Rozświetlenie: Teatr Bezpański. Rozmowa z Marleną Hermanowicz
„Prosperuje prężnie od roku 2009 pod pieczą artystyczną Marleny Hermanowicz, skupiając młodych artystów sceny z terenu całego województwa śląskiego. Tworzy projekty różnorodne: od form kameralnych, po widowiskowe. Raz na zawsze spuszczeni ze smyczy energię swą spożytkowują na tworzenie „czegoś” z „niczego”. Stawiają na wszechstronność, aktualność i piorunujące doznania nie tylko estetyczne, ale i intelektualne. Dotykają, niepokoją, obserwują. Przy nich nie możesz czuć się bezpiecznie.” Z twórczynią zamieszania, jakim jest Teatr Bezpański, rozmawia Jędrzej Szweda. Zapraszamy!
JSZ.: Skąd pojawił się pomysł na Teatr Bezpański?
MH: Cóż… Dałam się najzwyczajniej w świecie podejść. Teatr zawsze był obecny w moim życiu, ale nie na tyle poważnie, by myśleć o założeniu autorskiego teatru. Do pewnych decyzji sama musiałam dojrzeć, poczekać. Początkowo, podczas kompletowania obsady do „Historii Pewnej Zbrodni”, koncepcja stworzenia stałej grupy nie istniała. Miała to być krótka przygoda z musicalem. Po czasie wszystko się zmieniło. Musiał nadejść odpowiedni „moment”… Miałam to szczęście, że nadszedł. Skład wykrystalizował się i ustabilizował. W tego typu projektach ważne jest – o ile nie najważniejsze – by móc pracować z ludźmi, którym w pełni się ufa. Mając do dyspozycji zdolnych i odważnych popaprańców, można wiele zdziałać. Sformalizowaliśmy więc grupę i tak oto jesteśmy. Zwarci i gotowi.
Miesiąc temu mieliście swoją premierę. Czy wszystko poszło po waszej myśli?
Premierę „Historii Pewnej Zbrodni” uważamy za swój „oficjalny początek”, pierwszy poważny krok. Dość długo walczyliśmy, by zaistnieć na mapie kulturalnej Śląska. W miarę rozwoju sytuacji apetyt tylko narastał. Pragnienie zostało zrealizowane zgodnie z naszą wolą w nocy z 16 na 17 września 2011 roku w Galerii Szyb Wilson w Katowicach. Jedno jest pewne – wciąż nam mało… Nie mamy najmniejszego zamiaru spocząć na laurach. Wciąż jest w nas wiele intrygujących niedociągnięć, nad którymi warto pracować.
No właśnie – w nocy z 16 na 17. Dlaczego premiera odbyła się o tak niecodziennej porze?
Nietypowa godzina premiery (23:52) była wpisana od początku w samą treść sztuki. Dokładnie o 00:00 Victor Frankenstein wybrany zostaje przez tajemniczego profesora Brahmsa na swego ucznia. Przemieszanie magii i realizmu zaważyło na decyzji, że zagramy, przeżywając północ w pełni prawdziwie. Silny symbol, ale i morderczy kaprys. Jedno jest pewne – właśnie ta nieszablonowa pora stała się naszym znakiem rozpoznawczym.
A co skłoniło was do oparcia widowiska na motywach „Frankensteina”?
Wybór „Frankensteina” jako bazy był szczęśliwym trafem. Wyszedłszy od początkowej koncepcji wystawienia czystego gatunkowo musicalu, poszukiwałam dobrego materiału dramatycznego, który można by atrakcyjnie ubrać muzycznie i scenicznie. W trakcie pracy założenia gatunkowe się zmieniły. Spektakl zachował silne elementy teatru muzycznego, ale poszedł w stronę dramy. Tekst Mary Shelley należy do kanonu literatury brytyjskiej – jeśli mieszka się, tak jak ja, w jednym pokoju z filologiem angielskim, ma się to szczęście, że pewnego dnia podrzuci on na biurko świetny materiał literacki. Potem już tylko silnie rozwinięta wyobraźnia, stworzenie adaptacji, napisanie libretta i do dzieła.
Skąd jeszcze czerpaliście inspiracje?
W zasadzie inspiracjom i propozycjom nie było końca. Jesteśmy zbieraniną tak różnorodnych charakterów i posiadamy tak odmienne upodobania, że to wypracowanie kompromisu między nimi stanowiło największy problem. Od strony stricte plastycznej upodobaliśmy sobie specyficzną stylistykę obrazów filmowych Tima Burtona, którą staraliśmy się przenieść na kostiumy i charakteryzację postaci. W kontraście do zwariowanych i bogatych wizualnie bohaterów zdecydowaliśmy się na prowokacyjnie surową scenografię. Cytując Krystiana Lupę: „Im bardziej scenografia stara się naśladować rzeczywistość, tym bardziej jest fałszywa”. Poszliśmy zatem w stronę ascetycznych, momentami odosobnionych przestrzeni, które są punktami zapalnymi, znakowanymi poprzez silne symbole. W konstrukcji samych scen przyświecała nam specyfika postrzegania ryzyka i brutalności, jaką w kinie preferuje Michael Haneke. Silnie sugerujemy, nie epatujemy przemocą, stwarzamy sytuację zagrożenia i przesuwamy granice. Można by tak bez końca…
Projekt powstawał dwa lata – co na to wpłynęło?
