Narodziny mitu. O „Dumanowskim” Wita Szostaka

Muszę przyznać, że na najnowszą powieść Szostaka czekałam z ogromną niecierpliwością. Uczyniłam nawet z tego czekania swoisty rytuał, zamawiając książkę w przedsprzedaży w wydawnictwie i odliczając dni: najpierw do premiery, a potem do wizyty listonosza z upragnioną przesyłką. Jednak czekałam także z niepokojem, pozostając wciąż pod ogromnym wrażeniem przeczytanych nie tak dawno „Chochołów” (Lampa i Iskra Boża, 2010). Niepokojem o to, czy Szostak dorówna Szostakowi.

Na szczęście – tak właśnie się stało. Nie jest „Dumanowski” ani lepszy, ani gorszy od „Chochołów”. Jest za to w cudowny sposób od nich odmienny. Szostak zaprasza czytelnika znowu do ukochanego Krakowa (bo że jest ukochany, chyba nikt, kto czytał „Chochoły”, nie ma wątpliwości). I to Krakowa zachwycającego, zupełnie nierzeczywistego i nieoczywistego. Gdyby taki właśnie był naprawdę – taki, jakim jest w oczach Szostaka – byłby bodaj najpiękniejszym miastem świata. Ale już rytm powieści jest zupełnie inny. W „Chochołach” historia rozlewała się leniwie po zaułkach Starego Miasta, w „Dumanowskim” pulsuje w równym rytmie końskich kopyt na brukowanych ulicach.

Szostak po raz kolejny urzeka także językiem: jego bogactwem, starannością i subtelnością. Tu wszystko jest grą odcieni i półświatła. I nieraz wierny, uważny czytelnik może dostrzec figlarny uśmiech autora, który w zawoalowany sposób nawiązuje do poprzednich powieści. Ale po raz pierwszy Szostak aż tak przesycił swoją powieść erotyzmem i miłością (choć niekoniecznie zawsze jednocześnie). I uczynił to z niezwykłą zręcznością i wyczuciem, żonglując humorem, niedopowiedzeniem, wrażliwością i pozbawioną sentymentalizmu tkliwością. Fragment stanowiący opis pierwszej wspólnej nocy Dumanowskiego i Klementyny Bronowickiej jest jedną z najpiękniejszych spośród erotycznych scen, jakie zdarzyło mi się przeczytać.

Czas jednak zadać kluczowe pytanie: kim jest Dumanowski? I – tak naprawdę to pytanie uporczywie kołatało mi z tyłu głowy przez całą lekturę. Co wiem o nim na pewno, poza tym, że urodził się w 1795 roku? Bo tego, że zmarł w roku 1918 już żaden czytelnik pewnym być nie może. Czy naprawdę był bohaterem narodowym, czy jednak zwyczajnym hulaką? Stałym bywalcem krakowskich przybytków uciechy czy pustelnikiem medytującym w górach? A może jednym i drugim, i każdym jednocześnie? Żołnierzem, politykiem, wizjonerem, szaleńcem.

I przecież, tak naprawdę, nie w tym rzecz. Dumanowski był dokładnie tym, kogo naród potrzebował w tym konkretnym momencie dziejowym. Hulaka, lekkoduch, pełen ułańskiej fantazji staje na wysokości zadania: usiłuje zasłużyć na miano bohatera i ojca krakowskiego ludu. A to próbując uczynić z Krakowa nową siedzibę papieską, a to budując Nowe Miasto, a to zakładając dom dla literatów. Jednakże Kraków broni się przed tymi zmianami, miasto nie daje się tak łatwo ujarzmić. Wprost przeciwnie – zsyła na pisarzy niemoc, zmienia bieg historii. W opowieści, którą dzieli się z nami Szostak, nic nie jest takie, jakie znamy: Mickiewicz zostaje biskupem, Słowacki zbija fortunę na giełdzie, Czartoryski zostaje księciem Krakowa, a Kolberger kolekcjonuje po wsiach ludowe śpiewy o.. Dumanowskim.

Bo to Dumanowski właśnie zbiera w sobie i łączy losy wielu, staje się mitem, staje się legendą. Nie zgadzają się biografowie w ustalaniu jego życiorysu, tak jak sprzeczają się historycy co do biegu dziejów. Być może Dumanowski nie jest jedną postacią, być może nie istniał w rzeczywistości nawet przez chwilę w ciągu tych stu dwudziestu trzech lat – to nieważne. Trwając w ludzkich umysłach, w zbiorowej pamięci, na kartach historii – jest o wiele potężniejszy niż mógłby być jakikolwiek człowiek. Wszak Dumanowski uosabia ducha narodu, jest emanacją tradycji, przeszłości, tożsamości. Stąd jego nieokiełznany, szaleńczy patriotyzm, upór, skłonność do nierealnych marzeń o wielkości państwa. I również dlatego może cicho i niemal niezauważalnie odejść, gdy jesienią 1918 roku pojawia się Piłsudski. Jego misja jest wypełniona: naród ocalał.

Niemniej, to tylko jedna płaszczyzna powieści. W „Dumanowskim” bowiem aż roi się od ciekawych postaci, niemal dorównujących biografiami tytułowemu bohaterowi. Szostak rysuje je niezwykle wyraziście, sprawiając że mamy wrażenie jakby ich życia naprawdę rozciągały się o wiele dalej niż sięgają ramy powieści. Nie można powiedzieć na pewno, że wciąż nie przechadzają się po Plantach. Na uwagę z pewnością zasługuje Wit Chodnikiewicz, sekretarz, powiernik i przyjaciel Dumanowskiego. Milczący, zawsze w cieniu bohatera, swoimi czynami świadczy o własnej niezwykłej mądrości, oddaniu, skłonności do poświęceń.

 „Dumanowski” to powieść o sile narodu, ale i o cierpieniach jednostki. Takim zwykłym, codziennym bólu i zmaganiu z samym sobą. O niespełnieniu, rozdarciu, tęsknocie i – co znamienne dla Szostaka – o odchodzeniu, przemijaniu świata i ludzi, o rozpadzie porządku, który przestaje być potrzebny. To wspaniała lektura, która rodzi więcej pytań niż udziela odpowiedzi, i nie pozwala o sobie zapomnieć…

———————————

Wit Szostak, „Dumanowski”, wyd. Lampa i Iskra Boża 2011.
Ocena Reflektora (1-5):