I kto tu jest niegodziwy?

Rodzeństwo duńskich pisarzy podjęło się dość śliskiego tematu. Kwestia pedofilii sama w sobie jest już bardzo kontrowersyjna, dlatego wymaga niebywałego wyczucia i wyważenia w sposobie opowiadania. Nie znajdziemy jednak w ich powieści tych cech. Zamiast nich – strony zalewa brutalność i pełnokrwiste postacie. A nawet bardziej krwiste, bo mowa o naprawdę wiarygodnym thrillerze.

Piątka bestialsko zamordowanych mężczyzn w sali gimnastycznej szkoły Langebaek w duńskiej miejscowości Bagsvaerd zostaje znaleziona przez dwójkę dzieci. Szybko okazuje się, że zamordowani byli czynnymi pedofilami. Szef wydziału zabójstw – Konrad Simonsen – wraz ze swoja ekipą bierze tę sprawę bez wahania. Śledztwo jednak dłuży się, a mordercy bezkarnie grają na nosie policji…

Dania boryka się z pedofilią od wielu lat, ostatnio nawet prawnie zmniejszono tam do dwunastego roku życia wiek odbywania stosunków z niepełnoletnimi. Tym bardziej dziwi fakt, że po wielu protestach zakazano pornografii w sieci z udziałem zwierząt (co zresztą wywalczyli sobie sami Duńczycy oraz obrońcy zwierząt), a sprawę pornografii dziecięcej pozostawiono jak dotychczas. Mam wrażenie, że pisarze chcieli bez ogródek obnażyć bolączki i wstydliwe prawdy swego narodu. Ale zdziwiłby się ten, kto oczekiwałby, że naród w ich świecie będzie bierny – jest aż nazbyt aktywny. Daje przywileje i oddaje honory katom.

Pętla mocno się zaciska, kiedy dochodzi niemal do linczu, a to wszystko przy aplauzie stronniczych mediów, które łatwo dyktują zachowania społeczne. Żeby tego było mało, mordercy przedstawieni są niczym partia polityczna ogłaszająca wszem i wobec swój program. Być może jest to odpowiednik pewnych ugrupowań pedofilskich, które już zaczynają prężnie działać na świecie. Pierwszą zalegalizowaną partią tego typu jest „Dobroczynność, Wolność i Różnorodność” w Holandii promująca tak zwaną „dobrą pedofilię”. Ich postulaty są na tyle groźne, że opierają się na pracach badawczych znanych psychologów, jak chociażby Alfreda Kinseya czy Wilhelma Reicha (uczeń Zygmunta Freuda) i wielu innych współczesnych im propagatorów.

Fabuła „Niegodziwców” wciąga, postacie są żywe i pozbawione urokliwości, a pisarze odchodzą od stereotypu przesadnie dobrego policjanta i złego przestępcy. Tutaj każdy ma odrębną osobowość i swoje problemy, dlatego czasem trudno ekipie komisarza owocnie współpracować, co wykorzystują sprytniejsi. Warto jeszcze wspomnieć, że to pierwsza książka rodzeństwa z serii o detektywie Konradzie Simonsenie i jego ludziach. Lektura jest dla mnie nie tylko świetnym kryminałem, ale także psychologicznym portretem zwykłych ludzi skrywających skrzętnie swe najczarniejsze wizje pozbycia się niezwykle palącego problemu.

Czytając ją, stawiałam sobie coraz to nowe pytania: czy istnieje mniejsze zło, odmienne od zła w czystej postaci? Czy można jakoś usprawiedliwiać morderców? Czy możliwe, aby społeczeństwem dało się tak łatwo manipulować? Czy w ogóle istnieje coś takiego jak etyka dziennikarska?  I w końcu: kto tu jest największym niegodziwcem? Odpowiedź pozostawiam każdemu z osobna.

—————————————————–
„Niegodziwcy”, Lotte i Søren Hammer, wyd. Czarne, premiera: lipiec 2011.