Dziewczyny z kalendarza bez Photoshopa

Wybierając się na premierę Dziewczyn z kalendarza – spektaklu zaproponowanego nam przez Teatr Polski w Bielsku-Białej na sam początek 2012 roku, nie spodziewałam się, że drżeć będę ogarnięta surrealistyczną obawą: „czy za chwilę naprawdę zobaczę nagie ciała aktorek?”

Tomasz Dutkiewicz zdecydował się wystawić na deskach bielskiego teatru angielsko-amerykańską tragikomedię, której chwytliwość wypróbowana została już kilkukrotnie. W 2004 roku na podstawie scenariusza Juliette Towhidi i Tima Firtha powstał film Calendar girls, zaś warszawski Teatr Komedia podjął się, całkiem niedawno, inscenizacji sztuki. Czy bielska wersja Dziewczyn wnosi do niej coś nowego?

Odpowiedź musi brzmieć przecząco. Nie, nic nowego tutaj nie znajdziemy. Inscenizacja jest wierną kopią swoich poprzedniczek. Jednak w tym, zdaje się, tkwi jej sekret, bowiem Dziewczyny z kalendarza to na pewno nie sztuka dla sztuki, a sztuka dla … przełamywania barier, gdzie wydarzenia prowadzą widza przez losy bohaterów po to, by oswoić go z tematem choroby, śmierci i … nagości.

Rozbieranie na (ekranie) scenie

Głównym bohaterem sztuki jest zaściankowość. Atmosfera angielskiego miasteczka, jego drażniące konwenanse, małe sukcesy i małe porażki, które stają się sensem życia mieszkańców Yorkshire, przypominają swoją konwencją, puszczany swego czasu w polskiej telewizji, serial Ranczo Wilkowyje. W tę ściśniętą, konwencjonalną przestrzeń najpierw zawita, ukryta pod postacią raka, śmierć, a zaraz po niej odwaga potrzebna do przełamywania barier, walki z tabu. Nieoczekiwane odejście jednej osoby – w splocie tak ciasnym, jakim jest osada Yorkshire – powoduje totalną reorganizację poglądów. Mobilizuje do odmiany tak potężnej, że trudno oprzeć się wrażeniu, jakoby przed naszymi oczyma z ciała opasanej ciasnym uniformem gąsienicy, ulatywał – nieco jeszcze oszołomiony swoim zwycięstwem nad formą – motyl.

Panie zrzucają ciuchy, aby zapozować do kalendarza, z którego zysk przeznaczą na zakupienie wygodnej kanapy do szpitalnej poczekalni. I znów to męczące, drobnomieszczańskie wyznaczanie sobie nikłych, maluczkich celów, związane z brakiem wiary w siebie czy nieznajomością realiów show-biznesu (gdy ktoś wywołuje burzę w mediach, może pozwolić sobie na coś więcej niż kanapę, drogie Panie!). Nagie ciała dojrzałych kobiet po czterdziestce, wzorowych członkiń miejscowego Instytutu Kobiet, wzbudzić muszą efekt równie drażniący, jak niespodziewana obecność Lucy Wilskiej – amerykanki wprowadzającej swoją wizję świata w zaściankowe Wilkowyje.

Dyskretne, ale pikantne babeczki

Panie zagrały wybornie, częstokroć krygując się mniej ode mnie, która prawdziwie obawiałam się wielkiego obnażenia (co wprowadziłoby efekt zupełnie niezrozumiały, bo jak pogodzić ze sobą dokumentny konserwatyzm spektaklu i po chwili pornografię wyrosłych w nim pań).  Radzą sobie znakomicie z kamuflowaniem swych uroków, a tajemniczy rytuał rozbierania objaśniony zostaje w jednym, pełnym pasji zdaniu – „mam zamiar się pokazać, bo gdyby kobiety chętniej rozbierały się u lekarza, to może mniej umierałoby przedwcześnie!”. Babeczki, słoneczniki, wiązanka kwiatów idą w ruch, stając się symbolem kobiecego męczeństwa i zarazem wyzwolenia siebie i tych przedmiotów spod jarzma przykładności i cenzury – to nie przystoi kobiecie, tego nie robi się z ciasteczkami, a my to właśnie mamy ochotę zrobić i zrobimy!

