Festyn pod wieżą

W niedzielę 4 września mieliśmy po raz kolejny okazję obejrzeć w Katowicach „rekonstrukcję” wydarzeń z początku II wojny światowej. Do parku Kościuszki zjechali harcerze oraz grupy rekonstrukcyjne, aby pokazać licznie zgromadzonym mieszkańcom miasta, jak wyglądała obrona wieży spadochronowej we wrześniu 1939 r. Cała niedzielna impreza miała formę rodzinnego festynu, którego ukoronowaniem była owa „rekonstrukcja”. Można więc było popatrzeć na pokazy zorganizowane przez strażaków i policjantów, zjeść kiełbaskę, kupić dziecku balonik, a potem obejrzeć, jak dzielni harcerze toczą nierówny bój z Niemcami. Krótko mówiąc – same atrakcje.

Plakaty reklamujące wydarzenie zachęcały: „Masz szansę stać się naocznym świadkiem wydarzeń z początku II Wojny Światowej”. Jak się okazało, całkiem sporo ludzi zechciało zostać świadkami owych wydarzeń. Bowiem przed samą inscenizacją cały teren, na którym miała się rozegrać, był szczelnie obstawiony przez publikę.

Sęk w tym, że aby dokonać rekonstrukcji historycznej jakiegoś wydarzenia, dobrze mieć na jego temat dokładne informacje. Tymczasem o obronie Katowic w 1939 r. mamy informacji niezbyt wiele.

Przez kilkadziesiąt lat obowiązywała mniej więcej następująca wersja wydarzeń: po wycofaniu się z miasta polskiej armii, na posterunku pozostali harcerze i powstańcy śląscy. Podjęli oni razem straceńczą, aczkolwiek zaciętą walkę z agresorem, zadając mu spore straty i sprawiając wiele kłopotu przy zajmowaniu miasta. Szczególnie krwawe walki miały się toczyć w okolicach wieży spadochronowej, dzięki obronie harcerzy zdobytej dopiero po wielu godzinach. W odwecie za niespodziewany, zacięty opór, hitlerowcy mieli okrutnie zemścić się na polskich obrońcach.

W ostatnich latach wersja ta została zakwestionowana w związku z odnalezionymi we Freiburgu materiałami, rzucającymi nowe światło na owe wydarzenia. Na ich podstawie możemy mówić co najwyżej o kilku przypadkach ostrzelania wkraczających do miasta wojsk niemieckich. Te dramatyczne próby stawienia czoła niemieckiej armii przez słabo uzbrojonych cywilów kończyły się dosyć szybko. Nic nie wskazuje na to, aby miały miejsce w Katowicach bardziej zacięte walki. O starciach wokół wieży wiemy tyle, że trwały krótko i nie przyniosły wkraczającemu Wehrmachtowi strat. Trudno znaleźć przekonujące dowody nawet na to, iż brali w nich udział harcerze, gdyż żadne źródła o tym nie informują.

Jak się okazuje, wszystko to nie stanowi ciągle przeszkody dla organizatorów „rekonstrukcji”. W efekcie mieliśmy ponownie do czynienia nie z odtworzeniem wydarzeń historycznych, a z inscenizacją opartą na utrwalonych już w świadomości społecznej wyobrażeniach dotyczących obrony Katowic we wrześniu 1939 roku. Ich źródłem jest głównie książka Kazimierza Gołby pt. „Wieża spadochronowa”, która choć nie jest publikacją historyczną, to przez lata była traktowana jako dosyć wiarygodne źródło informacji na temat września ’39 w Katowicach. Niedzielna „rekonstrukcja” tylko utrwaliła to wyobrażenie.

Wygląda na to, iż ciągle wygodniej i bezpieczniej jest kultywować heroiczny obraz września 1939 r. niż przyznać, że rzeczywistość wyglądała nieco mniej górnolotnie. Nadal stawia się przy tym na piedestał romantyczny ideał straceńca podejmującego walkę, nawet gdy jest ona pozbawiona szans na powodzenie. Można by pomyśleć, że bez owego mitu, Katowice doznałyby jakiejś ujmy…

Pytanie tylko, czy rzeczywiście mit w takiej postaci powinien być w ogóle wykorzystywany do kreowania wzoru bohaterstwa. Jeśli bowiem założyć, że harcerze rzeczywiście bronili wieży, to trzeba by zadać pytanie, jak to się stało, że pozwolono garstce nastolatków z kilkoma karabinami stanąć naprzeciw regularnej armii niemieckiej, przed którą zdążyło się właśnie wycofać wojsko polskie. Czy, biorąc pod uwagę młody wiek, ich postawa byłaby w takim wypadku dowodem świadomego patriotyzmu, czy może efektem skutecznej propagandy wpajanej młodym ludziom w organizacji harcerskiej? I jeśli ich zachowanie było bohaterstwem, to jak ocenić w takim razie postawę wojska, które opuściło Katowice bez walki?

Z militarnego punktu widzenia działania te nie miałyby żadnego znaczenia. Wskazuje się natomiast ciągle na symboliczny wymiar tej walki. Czy jednak cena, jaką harcerze mieli zapłacić za manifestację polskości, była współmierna do efektów? Czy oszczędniejsze gospodarowanie życiem w tych ciężkich chwilach nie byłoby cenniejszą wartością dla ojczyzny?

Na festynach jednak na tego typu refleksje i pytania miejsca brak…