Rzecz o czeskim szaleństwie
Polityka socjalistyczna nigdy nie ułatwiała artystom życia. „Palacz zwłok” powstał w czasie, kiedy czechosłowaccy reżyserzy zmuszeni byli walczyć z cenzurą, Herz nie był wyjątkiem. Na krótko po premierze w 1969 roku film zdjęto z kinowych afiszy z zakazem wyświetlania. Powód był oczywiście polityczny: tematyka obrazu Herza mogła „wzbudzić w ludziach niewiarę w socjalizm”. Dopiero po 20 latach od pierwszego seansu, wraz z upadkiem komunistycznego reżimu „Palacz zwłok” dostał ponowną szansę by gromadzić widzów w salach kinowych.

Rudolf Hrusínský w Palaczu zwłok
Wczesne lata 60. ubiegłego wieku obfitują w filmy doskonałych czeskich i słowackich reżyserów. Chyba najpopularniejszy z nich to Miloš Forman, który wyjechał do Stanów Zjednoczonych i tam podbił Hollywood. Inni, którzy zostali i tworzyli w trudnych warunkach, aby budować kawałeczek europejskiej kultury to między innymi Juraj Jakubisko, Ján Kádár, Jan Němec, reżyser Palacza – Juraj Herz i Jiří Menzel. Ten ostatni zagrał zresztą w filmie pana Dworaka. Nurtem, do którego zalicza się „Palacza zwłok” Juraja Herza, jest przede wszystkim tzw. Czechosłowacka Nowa Fala. O samym nurcie pisaliśmy jakiś czas temu w Reflektorze.
Karl Kopfrkingl (Rudolf Hrušínský) obsługuje praskie krematorium. Jest na pozór prawym, spokojnym obywatelem. Dba o rodzinę i fascynuję się buddyzmem, w szczególności zaś – zagadnieniem reinkarnacji. Jednak obserwując jego dziwne nawyki, takie jak głaskanie ludzkich karków i pleców albo kompulsywne przygładzanie pedantycznie ulizanych włosów, stopniowo przekonujemy się, że pozory mogą mylić. Karl jest bowiem omamiony napływającym na czechosłowackie ziemie nazizmem. W swoim postępowaniu czuje się niczym nietzscheański nadczłowiek, zbawiciel świata, którego celem staje się „ocalenie” ludzkości i oczyszczenie ziemskiego padołu ze zbędnych dusz. Ostatecznie, wszyscy obudzimy się w nowym, lepszym wcieleniu.
Kreacja głównego bohatera przypomina głośną rolę Petera Lorre w filmie Fritza Langa „M-morderca” z 1931 roku, jego pierwszego dźwiękowego filmu. Bardzo wyraźnie można w nim dostrzec ciekawe nawiązania do niemieckiego ekspresjonizmu. Była to rozprzestrzeniona na wszystkie dziedziny sztuki estetyczna tendencja, która w filmie objawiała się głównie silnym oddziaływaniem emocjonalnym na widza i ogromnej ekspresji wewnętrznych stanów postaci*. Zatem, podobnie jak Morderca, nasz Palacz stwarza wrażenie osoby moralnej i przestrzegającej społecznych norm, w rzeczywistości jednak jest potworem, opętanym przez demony swojej własnej psychiki. Właśnie ta niepozorność obu bohaterów wzbudza największy niepokój.
Oba filmy łączy również strona formalna. Surowy minimalizm, w jakim zostały zamknięte te dwie historie doskonale sprzyjają ich realizmowi. Wielki ukłon należy się montażyście „Palacza zwłok”, Jaromírowi Janáckowi, który niemal niewidocznie zespolił cały film. To samo ujęcie twarzy jest momentem przejścia z jednego, do drugiego miejsca. Efekt wykorzystywany zarówno w latach czterdziestych przez mistrza suspensu, Alfreda Hitchocka („Lina”), jak i współcześnie. I nie jest to akademicka tyrada przyszłych filmoznawców. Piszemy Wam o tym, bo podobnie jak w literaturze, tak samo filmie, warto zauważać tego rodzaju smaczki. To właśnie na nie składa się nasze końcowe wrażenie o filmie.
Oczywiście mrok ludzkiej duszy to temat interpretowany niezliczoną ilość razy w kinie i na małym ekranie. Z pewnością wielu jest znana klasyczna „Psychoza” Hitchcocka, „American Psycho” Harron, popularny ostatnio serial „Dexter” czy, Kubrickowe „Lśnienie”.
Zarówno dzieło Kubricka jak i Herza to portrety ludzi, w których stopniowo narasta obłęd, a widzowie w napięciu obserwują jak ów proces prowadzi do tragicznego skutku.
„Palacz zwłok” jest doskonałym horrorem psychologicznym z, typową dla Czechów, domieszką komizmu. To film, który koniecznie musicie obejrzeć. Katowicki Światowid zaprasza na projekcję tego nowofalowego dzieła już od końca września. Śledźcie cotygodniowy repertuar. Reflektor poleca, rozświetliło nas!
Ocena Reflektora (1-5):
* Przykładem takiego filmu jest nieśmiertelny „Gabinet doktora Caligari”. Jeżeli jeszcze nie widzieliście tego niezaprzeczalnego arcydzieła kina niemego, to macie okazję! W Halloween będzie on wyświetlany katowickim Rialto. Do filmu zagra St. James Hotel, których możecie posłuchać tutaj: http://www.stjameshotel.pl/. Bilety po 25 i 28 złotych. Polecamy!