Tatrzańskie bajania
Po dość mydlanej „Senności” Wojciech Kuczok częstuje nas upajającą, śląsko-góralską mieszanką. Upojenie to, jak dobry trunek, budzi w wyobraźni deliryczne sceny, ale uwaga! Po przedawkowaniu grozi kacem!
„Spiski, czyli teksty spisane” – jak brzmi dopisek na końcu książki – to zbiór pięciu historii, osadzonych w pieleszach gaździnowej chaty, tatrzańskich landszaftach oraz Grochowiakowych pocałunkach-krajobrazach, malowanych ironią niewinną i naiwną. Rzeczywistość w „Spiskach…” jest rzeczywistością spod znaku realności magicznej, która niekoniecznie rządzi się zdrowym rozsądkiem (próba dotarcia do środka mgły na wzór podróży do wnętrza Ziemi), a często irracjonalność świata przedstawionego mocno przypomina poetykę baśni (scena zbiorowej kopulacji górali na polanie o przedświcie).
Kuczok poradził sobie z młodopolskim wzorcem uświęconego opisu krajobrazu tatrzańskiego (Przybyszewska chuć, pojawiająca się jak modernistyczne widmo w pewnym momencie książki, nie nasuwa silnego skojarzenia z dawną epoką). Pisarz odrzuca go, nadając historiom ton zabawnej gawędy, która niekoniecznie jest wzniosła i pochwalna, często zaś brzmi nutą dobitną, ostrą i natarczywą. Czasem też fałszywie zagra i wdziera się w narrację zgrzytliwy fragment przesycony słowem. Pod koniec książki mnogość wątków oraz ich nieprawdopodobieństwo (nieprawdopodobne nawet jak na fikcję literacką) sprawia, że trudno to wszystko przyjąć bezkrytycznie, odstawić, strawić i trwać w błogim pustośnie. Przesyt powoduje ból trzewi, gorszy niż ten spowodowany głodem. Paradoksalnie to duża zaleta książki, bo ciekawi, zajmuje, drażni, ale nie pozwala ziewać.
Charakterystyczny humor Kuczoka sprawia, że momentami czytelnik zaśmiewa się do łez. Satyryczny ton narracji zaciemnia spojrzenie i trudno dostrzec w gruncie rzeczy jałową egzystencję bohaterów „Spisków…”. Autor swoje charaktery rysuje mocną kreską, bardzo intensywną, bardzo określoną. Poznajemy Jasia-wędrowniczka z nieodłącznym atrybutem – butelczyną – podzwaniającego po górach i dolinach pomniejszymi flaszeczkami kieszonkowymi. Jaś, kiedy pije, wpada w ekstatyczny nałóg przemierzania górskich szlaków, który zrozpaczona rodzina komentuje: „Do niczego w życiu nie dojdziesz!”. Dosadność i lekki cynizm w opisie tej sytuacji to wyraz umiejętnej gry na powierzchni językowej, wspaniałej żonglerki słowem.
Humor, ironia, a dla niektórych nawet profanacja, są cechami twórczości Kuczoka. Komiczny opis gazdy powracającego do domu z siekierką wbitą w czaszkę czy barbarzyńskie sceny walk „tubylców” rodem z Rzymu epoki Nerona wcale krwi w żyłach nie mrożą, bo przedstawione są w konwencji baśniowej i fantastycznej, nie zaś realistycznej. Pełna absurdu historia ustrzelenia misiaka to zabawa z tradycją literacką, która zna doskonale poetyckie opisy polowań polskiej szlachty (scena zabicia niedźwiedzia w „Panu Tadeuszu” Mickiewicza).
Dużą zaletą pisarstwa Kuczoka jest unikanie tonu moralizatorskiego. Tragiczne historie ludzkie, przesiąknięte alkoholem, oraz bohaterów umęczonych i rozmodlonych autor opisuje z perspektywy człowieka z zewnątrz. Narrator dziwi się góralskiej krzepie, twardości ducha i niemożliwym dla cepra zdolnościom regeneracyjnym po wódkowych maratonach, ale nie ocenia, nie gani, nie prawi morałów.
„Spiski…” przeczytać warto ze względu na urok twórczości Kuczoka, twórczości naiwnej i ciętej jednocześnie. Groteska, niewinna deformacja rzeczywistości oraz przyzwoita dawka aluzji literackich pozwala mi zaliczyć opowieści tatrzańskie w poczet książek udanych.
Ocena Reflektora (1-5):
Wojciech Kuczok, Spiski. Przygody tatrzańskie, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010