Poezja dysfunkcyjna – Wojciech Bąkowski: Filmy, w których się mówi, o których się nie rozmawia

„Drobnostki” – skromna nazwa cyklu, w ramach którego w BWA cyklicznie pojawiać się będą nieskromne talenty. We wtorek, 28 lutego, czerwoną kokardę przeciął pierwszy zaproszony. W katowickiej galerii gościliśmy zarazem dwie osoby – Wojciecha Bąkowskiego i Wojciecha Bąkowskiego. Dychotomia, pełna sprzeczności osobowość z pogranicza czy kuglarz? Matko, niech ktoś wyłączy te filmy!

Kręci nam się w głowach.

Późny wieczór, siadamy na skrajnie niefilmowych krzesełkach. Nikt nie spodziewa się puderkowej projekcji ani też tego, że ascetyczna animacja wyniesie jego mózg poza terytorium czaszki. Rzutnik idzie w ruch, rozpoczyna się psychodrama. Wideo pierwsze od końca, z najnowszej produkcji, z offu głos Wojtka. Melodeklamacja mroczna, psychodeliczna, pusta i zarazem wymowna jak drganie membran. Liryka skrajnie oszczędna, zdania łączone za pomocą słowa „no”.

– Dziękujemy, że wytrzymali państwo do końca – mówi Michał Lasota prowadzący spotkanie. Nikt nie wyszedł, nie opuścił projekcji, kiedy sekwencyjnie przewijały się odtłuszczone z ozdobników, tak że już zwięźlej nie można, ilustracje wykonane długopisem na taśmie 35 mm techniką non-camerową. „Film mówiony 3”: przejazd komunikacją miejską, „Film mówiony 2”: biologia, morfologia, owłosienie, mniej estetyczna strona ludzkości.

Wszędzie przejawia się ten sam anhedoniczny głos bohatera, niedojrzałego chłopaka z blokowisk przytłoczonego otaczającym go światem. Światem, którego nie rozumie do końca, ale szczerze nim pogardza, bo jego świadomość wykracza poza racjonalną percepcję dostępną wszystkim wścibskim paniom w autobusie, które spotyka, i wszystkim robotnikom, owłosionym i ludzkim, ale nie ma zamiaru z nimi walczyć. Jest na to zbyt rozleniwiony, nie chce mu się, nie teraz, cud, że jeszcze oddycha. Diagnoza: przeciążenie lekkością bytu.

fot. Marek Grajcar

„Musi tu być gdzieś korytarz”, wnioskuje w jednym z filmów, „w każdym bloku jest taki korytarz”. Taka furtka do innego świata… sugeruje dwie rzeczy, dwie drogi. Jedna z nich to poszukiwanie wyjścia z obecnego, które nie porywa, nie zachwyca, nie ekscytuje. Z obecnego, w którym z góry wiadomo, że nic się nie wydarzy, a dni są takie same. Druga to autodestrukcja – czyżby mały skok z okna?

Przewija się motyw choroby, raka, obżarstwa, obrzydzenia, zgonu… Z narratora emanuje głęboka wrażliwość, być może nawet artyzm. I pewnie zrobiły coś kreatywnego, gdyby mu się… chciało. Zamiast tego nurza się w swojej bezczynności, bezcelowości, a kiedy rozgrywają się awantury, ucieka do łazienki, w imaginację. Przejawia skrajne upośledzenie na odbiór zewnętrznych bodźców, typ schizotyczny, otumaniony, choć nie tuman, pener. Bąkowski penerstwo uczynił źródłem inspiracji. Chłonąc wszelkie kalki językowe i wprowadzając je do scenariusza filmów, stworzył z nich fundamenty swojej sztuki. Udało się, lapidarne obserwacje nieskomplikowanego świata silnie identyfikują autora ze sztuką i stają się wizytówką samą w sobie. Warstwa językowa kolokwialna, potoczna i często niezrozumiała w swoim slangu, bez podręcznikowych definicji, ujmuje bezpośredniością. Chyba prościej mówił tylko Stanisław Dróżdż, pisząc poemat egzystencjalny:

