X-Men: pierwsza klasa
Gdy wytwórnia filmowa zwietrzy pieniądze i chce ich jeszcze więcej wyciągnąć z franczyzy, zleca zrobienie kolejnego filmu, kolejnej części bądź – co często jeszcze gorsze – prequela. Jest to problem dotyczący zwłaszcza filmów na podstawie komiksów, bowiem sama formuła komiksu zakłada mnogość wątków, historii, kolejne krople tworzące kręgi na nieograniczonych wodach fabuł komiksów czy opowieści graficznych. Seria o X-Menach podzieliła los Batmana i kilkakrotnie gościła na ekranach kin, piętnując okrucieństwo człowieka i jego brak tolerancji dla wszystkiego, co inne. Widz, niekoniecznie miłośnik komiksów, znający bohaterów, ich zdolności i przynależność do dobrej bądź złej strony, zdążył się przyzwyczaić do postaci, poznać ich działanie jako zespołu, jednak nie wiedział, skąd się wzięli w szkole dla utalentowanej młodzieży, kim jest Profesor X, Magneto…
Zresztą widz zniechęcony miałkością trzeciej części („X-Men: Ostatni Bastion” nie wspiął się na wyżyny intelektualne, a choć seria jest stricte nastawiona na pobijanie rekordów sprzedaży i komercyjną popkulturową karuzelę marketingową, to jednak świadomy widz, nie wspominając już o zagorzałych fanach serii, oczekuje czegoś więcej niż popis militarny, wybuchy i inne tego typu rzeczy) musi zostać jakoś z powrotem zainteresowany przygodami mutantów – „najlepszym” sposobem jest więc sięgnięcie do tego, co było, zanim mutanci walczyli nie tylko z ludźmi, ale zanim przede wszystkim walczyli ze sobą.
Zadania nakręcenia prequela i przybliżenia kolejnego aspektu historii mutantów podjął się Matthew Vaughn. Na podstawie materiałów Bryana Singera (odpowiedzialnego za dwie pierwsze części „X-Men”) Matthew Vaughn sięgnął do genezy Mutantów, od których się niejako zaczęło… A ja, sięgając do portfela po 22 złote, miałam nadzieję, że nie wyrzucam pieniędzy w błoto (choć darzę serię ogromnym sentymentem, to jednak wydawanie większej gotówki na te filmy muszę co najmniej dwa razy przemyśleć, bo nie na wszystko warto wydać ciężko zarobione pieniądze).
***
Strach przed innym, nienawiść wobec innego to jeden z głównych motywów filmu Vaughna, zwłaszcza, że cofamy się do 1944 roku i obozów koncentracyjnych oraz do eksterminacji Żydów i przeprowadzania doświadczeń na ludziach. Na początku filmu widz (który śledził przygody Mutantów i kojarzy, co się działo w poszczególnych częściach) obserwuje sekwencję, którą zna z poprzednich części – kilkunastoletni chłopiec (żydowskie dziecko) zostaje oddzielony od reszty ludności, która najprawdopodobniej idzie na śmierć. W silnych emocjach, wołając rozpaczliwie rodziców, wyciągając ręce w stronę żelaznej, zaryglowanej bramy, zaczyna ją siłą woli odginać. Żołnierze mocujący się z chłopcem nie są w stanie powstrzymać jego działań, dopiero cios w głowę kolbą karabinu kończy tę dziwną sytuację. Jest to sytuacja wyjściowa dla filmu Vaughna.
Kolejny akt tragedii rozgrywa się w gabinecie doktora na usługach nazistów, który przeprowadza eksperymenty na ludziach. Chce zmusić Erika Lensherra (znakomity Michael Fassbender) do uzewnętrznienia po raz kolejny jego mocy panowania nad przedmiotami z metalu. Jednak ten na zawołanie nie jest w stanie nic zrobić. Dopiero silny wstrząs, jakim jest zabicie matki chłopca na jego oczach, sprawia, że Erik wpada w furię i dokonuje ogromnych zniszczeń w pomieszczeniu oraz zabija dwóch żołnierzy. Od samego początku działaniem Erika kieruje gniew, furia, a potem chęć zemsty na oprawcach. Doświadczony strasznie przez życie jest człowiekiem złamanym, wewnętrznie pokiereszowanym, czego nie daje po sobie poznać lub pokazuje to bardzo niechętnie. Staje się perfekcyjną maszyną do zabijania i do swego ostatecznego celu – zabicia doktora – zmierza pewnie i po trupach.
