Felieton nocą: pytanie o kondycję człowieka

Powiedziano: Myślę, wątpię, więc jestem… I gdy sobie z tego zdaję sprawę, to dość przekornie do głowy przychodzi mi pewien cytat: He who makes a beast out of himself gets rid of the pain of being a man[1] – dr Samuel Johnson [2] (cytat umieszczony na pierwszych stronach książki Huntera S. Thompsona [3], Lęk i Odraza w Las Vegas[4]). 

(fot: Ania Nicto)

Zaczynam się zastanawiać, czy nie byłoby dla mnie, istoty żywej, lepiej: nie myśleć, nie posiadać wiedzy na temat tego, jak najskuteczniej zranić drugą osobę słowem, tak by ból był zupełnie niefizyczny. Konfrontowana wciąż z okrucieństwem świata, bombardowana brakiem życzliwości i, coraz częściej, brakiem perspektywy, zastanawiam się nad tym, o ile prostsze mogłoby być życie ‘bestii’. Bowiem egzystencja z pewnością podporządkowana byłaby instynktom. Istotne byłoby przeżyć za wszelką cenę. Prawo dżungli – najsilniejsze osobniki przetrwają, naturalna selekcja plus ochrona słabszych osobników. Bez ingerencji, chłodnej kalkulacji, bez tworzenia elit. Naturalna kolej rzeczy… Nie żadne rozlewanie oceanu łez ze smutku, żałości, frustracji i zadręczanie się problemami typu, jak godnie żyć – istotne, by przeżyć i nie dać się zabić. Bo ból istnienia potrafi przysporzyć sporo kłopotów jednostce, zwłaszcza tej, której daleko od bycia silnym osobnikiem.

Jednak nie chodzi mi o kierowanie się instynktem czy wyzbycie się hamulców i obejście ograniczeń (które narzuca człowiekowi m.in. kultura), bo to wszystko człowiek opanował do perfekcji… Zwłaszcza przy pomocy środków odurzających [por. Lęk i Odraza w Las Vegas]. Czyli wychodzi na to, że to też nie jest domeną ‘bestii’. I zaczynam się gubić, kogo lub co można nazwać monstrum albo potworem i czy aby zwierzęta nie powinny czuć się obrażone, ponieważ w ostatecznym rozrachunku są bardziej miłosierne, opiekuńcze, itd.

Przykładów dostarcza życie – włączam telewizor i zaczynam oglądać wiadomości – jak wielu z nas – i słyszę: ojciec rodziny wielokrotnie przez lata gwałcił córkę i pasierbicę, pasierbica urodziła mu pięcioro dzieci, matka nie reagowała. Albo: służby zajmujące się maltretowanymi zwierzętami odebrały prawie zagłodzonego psa, któremu ktoś założył łańcuch jak szelki, tak, że wrzynał się w skórę psa, właściciel podciął zwierzęciu uszy, ustalono, że współwłaścicielem psa jest dzielnicowy… I dochodzę do wniosku, że nie powinno się mówić, że ktoś zachowuje się zwierzęco, używając tego słowa jako synonimu bestialstwa, podczas gdy raczej powinno mówić się, że ‘ludzko’, bo okrucieństwo człowieka, tej istoty podporządkowującej sobie wszystko na Ziemi, jest niewypowiedzianie gorsze od reguł panujących w świecie zwierząt. To jedno.

***

Następna rzecz: ludzka zawiść, a może też głupota. Albo sama nie wiem, co. Bo choć tematyka dość ‘frywolna’ w porównaniu do powyższej, to jednak też pokazuje kolejne gnuśne oblicze człowieka. Bo jak określić cechę ludzką, która ujawnia się za każdym razem, gdy artysta – muzyk (dla uproszczenia) – tworzy coś nowego, co odbiega znacznie od dzieł, które wcześniej pokazał światu. Co daje prawo ludziom mówić, że się sprzedał, że już nie jest tym wspaniałym artystą?! Ponieważ to nie jest to samo, bo to nie jest płyta pod tytułem takim a takim vol.2.

Albo co daje prawo wchodzić tym ludziom z butami w życie prywatne i odsądzać od czci i wiary przeważnie Bogu ducha winnych bliskich artysty, ponieważ właśnie tymi bliskimi są. Co daje prawo nienawidzić, nie lubić, oceniać ludzi, których się przeważnie nigdy w życiu nie spotkało, i stwierdzać, że ktoś się nie nadaje, by być partnerem/partnerką danego artysty? A we mnie się budzi mały agresor i sobie myślę: ludzie, znajdźcie jakieś zdrowsze hobby, wyjdźcie na spacer czy podrzyjcie gazetę, by wydobyć z siebie złość, bo idiotycznie wmówiliście sobie, że to właśnie wy powinniście być na miejscu tych, których tak obrażacie, bo wy tak mówicie, ponieważ wyhodowaliście sobie w głowie jakiś obraz artysty, poskładany z tego, co dostarczyły wam środki masowego przekazu, albo – jak już nie możecie inaczej – twórzcie sobie w głowie wytwory waszej wyobraźni i tam je trzymajcie, a nie rozrzucajcie po portalach społecznościowych komentarzy niewartych cytowania, bo byłoby wszystko ocenzurowane, albo przekujcie to na kreatywne wytwory typu opowiadanie, wiersz, rysunek – dajcie żyć, może kiedyś do was dotrze, że artysta to tylko przekaźnik, skupcie się na przekazie, może będzie łatwiej.

Co sprawia, że odbiorca ocenia, kto się nadaje na występy na jakimś festiwalu, a kto nie, kto jest godny jakiejś nagrody, a kto nie (przecież jakieś grono jurorów podjęło wysiłek porównania artystów i ich dokonań bądź też – co może ważniejsze – fani wyrazili swoje oddanie i głosowali)? Zwłaszcza jeśli przytacza się argumenty w stylu: ‘a kto to właściwie jest?’, ‘to potwarz, ktoś nie lubi sławnych ludzi, dlatego ci a ci wygrali’ [por. ‘zamieszanie’ powstałe po rozdaniu nagród Grammy i Brit Awards, dotyczące m.in. Arcade Fire [5]], i zero wartościowych, obiektywnych ocen dorobku artysty/artystki bądź jego/jej innowacji, wniesienia czegoś nowego, itd.

Albo takie kłótnie pomiędzy fanami jednego zespołu i wielka burza pośród nich, ponieważ jedni wolą poprzedniego członka zespołu, a inni nie. Gdzie w tym wszystkim są muzyka, tworzywo, przekaz, które powinny z założenia być najważniejsze i teoretycznie powinny jednoczyć ludzi?

I po tym wszystkim zaczynam się zastanawiać, czy można się przepisać do jakiegoś innego gatunku, albo czy może nie należę do innego gatunku, bo mi wstyd. Bo wszystko jest tak chore, pokręcone, złe, okrutne, podłe… Frustrujące, że w tych wyliczankach jakoś przeważają wady, negatywne epitety.

Oczywiście nie mówię, że nie ma ludzi dobrych i o pięknej duszy. Bo są, udało mi się spotkać kilku i byli jak ciepły i radosny promień słońca w chłodny dzień. Jednak może oni to nie ludzie, tylko jakieś istoty zesłane, by utrzymać tę kruchą równowagę na ziemi, by się nie zapadła z żałości i wstydu, że depczą ją ci, którzy szczycą się człowieczeństwem, a dawno utracili znamiona szlachetności.

Nie twierdzę, broń Boże, że jestem idealna. Moja lista wad i grzechów jest spora, nie zaprzeczam. Ale jednak nie przyszłoby mi do głowy, by bić kogoś do nieprzytomności, ponieważ wygląda jak Barbie. Albo wyrzucać nowo narodzone szczeniaki przez okno na bruk z któregoś tam piętra… I naprawdę skłaniam się ku takiej opcji, by wyzwolić z siebie bestię, bo coś szepcze, że mogę na tym lepiej wyjść. Bo nawet w Biblii znalazł się cytat, który dowodzi, że nawet najmniejsze stworzenie otrzymuje opiekę Boga (ta część moich rozmyślań jest chyba najbardziej instynktowna, stąpam tu po cienkim gruncie wiary, od razu zaznaczam nie znam pism, by swobodnie się poruszać po obszarze teologii, piszę, co podpowiada mi serce – jak to ironicznie może brzmieć, bo tych przemyśleń nie byłoby, gdyby nie to, że jestem człowiekiem, ale istotne jest raczej: czy to wszystko do czegoś prowadzi, czy nie jest to tylko kolejne smętne podsumowanie egzystencji?).

Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, co będziecie jeść lub co będziecie pić, ani o swoje ciało, w co je ubierzecie – czy życie nie jest ważniejsze od jedzenia, a ciało od ubrania?
Przypatrzcie się ptakom, [które latają] w powietrzu, nie sieją i nie żniwują i nie zbierają do spichlerzy, a wasz Ojciec niebieski żywi je
. Mt, 6,25-27

Co za tym idzie – człowiek jako stworzenie dostojniejsze też tę opiekę otrzymuje. Choć czasem pokrętność ludzkiej natury jest tak koszmarna, że aż trudno znaleźć słowa, by o tym powiedzieć. Dlatego w głowie formuje się pytanie, czy nie lepiej byłoby żyć i nie przejmować się ciężarem życia, świata i współistnienia? Być może byłoby pięknie. Być może byłoby prościej. Być może… Jedno jest pewne – człowieczeństwo jest mocno przereklamowane.
————————————
1. Cytat oryginalny z ‘Anecdotes of the Revd. Percival Stockdale’ (1809) [w:] Johnsonian Miscellanies (1897).
2.  Samuel Johnson (18.09. 1709 – 13.12.1784) – osiemnastowieczny brytyjski poeta, eseista, moralista, krytyk literatury, biograf, leksykograf, jego twórczość wywarła znaczący wpływ na literaturę angielską.
3.  H.S. Thompson (18.07. 1937 – 20.02.2005), amerykański pisarz, dziennikarz, twórca ‘Gonzo dziennikarstwa’ – stylu, w którym dziennikarz tak mocno angażuje się w reportaż przez siebie opowiadany, że staje się centralną postacią opowiadania.
4. Fear and Loathing in Las Vegas – książka jest rezultatem wyprawy do Las Vegas z bagażnikiem pełnym wszelkiej maści narkotyków. Jej główną postacią jest Raoul Duke (alter ego pisarza), a książka oprócz tego, że jest opisem narkotycznych wizji, wędrówek i szaleństw dziennikarza i jego adwokata – dr. Gonzo – jest refleksją na temat spełnienia ‘amerykańskiego snu’.
5. Song A Day #775b: Who The Hell Is Arcade Fire?, przez: therockcookiebottom, http://www.youtube.com/watch?v=X94GQZM4M48