwzorować oryginały? Refleksjami na temat estetyki, pojmowania sztuki i tego, czego sztuką konwencjonalnie nie zdarza nam się traktować, rozpoczyna się film Zapiski z Toskanii autorstwa irańskiego reżysera, Abbasa Kiarostamiego.

Jamesa Millera (William Shimell) poznajemy podczas spotkania autorskiego, promującego jego najnowszą książkę, bestseller Copie conforme (jest to również oryginalny tytuł filmu). Pisarz tłumaczy czytelnikom, skąd pomysł na książkę, w jaki sposób rozumie  artyzm, czym jest kopia, a czym oryginał. Wśród zgromadzonych czytelników jest Ona (znakomita Juliette Binoche), fascynatka sztuki, Francuzka, od pięciu lat mieszkająca we Włoszech. Zaintrygowana wystąpieniem Jamesa oraz jego koncepcją kopii lepszej od dzieła sztuki postanawia spotkać go ponownie. Bohaterowie wybierają się na wycieczkę do pobliskiej miejscowości turystycznej. Punktem wyjścia ich rozmowy, ciągnącej się od tej chwili prawie bez przerwy przez resztę filmu, jest Sztuka. W lokalnej kawiarni zostają omyłkowo potraktowani jako wieloletnie małżeństwo. Nikogo nie wyprowadzają z błędu…

Film nie jest tak prosty, jak się to początkowo wydaje. To nie zwyczajnie kolejny film o sztuce, obrazach, rzeźbach i artystach. Refleksje dotyczące tych tematów są jedynie punktem wyjścia do dalszych, różnorodnych rozmyślań. Bohaterowie sporą część czasu poświęcają dyskusji na temat małżeństwa, zastanawiają się, jaka jest rola mężczyzny i kobiety w rodzinie, a co za tym idzie, w społeczeństwie. Ona (symptomatyczne jest to, że nie posiada w filmie imienia, jakby było to zupełnie nieistotne) nie zgadza się z większością hipotez, które stawia James. Cały czas się spierają, zdania pary różną się nawet w tak mało ważkich sprawach, jak smak włoskiego wina. Obojgu można zarzucić hipokryzję oraz naiwny sposób widzenia świata. Ona jest beznadziejnie sentymentalna, on zbyt racjonalny, ona zarzuca mu, że w nachalny sposób stara się zmienić zdanie innych, a sama cały czas robi dokładnie to samo. Jednak w końcu to, do czego oboje dążą, to szczęście i prostota. Może to wydać się błahe i banalne, jednak film doskonale pokazuje, że jest to stan, który najtrudniej osiągnąć. Życie nie jest proste, łatwe i przyjemne – każdy tego chce, nie każdemu udaje się odnaleźć w świecie pełnym problemów i komplikacji. Jego i Ją łączy element desperacji – można odnieść wrażenie, że chcieliby stanąć na środku włoskiego, pełnego turystów, placyku i krzyknąć rozpaczliwie: Dlaczego nic nie jest proste?!

Czy dziełem sztuki może być cokolwiek i zależy to jedynie od obserwatora? W filmie zasugerowano, że to nasz sposób widzenia wynosi zwykły przedmiot, nawet drzewo cyprysowe, do rangi sztuki i piękna. W innej scenie słyszymy, że dzieło sztuki to jedynie marna kopia rzeczywistości. Ludzie permanentnie żyją w iluzji, lubują się w niej tak bardzo, że stworzona przez nich perfekcyjna imaginacja wszystkiego staje się realnością, wkrótce zapominają już, co miało pozostać jedynie w sferze snu, a kiedy dostrzegają rysy i pęknięcia w wyobrażonych ideach, pełni są pretensji i rozczarowania. A może jest zupełnie inaczej? Może iluzja wcale nie jest przeciwieństwem rzeczywistości, tylko jej integralną częścią? Zapiski z Toskanii to nie zabawny film, w niektórych scenach jest wręcz trudny, widza szybko ogarniają myśli zabarwione raczej na szaro niż różowo. Obraz wydaje się niesamowicie autentyczny. Nakręcony w dość dokumentalny i minimalistyczny sposób pozwala dostrzec to, co spotyka nas codziennie z każdej strony. Juliette Binoche brawurowo stworzyła wiarygodną, typową, a jednak świeżą, postać kobiety, pełną obezwładniających emocji i rozterek. Głównie dzięki jej grze aktorskiej film stał się tak niesamowicie głęboki, emocjonalny, czasem wręcz intymny.

Wiele pytań zostało zadanych podczas tej jednej długiej rozmowy dwojga bohaterów, wiele sposobów widzenia, możliwości zrozumienia siebie samego, innego oraz świata. Żadna teza nie zostaje ostatecznie wygłoszona czy potwierdzona, reżyser podaje widzowi sporo hipotez, dialog prowadzony płynnie w trzech językach wzmaga poczucie wielości punktów widzenia i skomplikowania problemów, poruszanych przez bohaterów. W ostateczności to widz musi rozstrzygnąć sam ze sobą, jakie jest jego zdanie na temat tego wszystkiego. Sam musi intelektualnie poradzić sobie z Zapiskami z Toskanii. Okazuje się to niebywale trudne, jeśli nie niemożliwe, na pewno pozostające w głowie i niedające spokoju  na długo po elektryzującym seansie.

Nasza ocena: 4/5