Praca nad samym spektaklem trwała nieco ponad rok. Początkowo należało zebrać skład i wyrównać poziom przygotowania członków projektu. Na przesłuchaniach pojawiali się biegunowo odmienni ludzie, reprezentujący liczne style pracy i czasem skupieni jedynie na swej dziedzinie. Nie jest łatwym zadaniem sprawić, by ktoś, kto do tej pory zajmował się jedynie tańcem, zaczął świetnie radzić sobie z wokalem czy grą aktorską… Pewne rzeczy wymagają pracy i zaangażowania.
Ludzie, których publiczność miała okazję zobaczyć na scenie, poświęcili około dwóch lat swojego życia, by zyskać solidne podstawy zarówno wokalne, dramatyczne, jak i choreograficzne. Przede wszystkim po to, by nauczyć się z pokorą podchodzić do sztuki. Kolejnym etapem było wykrystalizowanie się stałego składu, dla którego próby do spektaklu byłyby nieodwołanie priorytetem. Praca nad tego typu projektem w systemie cotygodniowym jest trochę jak walka z wiatrakami. W zawodowym teatrze przygotowanie spektaklu muzycznego zajmuje około trzech miesięcy. Praca wre jednak od rana do wieczora i to codziennie. Biorąc pod uwagę, że jesteśmy z ponad jedenastu miast regionu i oprócz Teatru Bezpańskiego posiadamy jeszcze inne zajęcia i pasje – ciężko byłoby nam pracować w innym trybie. Poza tym pozyskanie funduszy na realną produkcję spektaklu było jeszcze większym wyzwaniem niż same działania artystyczne. Wiadomo, że wszystko dziś kosztuje – od bielidła, po materiały do budowy siedmiometrowej wysokości Big Bena. Ważne jednak, że mimo wielu kłód, jakie rzucano nam po drodze pod nogi, udało się osiągnąć cel.
Czy uważasz też, że udało się wam spełnić postulaty manifestu?
Mam taką nadzieję… Próbując spojrzeć na to obiektywnie – zgodnie z założeniami manifestu udzieliliśmy głosu młodym ludziom. Zrealizowaliśmy swoje marzenie sceniczne. Lepiej czy gorzej – nie nam osądzać, ale jednak podjęliśmy się wyzwania stworzenia kolosa, jakim jest ponad trzygodzinny spektakl teatralny. Patrząc na zespół i ludzi, z którymi miałam okazję do tej pory współpracować przy projekcie, mogę ze spokojnym sumieniem postawić sobie plus za drogę, jaką udało im się przebyć od dnia, w którym po raz pierwszy pojawiali się na próbie, aż do nocy premierowej. Obserwując ich rozwój i zaangażowanie, wiem na pewno, że udało mi się zaszczepić w nich potrzebę wychodzenia w świat z inicjatywą. Ją też staraliśmy się przenieść na widzów, którzy razem z nami tkwili w potrzasku – w stworzonym przez nas świecie scenicznym Victora Frankensteina.
Czy będzie jeszcze szansa zobaczyć „Historię pewnej zbrodni”?
Mamy ogromną nadzieję, że uda nam się jeszcze ją zagrać. Spektakl jest na tyle elastycznym tworem, iż zaadaptować go można na warunki różnych przestrzeni. Myślę, że sama praca, jaka została włożona w produkcję spektaklu, zasługuje na to, by dać się poznać szerszej widowni. Wciąż słyszymy głosy, że ludzie czekają, by nas zobaczyć. To bardzo motywuje. Poza tym jesteśmy nadal głodni wrażeń i – jak wspomniałam na samym początku – nie chcemy spocząć na laurach. Życie nauczyło nas, by spełniać się w ekstremalnych warunkach, nawet jeśli wszystko dookoła „jest na nie”. Jesteśmy uparci, co tylko zwiększa szansę na to, że już wkrótce o nas usłyszycie.
Planujecie kolejne projekty?
Myślę, że niedorzecznością i błędem z mojej strony byłoby, gdybym pozwoliła umrzeć projektowi śmiercią naturalną. Mam w posiadaniu zbyt cenny kapitał ludzki poddany długotrwałej obróbce i ogniowym wręcz próbom, by pozwolić mu rozpierzchnąć się w różne strony świata. Na brak pomysłów nie narzekam – wręcz przeciwnie. Pracuję wytrwale nad kolejnymi scenariuszami i spektaklami. Trening czyni przecież mistrza. Myślę, że jeśli formalności pozwolą, w przeciągu kilku kolejnych miesięcy rozpocznę pracę nad kolejną formą widowiskową. Poza tym wkrótce w życie wchodzi realizacja dwóch autorskich spektakli kameralnych – także w wykonaniu artystów Teatru Bezpańskiego. Oby tylko doba mogła stać się dla nas jakimś cudem choć odrobinę dłuższa…
W jaki sposób można nawiązać z wami współpracę? Czy jest jeszcze taka możliwość?