Zapominanie

Zapominani

Zapominan

Zapomina

(…)

fot. Marek Grajcar

„Jestem, tu z tyłu swojej głowy”, zdaje się mówić między wierszami narrator. Ta idealna dysharmonia napiera. Leniwe dni płyną, za oknem nic się nie dzieje, znów ten sam sąsiad, było minęło, odtwarza, przewija. Podgląd na żywo czy retrospekcja? Podróż przez świat autora – widzimy jego oczami, nosimy jego okulary. Jak w „Być jak John Malkovich”, wchodzimy z butami w obcą, ale jednocześnie zadziwiająco znajomą percepcję, stan bezcelowości, niemocy… tak bliski nam nieraz przecież.

I ta przemoc. Co jakiś czas w jednym z filmów pojawiają się krzyki, bicie i obojętność. Przesadzona dezynwoltura irytuje, doprowadza do krańcowości, nie można mu pomóc. On się nurza w nudzie, w kalafiorach i w zapachu z kupy, patrząc jak brązowy papier nasiąka i spływa rurami, kolankami, które dokręca hydraulik. W całym mieszkaniu unosi się zapach z kanalizacji, za chwilę wciska się w nozdrza wszystkich zebranych. Tak sugestywny to obraz, przy minimum środków artystycznych.

Tyle myśli przebiega mu przez głowę, myśli, których nie może nazwać, przed którymi nie może uciec, ale które może dowolnie modelować. „Suchy pion” opowiada o procesach zachodzących w głowie, procesach zwerbalizowanych za pomocą  najprostszej wizualizacji Windows. Oto, co się z człowiekiem dzieje, kiedy słucha piosenki albo kiedy idzie do „Żabki”, odbiera bagaż z lotniska… Nie ma nic na zewnątrz, jest tu, w głowie, cisza, pustka… Jeżeli  rzeczywiście kobiety mają przewody, mężczyźni pudełka (jak stwierdził satyryk Mark Gungor) wiemy już, co się w nich rozgrywa:

Cisza. Pusto. Głucho. Cisza. Nic. Może. A jakby. Ale. Nic. Cisza. Pusto. Głucho.

fot. Marek Grajcar

Ale potem na scenę wchodzi „Miły człowiek”. Łysy, prymitywny gość z przykrótkimi nogawkami i obrzydliwie wystającymi gumkami białych skarpetek. Chce się powiedzieć za starszą panią: „Nie dość, że łysy, to jeszcze w butach ortopedycznych”, down, prymityw, cham z wypucowaną głową…

I język grzęźnie, na sali cisza. Wystarczą dwa pierwsze zdania, by rozwiały się wątpliwości, że oto przemawia do nas Wojciech Bąkowski – erudyta, intelektualista, który doskonale wie, w jakim celu tu przyszedł i co chce przekazać. Rzutuje na salę jak wielki afisz, ma się wrażenie, że zmaterializował się hologram z teledysku NIWEA. Cały jest swoim bohaterem, w całej swojej odrębności, a to przecież tylko… aż. Po Bąkowskim pozostaje głęboki ślad w świadomości, jak wydrążenie w skale.

Subiektywna opinia?

Nie. Trzy razy na:  n i e…

…nietuzinkowy, niebanalny, niezwykły. Słowem – Artysta.

fot. Marek Grajcar

Wojciech Bąkowski (ur. 1979 r.). Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu. Autor filmów animowanych i wideo, obiektów i instalacji audio, audioperformance’ów, słuchowisk radiowych. Muzyk, poeta. Lider grup muzycznych KOT, NIWEA i Czykita. Od maja 2007 wraz z Radosławem Szlagą, Tomaszem Mrozem, Konradem Smoleńskim, Piotrem Bosackim, Izą Tarasewicz i Magdaleną Starską współtworzy grupę artystyczną PENERSTWO. Laureat nagrody Deutsche Bank i Zachęty Narodowej Galerii Sztuki „Spojrzenia” w 2009 roku. Laureat nagrody Paszport Polityki 2010.