Dlaczego polskie seriale nas zachwycają, skoro nie zachwycają?

Nie tylko La Scala, Szymborska i islandzkie kino alternatywne. Nie tylko teatr, Białoszewski i Możdżer. W pojęciu kultury mieszczą się również seriale, które na Zachodzie (bez zmian) na wysokim poziomie, a u nas… W tym wielokropku kryje się pewna głębia mojego przekazu. Kto ją szczęśliwie pokona, może pomoże mi odpowiedzieć na pytanie: dlaczego oglądamy, chociaż narzekamy? A zdecydowanie mamy na co się pożalić.

Scena, akcja!

Zaczynając tę opowieść z Narnii, należy rozłożyć na czynniki pierwsze typową fabułę polskiego serialu. Truizmem jest powiedzenie, że skupia się ona wokół tak niespotykanych na co dzień wydarzeń, jak jedzenie pomidorowej czy jazda golfem 3. By lepiej wyjaśnić powtarzający się w każdym klanie mechanizm, przedstawię typowy scenopis takiego shortowego dzieła.

Scena 1

– Cześć, jak się masz?
– Super, dostałam piątkę.
– Obiad na stole, podać?
– Tak, poproszę. (głodny nawet nie pyta, co jest, wiadomo, że pomidorowa)
– Mmmm, dobre.
– Nalać jeszcze?
–Tak, poproszę. Dziękuję.

Dialog trwa jakieś 25 minut, co jest wynikiem porównywalnym do kochanej powszechnie „Mody na Sukces”. Temperatura wzrasta, kiedy do fabuły wplatane są problemy i życiowe dylematy.

Scena 2

(smutek i dekadencja w głosie)

– Mamoooooo…
– Tak?
– Oprócz tej piątki dostałem jedynkę z biologii. (mateczka okazuje wstępne zaniepokojenie)
–Coooo? Jak to, synku, przecież czytasz fachową literaturę całą noc, nawet pod kołdrą. (dekadencja się pogłębia)
– Uwaliła mnie z ameby. A jutro będzie mnie pytać z glonów…
– Chłopcze, do nauki! Marsz do swojego pokoju! (matka ze stanu hibernacji loguje się do systemu)

Ogólnie panującą zasadą w produkcjach serialowych jest to, że toczą się one w zamkniętych pomieszczeniach. W salonach, kuchniach, na korytarzach. Generalnie w ograniczonych scenografią przestrzeniach. Równie dobrze te cięte riposty i błyskotliwe dialogi mogłyby się toczyć w pokojach bez okien. Klamki też można wykreślić.

Scena 3

(Dziecko siedzi, kiwając się w przód i w tył. Widz mniema, że biola nie poszła).

– Synku, co się dzieje? Zwierz mi się ze swych problemów i trosk.
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć. (strach w oczach dziecka, matka otwiera firefoxa z nerwów)
– Synku, wszystko będzie dobrzeeee… Powiedz tylko mamci, co cię trapi. Razem pokonamy fale! (syn wyobraża sobie tsunami)
– Nie zdam. (matce system nie odpowiada)
– Powtórz, synku…
– Nie zdam. (mama klika ctrl+alt+delete)
– Hmmmmm… (drapie się po podbródku) Me myśli pędzą niczym konie po betonie w szarej mgle…

Tu akcja naszego serialu się urywa. Nie bądźmy dziećmi – przecież i tak za kilka odcinków okaże się, że dzieciak nie zdał przez złą nauczycielkę, która niegdyś była sekretarką ojca i robi to wszystko z wielopoziomowej zemsty. Przecież takie jest życie…

The best R.I.P

Po Ryśku i Hance przerażeni Burscy i ksiądz cyklista pytają: „kto następny”? No tak, jeśli już uśmiercać znaną postać, to z przytupem. Dość powiedzieć, że sposób zabicia Mostowiakowej doprowadził do społecznej fobii przed kartonami. Ludzie zaczęli się też bać pobytu w szpitalach, a nuż ktoś przyjdzie i dobije… W tych trudnych chwilach wszyscy jesteśmy Maciusiami (który wyrasta nam na pierwszy czarny charakter III RP). Kreatywność scenarzystów „Klanu” w ostatnich odcinkach wzrosła niemal z prędkością światła. Sposób uśmiercenia Rysia zdobywa laur telewidza w kategorii „Romantyczna śmierć roku”. To poświęcenie, ten ból, to piękno kadru… Zwolnienie godne klasyki kina, sam Hitchcock by się nie powstydził. Jakby traumy związanej ze zgonem Rysia było widzom mało, doszło do odkrycia drugiej twarzy Maćka. Scena z kopyta powinna zostać nagrodzona Grand Prix na Emmy czy Telekamerach. Chyba ci, którzy pisali sceny śmierci Hanki i Ryśka, pili kiedyś razem coca-colę. Albo wodę mineralną z cytryną.

Cdn.

Uciekając sprzed odbiornika, moje myśli biegną ku produkcjom amerykańskim. Tam każdy serial jest O CZYMŚ. Nawet jeśli jest to psychopatyczny morderca, aspołeczny lekarz czy facet, który od 6 lat nie potrafi powiedzieć dzieciom, jak poznał ich matkę. I nawet z tak idiotycznej fabuły da się wyciągnąć ogromną dozę humoru. Da się stworzyć ciekawe, nietuzinkowe postacie. A u nas, w Polsce? Każdy odcinek jest o tym samym, wszyscy są inteligentnymi blondynkami i bogatymi studentami. Ewentualnie mieszkają na wsi i pola nigdy nie widzieli. To dlatego nasze rodzime produkcje przegrywają na wolnym rynku serialowym. Bo są nudne i przewidywalne. Bo przy nich flaki z olejem stają się ciekawym zjawiskiem socjologicznym. Ja osobiście żałuję, że nie wrócą już czasy „Czterdziestolatka” czy nawet „Czterech Pancernych”. To były seriale. Bawiły, wzruszały, przyciągały. Były magnesem, dzięki któremu aż chciało się mieć telewizor. To smutne i doprawdy przybijające, że nie potrafimy od wielu już lat, pomimo pieniędzy i dobrych chęci, stworzyć czegoś dobrego.

Ale czas na uśmiech! Zaraz kolejny odcinek HIMYM.