Kontrastem dla warunków, w jakich wyrósł Erik, jest sielanka, w jakiej wychowuje się Charles Xavier (w tej roli świetny James McAvoy). Wielka rezydencja, zamożni rodzice, służba, bogactwo, spokój… Nie dziwi, że mały Xavier z otwartością, szczodrością i ofertą całkowitego wsparcia i pomocy przyjmuje pod dach zmiennokształtną mutantkę – Raven, która zasili potem szeregi mutantów zgromadzonych wokół Magneto nazywając się Mystique (Jennifer Lawrence).
Drogi obydwu wyjątkowych mutantów krzyżują się, gdy chcą powstrzymać nazistowskiego zbrodniarza – Sebastiana Shawa (Kevin Bacon), którego latami tropi Erik. Pomimo różnic w sposobie dorastania, innych doświadczeń z okresu dzieciństwa i lat młodzieńczych, różnic w światopoglądzie, ale też poglądzie na temat ludzkości Erik i Charles zaprzyjaźniają się. Wspólnie postanawiają zebrać drużynę mutantów, która stawi czoła Shawowi (granemu przez Kevina Bacona) i jego kompanom: Emmie Frost – zabójczej blond piękności, która potrafi zmienić się w diament (w tej roli January Jones), Azazelowi (Jason Flemyng) przenoszącemu siebie (oraz tych, których pochwyci) w przestrzeni i Riptide’owi (Álex González) tworzącemu zabójcze tornada i wiatr o strasznej sile i szybkości.
Mutanci, których udaje się przekonać do współpracy (bo są tacy, którzy w mało kulturalny sposób wysyłają Erika i Charlesa tam, skąd przyszli – jak dobrze znany widzom Wolverine) zaczynają trening pod okiem Charlesa w jego rodzinnej rezydencji, z dala od ludzkich wpływów, zakazów i monitoringu (bowiem ludzie, z którymi mutanci chcą współpracować, w pewnym momencie zaczynają swoich pomocników, którzy zgłosili się dobrowolnie, traktować jak zagrożenie i coś złego). Wśród uczniów znajdują się: Banshee (Caleb Landry Jones) posiadający zdolność wytwarzania ultradźwięków, Havoc (Lucas Till), który – jak nazwa wskazuje – potrafi siać zniszczenie, Darwin (Edi Gathegi) mający umiejętność przystosowania się do sytuacji, Bestia (Nicholas Hoult) – naukowiec, mutant pokryty futrem, niezwykle silny, o łapach przystosowanych do chwytania się, wspomniana już Raven oraz Angel (Zoë Kravitz), dziewczyna o skrzydłach ważki.
Niestety okazuje się, że konflikt w postrzeganiu koegzystencji ludzi i mutantów okazuje się nie do przejścia i niszczy przyjaźń Erika i Charlesa, którzy stają się swoimi największymi wrogami. Jeden (Profesor X, czyli Charles Xavier) wciąż broni ludzkości, wierząc, że mutanci i ludzie mogą spokojnie koegzystować obok siebie. Bliższy jest poglądowi, by mutanci starali się dopasować, współistnieli wraz z neandertalczykami (czyli gatunkiem poprzednim, słabszym, itd.), podczas gdy Magneto (Erik) wytyka Charlesowi, że sam pisał w swej profesorskiej pracy, że homo sapiens był mutacją, doskonalszą formą wobec neandertalczyka, dlatego naturalnie wyparł poprzedni gatunek, za takie – doskonalsze, lepsze – ogniwo ewolucji uważa Magneto mutantów i jego wielkim pragnieniem staje się eliminacja ludzi jako gorszego gatunku.