Spektakl się broni. Choć reżyser decyduje się na pewne odtwórstwo, a scenografia (Wojciech Stefaniak) spełnia wyłącznie funkcje pragmatyczne, taki wybór środków wydaje się uzasadniony. Każdy para-estetyczny, ekstrawagancki pomysł wydałby się tu nie na miejscu.

Sztuka ma bowiem charakter prospołeczny oraz głęboko uświadamiający. I mimo możliwego spotkania się z krytyką od strony tych, którzy oczekiwaliby od niej świeżego powiewu, większych ekstrawagancji zamiast pruderii, młodych ciał i ekscentrycznych dialogów (z czym spotykamy się w bombardującej nas zewsząd, bezczelnie pornograficznej sztuce współczesnej), zabieg zamęczenia widza atmosferą zaściankowej osady, a w niej umierających i starzejących się ludzi na swój cichy, prosty (ale może właśnie naturalny?) sposób zmieniają rzeczywistość: tj. przełamują bariery, łamią tabu (dawno już w mass mediach złamane i zadeptane) – przynosi miażdżące efekty. Początkowe poczucie niesmaku i nudy (część warszawskiej widowni wychodzi w połowie spektaklu), zastąpione zostaje procesem przypominającym lacanowskie lustro. W Dziewczynach napotykamy „innego”, jednocześnie stykając się z tym, co wyparliśmy z siebie, z naszej polskiej tożsamości.

Nie ukorzyć się przed „innym”

Trawiąc powoli spektakl, zaczynałam rozumieć siłę bijącą z tej próby wytrzymałości. Próby zderzenia widza z treściami dziś nieatrakcyjnymi, przebrzmiałymi, tak „normalnymi”, że aż wstydliwymi. To, co promują media, co wyznacza trendy w polityce zagranicznej, kulturze, relacjach międzyludzkich i międzynarodowych, zostaje ukazane w tej sztuce jako coś sztucznego, jako „inny” stosujący gwałt na prawdziwej naturze człowieka.

Telewizja, węsząca okazję w wykorzystaniu nagości starszych pań, staje się na moment takim „innym”, któremu należy stawić czoło, aby zachować swoją tożsamość. Zachowanie szacunku do siebie nie polega bowiem na uśmiechaniu się i byciu uległym. Tkwi natomiast w naszym rdzeniu, w poczuciu własnej godności, w naszym poczuciu bycia prawdziwym, niezakłamanym sobą. Dziewczyny z kalendarza to opowieść o „upupieniu” i „przyprawianiu gęby”, ale także o boju o swój prawdziwy portret. O niezafałszowane zdjęcie z kalendarza.

Co się kryje pod łatą przypinaną nam przez „innego”? Odważnych, chcących zmierzyć ze swoim cieniem, zapraszam na spektakl do Bielska-Białej. Moherowe berety, walki o krzyż, wiara katolicka – tak przez niektórych nieakceptowane, wypierane – niezależnie, czy tego chcemy, czy też nie, to nieodłączna część naszej polskiej tożsamości, to właśnie Dziewczyny z kalendarza.

Premiera: 07. 01.2012
Reżyseria: Tomasz Dutkiewicz
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Ewa Gdowiok
Opracowanie muzyczne: Tomasz Dutkiewicz
Aranże muzyczne: Krzysztof Maciejowski

Obsada: Grażyna Bułka, Barbara Guzińska, Jadwiga Grygierczyk,
Bożena Germańska, Maria Suprun, Krystyna Pryszczyk, Małgorzata Kozłowska,
Jagoda Krzywicka, Marta Gzowska-Sawicka, Kazimierz Czapla,
Kuba Abrahamowicz, Rafał Sawicki

Kinga Kościak