Kobieta budzi się po zmroku – wernisaż Izabeli Mnich

Izabela Mnich - fall in love Kato - akryl na płótnie 25x25 (2011)

W czwartek 16 lutego katowicki „Cooler” gościł kolejnego artystę, a właściwie artystkę. „I’m not done” Izabeli Mnich to klucz do bram magicznego ogrodu rozkoszy. Ociekające wysublimowaną erotyką, pełne wyrafinowanych form i feerycznych zestawień enigmatyczne femme fatale kuszą, by przejść na drugą stronę barykady, poza konwenanse i obyczaj. Tu kobieta budzi się po zmroku…

Późny wieczór. Tłum w lokalu gęstnieje. Część pojawia się w celach towarzyskich, część umyślnie, by na własne oczy obejrzeć prace debiutującej artystki. Już po chwili jednak wszystkich dopada pełne niecierpliwości oczekiwanie na oficjalną inaugurację wystawy.

– To mój pierwszy wernisaż, ale cieszę się, że stało się to w tym miejscu – mówi gospodarz wystawy, Izabela Mnich. – Po pierwsze, prace idealnie komponują się z klimatem lokalu, po drugie, to miejsce zaprzyjaźnione. Stres jest więc mniejszy, a radość z widoku życzliwych twarzy jeszcze większa.

Erotyka to temat niefrasobliwy. Wzmaga apetyt i żądze, pobudza do pracy uśpione zmysły i prowokuje. Nieumiejętnie dobrana ociera się o kicz. Ale nie tu. Może to kwestia estetyki, faktury i koloru. Zestawienie bogatych kontrastów cieszy zmysły, zachwyca, choć na próżno szukać tu intelektualnych niesnasek, na próżno brodzić w kluczu rozrzuconych po płótnie figur geometrycznych – wszystko wydaje się oczywiste. Motto przewodnie ja u impresjonistów: hedonistyczny podziw.

Izabela – zdolny samouk – to przykład, że talent może rozwijać się nawet poza instytucją ASP, trzeba tylko go odpowiednio karmić. Izabela swoje prace dokarmiała solidnie żmudnym warsztatem, choć przed malowaniem na płótnie wzbraniała się długo i dopiero niedawno zaczęła przełamywać wewnętrzny opór przed wyjściem poza akwarele. – Czułam się niegodna płótna – mówi. Artystka nie kryje swoich fascynacji fotografią. Część obrazów została wykonana na bazie zdjęć. Jako inspiracje posłużyły m.in. prace Helmuta Newtona, Raya Caesara czy Christiny Koutsospyrou.

Obrazy Izy Mnich nie są feministycznym manifestem, są werbalizacją emocji z perspektywy kobiety, są próbą uchwycenia chwili, są próbą doścignięcia ideału, kobiety doskonałej.

Nie pozostaje więc nic innego, jak wyczekiwanie na kolejne wystawy.