Premiera Młodej Sceny Teatru Korez „Kryzysy albo historia miłosna”

O tym, czy elementy piknikowej atmosfery Letniego Ogrodu Teatralnego grze scenicznej służą, czy nie, przekonali się absolwenci krakowskiej PWST – Hubert Bronicki i Kinga Kaczor, występujący 9 lipca w podcieniach CKK jako Młoda Scena Teatru Korez ze swoją premierową sztuką „Kryzysy albo historia miłosna”.

fot: Agnieszka Astaszow


Czy duch biesiady teatrowi służy, zastanawialiśmy się kiedyś na łamach Reflektora, może więc warto wrócić do tego pytania podczas trwania katowickiego LOT-u? Trudno było nie zauważyć początkowych starć młodych aktorów z niecodziennymi warunkami okołoscenicznymi. Gwar uliczny i luźna atmosfera wśród publiczności mogły aktorów rozpraszać. Jednak początkowe napięcie, „badanie się” publiczności z artystami i artystów ze sceną, nie trwało na szczęście długo. Z każdym kolejnym „kryzysem” sztuka nabierała charakteru, a i publice przypadała widocznie coraz bardziej do gustu.

Tekst autorstwa rumuńskiego dramatopisarza Mihaia Ignata jest rejestracją kryzysu uczuciowego pary młodych ludzi, współczesnych „około” trzydziestolatków. Sztuka nie pyta ani o miejsce, ani o rolę młodych w świecie, interesuje ją tylko jedno miejsce – domowe pielesze. Bez pruderii przygląda się kompleksom, wszystkim małym i wielkim problemom, tak skrzętnie zamiatanym pod dywan. Egoizm, materializm, wygodnictwo, niechlujność, pozerstwo – przywary dużego formatu – zdają się w tym wszystkim i tak poboczne. Choć aktorzy bawili, a publiczność wybuchała śmiechem, diagnoza główna nie jest wcale wesoła: nie potrafimy ze sobą rozmawiać, cierpimy na obsesję „normalności”, trud życia i robienia dobrej miny do złej gry poza domem, pozostawia te złe miny tylko dla najbliższych. Płomienne uczucia zaniedbujemy, zamieniając je w werbalne i niewerbalne schematy, którym coraz mniej przyjemnie pachnie z ust.

Szczęście nie jest dane raz na zawsze. Trzeba je pielęgnować każdego dnia bez wyjątku – zdają się mówić „Kryzysy”. Nie podają rozwiązań, jak to zrobić. Ale przejaskrawione przywary, prezentowane pół żartem, pół serio, bez wątpienia zmuszają, niby niechcący, do refleksji. A może nawet wzruszeń.

Po przedstawieniu udało mi się zamienić kilka słów z aktorami i reżyserem (Hubert Bronicki jest również reżyserem).

Aktorzy przyznali, że gra była pisana tego dnia „grubą kreską” i wiele subtelniej wypada na scenie wewnętrznej teatru (18 czerwca 2011 odbyła się w Teatrze Korez prapremiera sztuki). Samą atmosferę Letniego Ogrodu Teatralnego jednak bezsprzecznie uwielbiają.
Co poza „Kryzysami” chodzi im po głowie? Kolejną sztuką, nad którą pracują, będzie „Zima pod stołem” Rolanda Topora.

Entuzjastycznie wypowiadali się o zawiązaniu grupy Młoda Scena Teatru Korez. Przyznali też, że wystawienie „Kryzysów” umożliwiły im dwa kredyty. Jeden, który wzięli z banku. Drugi, zapewne ważniejszy, kredyt zaufania, który dostali od Mirosława Neinerta, dyrektora Teatru Korez. Wierząc, że dobra karma powraca, pozostaje mi życzyć Korezowi, by z Młodej Sceny miał pożytek. I „kryzysów” tyle, ile jest w stanie udźwignąć.