Tak, Teatr Bezpański nadal funkcjonuje. Jesteśmy teraz w okresie przejściowym i popremierowym, każdy z nas mierzy się z powrotem do rzeczywistości i z uporządkowaniem swojego prywatnego scenariusza życiowego. Zbieramy siły, pojawiamy się okazjonalnie w odsłonach performerskich i happeningowych. Przygotowania do nowego projektu Teatru już trwają. Potrzeba tylko odrobiny cierpliwości – już niedługo będzie można stawić się na przesłuchaniu. Póki co zapraszamy do śledzenia naszego oficjalnego profilu Teatru Bezpańskiego na portalu Facebook, na którym na bieżąco informujemy, gdzie można nas przyłapać na jawnej walce ze sztuką.
—————————————————————
Teatr Bezpański „Historia Pewnej Zbrodni” – sztuka na podstawie powieści Mary Shelley: “Frankenstein”
Adaptacja, reżyseria, libretto, opracowanie muzyczne, reżyseria świateł: MarlenaHermanowicz
Przygotowanie wokalne: Bożena Wolff – Szczyrba
Choreografia: Katarzyna Gruca
Scenografia: Karolina Hajok
Charakteryzacja: Iwona Grocholska
Asystent reżysera: Dagmara Woźniak
Asystent choreografa: Natalia Ślusarz
Asystent scenografa: Agnieszka Pluszczewicz
Grafika: Alan Roszczyk, Wojciech Żogała, Marlena Hermanowicz
Materiały zdjęciowe: Maria Baładżanow, Adrian Spuła, Anna Witek
Projekcje multimedialne: Łukasz Mirocha
Konsultacja prawna: Miłosz Wasylik
Główne role zagrali: Paweł Tyszkiewicz, Marcin Włosiński, Paweł Szlinger, Katarzyna Kosturek, Kamila Kremiec, Marta Kąkol, Paweł Soduła, Tomasz Lis, Jakub Sasak, Karol Mijas.
MANIFEST TEATRU BEZPAŃSKIEGO:
~ pragniemy aktywizować społeczeństwo obywatelskie poprzez pobudzenie go do działań i udziału w obszarze kultury;
~wychodzimy do mieszkańców regionu z wyraźną inicjatywą, wtapiając sztukę w przestrzeń miejską;
~przełamujemy bariery dialogowe i społeczne uprzedzenia; nie pozostajemy obojętni na problemy nam współczesne; szanując tradycję, wypracowujemy swój własny język i system komunikacji z dzisiejszym widzem, oparty na zasadach wzajemnej współpracy i szacunku;
~podnosimy rangę wkładu w rozwój sztuki młodego pokolenia, udzielając mu głosu;
~stwarzamy szansę debiutu młodym i kreatywnym: projektantom, artystom i pasjonatom, którzy w zderzeniu z wykwalifikowaną kadrą mają szansę rozwijać swoje umiejętności w zakresie rozmaitych dziedzin kulturotwórczych i kulturoznawczych;
~zaszczepiamy w młodym pokoleniu potrzebę samorozwoju, nie tylko oferując mu wizje, przemyślenia i pomysły, ale i umożliwiając mu wyjście z własną inicjatywą artystyczną;
~pozwalamy na udział w procesie tworzenia elektryzującego produktu kultury, podczas którego kształcimy warsztat, zwracając szczególną uwagę na różnorodność i tolerancję, która obecna jest już na poziomie syntezy różnych dziedzin sztuki; uczymy wzajemnej akceptacji i pracy w grupie;
~oferujemy mieszankę wybuchową indywidualizmu, pasji i energii, którą wykorzystać zamierzamy głównie do przebudzenia wszystkich mieszkańców regionu, poprzez wyjście z marazmu codzienności i postawienie przed sobą nowych celów i marzeń;
Młodzi kreatywni biorą sprawy w swoje ręce, stawiając na dialog pomiędzy poszczególnymi miastami regionu. Nie czekając z założonymi rękoma staramy się wyjść oczekiwaniom naprzeciw. Ubiegając się o wsparcie merytoryczne i finansowe zapewniamy o jakości, zaangażowaniu i sercu włożonym w całokształt przewidzianych działań.
Pingback: Historia pewnej zbrodni – reflektor – rozświetlamy kulturę()
Pingback: Konkurs | Teatr | Taxi! Kierunek Broadway! – reflektor – rozświetlamy kulturę()