„Czarna lista firm. Intrygi światowych koncernów” – dla wytrwałych


Opublikowana nakładem Wydawnictwa Hidari „Czarna lista firm. Intrygi światowych koncernów” porusza tematy, które jeszcze niedawno inspirowały alterglobalistów. Książka Klausa Wernera i Hansa Weissa ma ambicję pokazać, w jaki sposób światowe koncerny tkają sieć intryg wspierających bądź ukrywających współczesne niewolnictwo, wojny, pracę dzieci, eksperymenty medyczne czy wojny. Zapowiada się sensacyjnie, jednak w treści już takie nie jest, bo i problem znany a wywód nie zawsze przekonujący


Publikacja tego typu książki w Polsce jest poniekąd aktem odwagi, biorąc pod uwagę mizerne zainteresowanie w kraju sprawami międzynarodowymi, zwłaszcza wykraczającymi poza Unię Europejską. Reklamowana na okładce jako bestseller antyglobalizacyjny, mimo ciekawego doboru tematów, ma w sobie niestety niewiele z głębokiej analizy zawartej w „Globalizacji” Stiglitza a także niewiele z programowego i ideowego ładunku „No Logo” Naomi Klein. Powodzenie ambitnego zamierzenia Autorów jest umiarkowane – na przekonującą analizę i pasjonującą publicystykę Autorom zabrakło materiału. Poza bezpardonowym atakiem na korporacje, trudno znaleźć w książce wyraźną tezę, która wniosłaby nowe argumenty do dyskusji o globalizacji. Przekonani utwierdzą się w swojej wierze, ale poszukujący odpowiedzi na ważne pytania dzisiejszego świata mogą się zrazić.

Po części winę ponosi upływ czasu od pierwszego wydania książki (2001 r.). Wiele tematów straciło od tego czasu na aktualności, a skala problemów przestała budzić sensację. Dziś częściej niż Fair Trade („sprawiedliwy handel”) interesuje nas „wszechwładza rynków finansowych”, bardziej niż nieludzkie warunki pracy w krajach Trzeciego Świata absorbuje wzrost potęgi Chin oraz problem imigrantów. W ciągu ostatnich lat optyka spraw międzynarodowych mocno się zmieniła, a „Czarna lista firm” wraz z kryzysem finansowym straciła na świeżości. Czyta się ją więc z zainteresowaniem, ale i z postępującą irytacją.

*

Książkę otwiera rozdział zarysowujący władzę korporacji nad gospodarką światową i związane z nią nadużycia (przy czym władza korporacji i jej współpraca z instytucjami takimi jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyjmowana jest za pewnik). Autorzy szybko przechodzą do atrakcyjnych i bardzo kontrowersyjnych tematów wojny o surowce w Demokratycznej Republice Konga oraz eksperymentów medycznych (na przykładzie Węgier oraz krajów afrykańskich). Rozdziały te są pisane w formie reportażu. Opisując wydobycie tantalu Klaus Werner udał się do Afryki, a Hans Weiss, pisząc o eksperymentach medycznych, nawiązał kontakt z lekarzami z Węgier. Mimo ciekawego zamysłu, zastosowane metody są wątpliwe – Autorzy posłużyli się prowokacjami, podając się za handlarza próbującego sprzedać tantal (rzadki surowiec mineralny wydobywany w Afryce w prymitywnych warunkach i często z pogwałceniem praw człowieka, a wykorzystywany m.in. do produkcji telefonów komórkowych), oraz przedstawiciela koncernu farmaceutycznego, namawiającego lekarzy do na wpół legalnych eksperymentów medycznych. Samo zastosowanie prowokacji w celu sprawdzenia wytrzymałości człowieka jest niegodne, a i wyniki mówią niewiele o korporacjach. Mimo wysiłków Autorom nie udało się odkryć gotowości lekarzy do wyraźnego złamania kodeksów etyki, a władze Węgier nie znalazły powodów, by wszcząć postępowanie w sensacyjnej zdaniem Autorów sprawie. W przypadku tantalu potencjalny odbiorca, nie zdecydował się na zakup trefnego towaru.