Jakim paradoksem zdaje się to działanie, gdy przywoła się to, co przeżył bohater w obozie koncentracyjnym, jak patrzył na eksterminację Żydów, właśnie dlatego, że uważano ich za gorszy gatunek. Mimo wszystko Charles broni swojego stanowiska wobec ludzkości, choć ta obraca się przeciwko mutantom. To on deklaruje obronę gatunku ludzkiego, choć dostrzega potrzebę ukrycia siedziby mutantów przed ludzkimi wpływami. Wtedy też następuje rozłam w „pierwszej klasie” i część mutantów przystępuje do Magneto, część pozostaje wierna ideom prezentowanym przez Profesora X.
***
Film został oparty na mocnej, wyrazistej opowieści. Choć ostatecznie Holocaust nie może stanowić usprawiedliwienia dla działań Erika i tego, kim uczyniła go wojna, ponieważ ostatecznie w jakiś sposób utożsamia się z ideą rasy panów (czyżby syndrom sztokholmski?). Pojawiają się pewne nieścisłości, jeśli chodzi o technologie, które wojsko mogło posiadać w latach 60., w których rozgrywa się główna historia, bo o ile stroje codzienne są dobrze dopasowane do epoki, to np. kostiumy drużyny chyba są jednak zbyt nowoczesne, nie wspominając o militarnych gadżetach, jakimi przychodzi się posługiwać mutantom.
Film jest nakręcony dobrze, ze smakiem, a efekty specjalne nie przytłaczają historii. Jest to jedna z bardziej udanych adaptacji komiksowych, a raczej trzeba powiedzieć – film oparty na wątkach i postaciach komiksów Marvela (ponieważ fani sagi z pewnością zauważą wiele odstępstw od fabuł, zmiany atrybutów postaci, dodanie postaci, które nie występują w komiksie, itp.). Widz jest świadkiem walki – nie tylko żołnierzy, mutantów zaopatrzonych w broń i moce, ale też (a może przede wszystkim) zmagania dwóch wielkich umysłów. Świetnie zagrane role Michaela Fassbendera i Jamesa McAvoya sprawiają, że starcie dwóch tytanów spośród mutantów jest naprawdę emocjonujące, pełne pasji i wielkich uczuć. Z jednej strony jest to szaleństwo, gniew, rozpacz, ból, pragnienie zemsty i skrywane gdzieś głębokie uczucia Erika Lansherra. Michael Fassbender nadaje postaci Magneto wielowymiarowości, przekonuje w każdym wcieleniu, każdym zagranym uczuciem.
Jego gniewne zachowania rewelacyjnie kontrastują z opanowaniem, naiwną wręcz wiarą w dobre intencje i pragnieniem dostrzegania we wszystkich dobra Charlesa Xaviera. Kultura osobista, niezwykły wdzięk, humor, ale też siła przekonywania (nie tylko dzięki telepatii i empatii, które są częścią mutacji, jaką posiada Profesor X), które postaci nadaje James McAvoy, sprawiają, że film jest pojedynkiem, nieustannym zderzaniem się dwóch silnych osobowości, które prowadzą bohaterów od relacji przyjacielskiej do wrogiej. Jedyne, co łączy te dwie postaci, co pozostaje po przyjaźni, to obustronny szacunek, którego nie załamuje nawet fakt stania po drugiej stronie barykady.
Film dobrze się ogląda. Nawet jeśli nie jest to kino ambitne, to jednak pojawia się czas na chwilę refleksji na temat okrucieństwa człowieka i braku tolerancji dla „innego”, jak wiele złego może uczynić strach przed tym, co nie-swoje. Wyraziste role, dobry scenariusz oraz nawiązania do innych części X-Menów łączą wszystko w jedną całość.
————————————————
X-Men: Pierwsza klasa; reżyseria: Matthew Vaughn; USA 2011