Podsumowanie A PART Festiwalu – gdzie jest aktor, gdzie jest scena?
Kontynuując ciąg pytań rozpoczętych w tytule: w którym miejscu przebiega granica między sceną a życiem? Czy w tym samym, co między prawdą i fałszem? Nigdy nie wiedziałam, a festiwal APART sprawił, że mam jeszcze więcej wątpliwości.
Między 10 a 20 czerwca w Katowicach odbył się już po raz siedemnasty Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych, będący przeglądem najciekawszych zjawisk artystycznych z obszaru teatru autorskiego, niewerbalnego, eksperymentalnego, alternatywnego i innowacyjnego. Jak łatwo można się domyślić, widz na nim goszczący spotkał się z teatrem, do którego nie jest przyzwyczajony – mało tego, wiele razy wahał się, czy to, w czym uczestniczył, na pewno było spektaklem, a nie formą zbiorowej terapii, rozmowy i przypadkowego spotkania z drugim człowiekiem. Wzbudzenie w uczestniku takowych wątpliwości było jednym z celów organizatorów, którzy chcieli pokazać teatr niezamknięty w przestrzeni czterech ścian sceny, którego środkiem ekspresji są nie tylko słowa, a przede wszystkim ruch, gest i ciało aktora.
Słowo aktor w tym kontekście budzi coraz więcej wątpliwości. Bo czy aktorem był Mariusz Lubomski, otwierający swoim koncertem festiwal? Domyślam się, że nie, skoro nazwano go już piosenkarzem. Ale czy jedno wyklucza drugie? Już pierwszego dnia organizatorzy uraczyli nas zjawiskiem gatunkowo niejednorodnym, bowiem koncert tak naprawdę był opowieścią o stanach emocjonalnych, uczuciach i przemyśleniach podmiotu, dotyczących głównie przemijania człowieka i świata. Mówiła nie tylko melodia i słowa, lecz również ciało wykonawcy, wyraz jego twarzy, który wskazywał na to, że wygłaszane treści nie są dla niego obojętne. A może to była tylko gra…
Jednym z najciekawszych wydarzeń festiwalu był spektakl (a może raczej projekt?) „Casablanca Therapy” realizowany przez międzynarodowy zespół teatralny, w ramach przedsięwzięcia DNA (Development of New Art). Tytuł spektaklu, wskazujący na jego miłosną tematykę, można wywodzić nie tylko od znanego filmu, ale także od samego miejsca akcji. Casablanca jako przystanek, poczekalnia do nowego życia; nowego i – jak można oczekiwać – lepszego. Tymczasem, stojąc w tej przestrzeni przy niezamkniętych drzwiach przeszłości, warto rozliczyć się z tym, co było. Bo prawdą może okazać się powiedzenie, iż lepsze jutro było wczoraj. Tymczasem aktorka siedząca wśród widowni wyznała: Jestem ofiarą miłości, i podała dalej mikrofon – padło wiele deklaracji, nieco zaskoczonych widzów. Spektakl-terapia zaczął się, światła nie zostały zgaszone. Cały czas gra toczyła się na granicy fikcji i prawdy, pozornie niepołączone ze sobą wątki tworzyły całość. Pojawili się tu: dziewczyna, która – chociaż niedotykana od lat przez mężczyznę – ogłosiła, że jest szczęśliwa, bo organizuje wtorkowe przyjęcie w domu; króliczek tańczący taniec miłości, z wypisanymi na ciele słowami „fuck my gently”; kobieta leżąca na scenie i na darmo wzywająca pomocy; a także mężczyzna, który musiał wybrać: dziewczyna czy zawód aktora. Aktorzy zwracali się bezpośrednio do publiczności, opowiadając jej o swoich problemach, a także zapraszając do gry, która może nie do końca była grą? Gdy patrzyło się na scenę, nie było już wiadomo, kto jest aktorem, a kto zwykłym człowiekiem. Spektakl mógł szokować nagością, erotyzmem, mnie jednak przede wszystkim szokował otwartością i tym, że zawarte w tytule słowo terapia nie było bez znaczenia.
Teatr A PART – organizator festiwalu – 15 i 17 czerwca zaprezentował się w dwóch zupełnie różnych odsłonach. Pierwszy ze spektakli, mający charakter widowiska plenerowego, odbył się na boisku Uniwersytetu Śląskiego (podobnie jak „Babel” Teatru Formy). Już z racji miejsca wystawiania gwarantował zupełnie inne przeżycia niż wystawiana w kameralnej sali „Klepsydra”. Obie sztuki różniły się również stopniem, że tak to nazwę, intymności między aktorem i widzem, gdyż „Klepsydra” przypominała poczynione niechcący ciałem wyznanie. Widz był na nim podglądaczem, który niby przypadkiem dostał się do świata kobiety, świata jej prywatnych przeżyć i rozmyślań.
Różnorodność zaprezentowana przez Teatr A PART odbijała się w czasie całego festiwalu. Widz stykał się ze skrajnie różnymi przedsięwzięciami: koncertami, „walk performansem”, spektaklami pokazywanymi na dużych przestrzeniach – takich jak boisko uniwersyteckie – lub scenach kameralnych. Tym, co łączyło festiwalowe przedsięwzięcia, była inność od powszechnie kojarzonego z teatrem kanonu. Interesująca forma otwierała uczestników na nowe doznania i pozwalała im przedefiniować takie słowa, jak aktor, scena, teatr, spektakl. Festiwal, który niestety, był dość słabo promowany – tak, że o jego istnieniu wiedziała niewielka grupa osób – był wydarzeniem niezwykłym. Myślę, że nie tylko w skali naszego regionu, ale i kraju.
Rzadko przecież ciało mówi, a usta wyrażają gesty.