Niepowodzenie w działaniach śledczych, a może brak dostatecznych środków, powodują, że w dalszej części „Czarna lista firm” jest pisana ze źródeł wtórnych. Kreowane na sensacyjne, grające na emocjach tematy wydobycia ropy naftowej, produkcji żywności, szycia odzieży w krajach Trzeciego Świata stanowią bardziej rozsądną część relacji, ale wykorzystanie źródeł wtórnych rzutuje na płytkość wywodów. Autorzy zestawiają fakty prasowe i wiedzę z raportów, starając się dopisać do nich dość nieprzekonującą narrację. W krótkim czasie materiał na dany temat wyczerpuje się, co zmusza Autorów do poszukiwania kolejnych problemów globalizującego się świata i obarczania winą, w mniej lub bardziej zręczny sposób, korporacje. Firmy są więc winne m.in. prześladowania imigrantów, wysiedleniom ludności w związku z projektami rozwoju infrastruktury czy stosowaniu nawozów rolnych w sposób niezgodny z przeznaczeniem. Wiele z problemów ma w sobie wątek prawdziwy, co utrudnia lekturę. Prawdą jest, że gospodarka surowcowa ma często charakter rabunkowy. Oczywistą prawdą jest, że wojny nie są prowadzone w oderwaniu od interesów gospodarczych walczących stron, a za tymi interesami ktoś jeszcze stoi, i często są to firmy. Sprowadzenie jednak każdego problemu do cynicznie projektowanej intrygi światowej korporacji, Total, Bayer, czy Nike, nie może być przekonujące – książka razi jednostronnością spojrzenia i niejednokrotnie sprawia wrażenie prasówki spisanej pod z góry założoną tezę o winie korporacji.

Żeby mówić o winie, musi istnieć władza korporacji nad gospodarką. Tymczasem w książce trudno dociec gdzie zaczyna się, a gdzie kończy władza firm, i idąca wraz z nią odpowiedzialność. W części przedstawiającej portrety wybranych korporacji, Autorzy cytują np. oskarżenia o finansowanie przez Coca-Colę i jej partnerów szwadronów śmierci (sic!). Nie dość, że z samych oskarżeń, w cywilizowanym społeczeństwie nic jeszcze nie może wynikać, to jeszcze w tym konkretnym przypadku nie sposób powiedzieć, czy w stan oskarżenia postawiono samą korporację, czy może jej wątpliwego partnera, od którego firma zdążyła się odciąć. Podobnych przykładów można znaleźć więcej. Autorzy dość swobodnie i bez wyraźnej konsekwencji interpretują fakty. Nieraz zdają się karkołomnie wierzyć, że „dobro wspólne” czy „interes przeciętnego mieszkańca” jest pierwszoplanowym obiektem zainteresowania polityków, a innym razem z niewiadomych powodów czynią wyjątki. Kiedy pod pretekstem skończenia z respektowaniem dominacji białego człowieka, prezydent RPA odmawia ogłoszenia przewidzianego prawem międzynarodowym „stanu wyjątkowego zagrożenia medycznego”, umożliwiającego produkcję i dostarczenie ludności tanich leków na AIDS, Autorzy wolą widzieć w rozwijającej się na skutek braku leków epidemii przejaw pazerności korporacji, aniżeli nieodpowiedzialność polityka. Z podobną wiarą przyjmują każdą krytykę korporacji głoszoną przez osoby dotknięte jej działaniem, nawet jeśli jest ona bardzo naiwna lub zachodzi podejrzenie, że jest głoszona w egoistycznym interesie.

Co bardziej sensacyjne oskarżenia trudno potraktować poważnie. W miarę wzrostu ciężaru zarzutów, Autorzy uciekają w ogólnikowość i brak precyzji. Zarzuty zbyt często formułowane są według schematu „wiele”, „niejednokrotnie” a następnie „przypuszcza się”, „gazeta A napisała o firmie B”, „osoba X oskarża firmę Y o przestępstwo Z”. W ostatecznym rozrachunku zarzuty te wnoszą niewiele ponad atmosferę niezdrowej sensacji.

Niestety, dla jakości książki, wszelkie niejasności są rozstrzygane na niekorzyść oskarżonego. Jeśli w odpowiedzi np. na pracę dzieci korporacja nie podejmuje żadnego działania – Autorzy oceniają to jako bierność, jeśli je podejmuje (Disney) – jako przyznanie się do winy, bo nie ma dymu bez ognia. Jak przyznają bez ogródek Autorzy – nie mają zamiaru tworzenia „białej listy firm”, bo, ich zdaniem, nie ma możliwości sprawdzenia, czy firma respektuje wszystkie wymogi etycznego postępowania. A więc „firma” jest winna z założenia. Trudno odeprzeć tak postawiony zarzut.

*

Trudno ocenić, w co Autorzy wierzą – w jaką alternatywę? Czytając „Czarną listę firm” nie sposób uwolnić się od wrażenia, że jest raczej kroniką wypadków i prób ich zamazania (w celu obrony wizerunku firmy) i w pewnym sensie niedokończonym projektem, na który zabrakło czasu i środków. Z pewnym wysiłkiem przychodzi łączenie opisywanych wydarzeń w całość, większy proceder, nie mówiąc o intrydze. A więc z obiecanej sensacji – nici, mocno zamotane w kłębek. Książka dla wytrwałych, mających dużo dystansu i cierpliwości, by z gąszczu nadużyć wyłowić ciekawe i ważne, mimo wszystko, informacje.