Skąd? Kim? Dokąd?
To wcale nie jest łatwe. Wręcz bywa irytujące, zniechęcające, niezrozumiałe. Obcowanie ze sztuką współczesną. Momentami uwiera ona jak pogląd, którego istnienia nie chce się przyjąć do wiadomości. Chwilami śmieszy – ilością absurdu czy ironii, wyciekających z ram obrazów. Czasami staje się nieczytelna, pusta jak wtedy, gdy w prostych prawdach nie daje się dostrzec nic więcej, a ich ciągłe prześwietlanie zdaje się nie mieć sensu. Ale wystarczy tylko trochę odwagi i cierpliwości. Tej pierwszej, żeby przekroczyć próg galerii, muzeum czy innego tajemniczego miejsca. Drugiej – by zostać tam dłużej niż chwilę i spróbować dostrzec w tym artystycznym szaleństwie może jakieś swoje wzruszenie, zaciekawienie czy trwogę, choćby bijące z jednego tylko dzieła. Nie jest to proces łatwy. Ale nie pozostawia też obojętnym. A to już zawsze coś.

(jedna z wystawianych prac; wyk.: Wojciech Łazarczyk)
Krok pierwszy: wchodzimy na wystawę „Post Gauguin”, w ramach XI Biennale Sztuki „Wobec wartości” (miejsce: BWA, Muzeum Archidiecezjalne w Katowicach). I co widzimy? Ciekawą mieszankę (wszak twórców było wielu): instalacje multimedialne, obrazy, interesujące naczynia porozkładane na podłodze, stare fotografie ujęte w przestrzeń obrazu czy obwoluty książek otoczone w przecudne ramy. Dziwne? