Oburzona Warszawa
Kapitalizm nie działa, Nie tańcz jak ci zagrają, Ignoruj media, dowiedz się sam – to tylko niektóre z haseł głoszonych 15 października na ulicach Warszawy. Jedna z ponad dziewięciuset manifestacji odbywających się tego dnia na świecie przeszła ulicami stolicy. Uczestniczyli w niej m. in. Robert Biedroń i Ryszard Kalisz. Protestujący nawoływali do reformy polskiej demokracji.
Prawdziwy początek tego protestu miał miejsce na giełdach Wall Street wraz z początkiem kryzysu gospodarczego. Wydarzenie to przyniosło ze sobą nie tylko zmiany ekonomiczne, ale także szereg procesów społecznych. Ludzie zaczęli coraz częściej wychodzić ze swoimi problemami na manifestacje. Ulice zatłoczyły się również w świecie arabskim, jesień ludów sprzyjała tworzeniu nowych ruchów chcących głośno okazywać swoje niezadowolenie. Protestowanie stało się modne – grupy ludzi w całej Europie manifestowały swoje poparcie dla Libii czy Egiptu. Dwa nurty wypływające z wyżej wymienionych źródeł ulicznego ożywienia spotkały się w Hiszpanii, na placu Puerta del Sol. W maju na kilka dni przed wyborami regionalnymi tysiące młodych ludzi zebrało się, by wyrazić swój sprzeciw wobec korupcji, bezrobocia oraz nieudanych prób walki ze skutkami kryzysu gospodarczego. Protestujący, zwołani przez pacyfistyczną organizację O Prawdziwą Demokrację, żądali m. in. zmiany systemu wyborczego, kontroli poczynań banków oraz dodatkowego opodatkowania najbogatszych obywateli. Co ciekawe zebranie tak dużej grupy ludzi umożliwiła przede wszystkim kampania prowadzona przez komunikatory internetowe i portale społecznościowe.
Ten spontaniczny zryw zainspirował grupę licealistów z Wielokulturowego Liceum Humanistycznego w Warszawie do założenia Ruchu Oburzonych. Jednym z pierwszych ich kroków było wysłanie listu otwartego do prezydenta i premiera RP, w którym ogłosili dwadzieścia jeden postulatów opierających się na idei stworzenia państwa socjalnego. Oburzeni piszą m. in. o przerwaniu masowych eksmisji, wstrzymaniu podnoszenia podatków dla najuboższych, realnym dialogu ze związkami zawodowymi oraz likwidacji ograniczeń w dostępie do informacji publicznej. Czytając komentarze zamieszczone na stronie internetowej www.15pazdziernika.pl pod kopią tego listu, można zauważyć, że często odwiedzający stronę spodziewali się czegoś innego. Zarzucają oni Oburzonym pustosłowie, enigmatyczny przekaz i uznają ich postulaty za pobożną listę życzeń. I rzeczywiście proponowanie zmian takich „by obywatel czuł, że państwo się o niego troszczy i w razie kłopotów może mu pomóc” może wydawać się nierealne i co najmniej dwuznaczne. Niestety Oburzeni nie wskazują drogi do pieniędzy, które mogłyby pomóc rządowi we wprowadzeniu przynajmniej części planowanych przez nich zmian.
Kolejnym krokiem Ruchu było ogłoszenie 15 października dniem pierwszej manifestacji. W sobotę podobne grupy z całego świata m. in. z Brukseli, Aten i Nowego Jorku, również wyszły na ulice. Podobnie jak Hiszpanie, główny nurt kampanii promocyjnej Oburzeni umieścili w Internecie, tworząc swoją stronę internetową oraz stronę na facebooku. Oprócz tego na kilka dni przed 15 października w Warszawie pojawiły się plakaty informujące o proteście, a przed bramą kampusu centralnego Uniwersytetu Warszawskiego rozdawano ulotki zatytułowane „Jesteśmy wkurwieni”. Oburzeni pisali: „Raz na cztery lata wybieramy mniejsze zło, ale wcale nie robi się od tego lepiej. Pracujemy na umowach śmieciowych, dostając śmieciowe wynagrodzenie. Kiedy zapalimy jointa, chcą nas wpakować za kratki. Na każdym kroku spotykamy się z dyskryminacją ze względu na płeć, orientację seksualną, światopogląd. Politycy nie mają żadnej propozycji dla młodych ludzi. Oczekują, że będziemy trybikami w maszynie – mamy pracować 12 godzin na dobę, robić dzieci i chodzić w niedzielę do kościoła. (…) Zaprotestujesz?”.
Pozytywnie na to pytanie odpowiedzieli m. in. Robert Biedroń i Ryszard Kalisz. Oprócz nich 15 października pod bramą Kampusu Głównego Uniwersytetu Warszawskiego zebrało się kilkaset osób.
– Przyszliśmy tu bo nie zgadzamy się z zastaną rzeczywistością – mówi Adrian Zacharewicz, uczestnik przemarszu. – Podejrzewam, że rzeczy, o które chcemy walczyć, jest dokładnie tyle, ile zgromadzonych tu osób, ale siłą tego ruchu jest jego różnorodność, skupianie różnych środowisk.
Protestujący udali się pod kancelarię premiera, gdzie o godzinie 15 zakończyli manifestację. Wielu jej uczestników podkreślało, że to dopiero pierwszy krok do celu. Jakiego? Oburzeni muszą to poważnie przedyskutować, gdyż proponowane przez nich hasła często są enigmatyczne i nieskonkretyzowane, a co gorsza – niemożliwe do zrealizowania. Słuszne idee Ruchu giną w natłoku pobożnych życzeń, zagłuszone popularnymi sloganami.
Nie zawsze wykrzyczenie „dość!” wystarczy, czasem trzeba pomyśleć, co dalej.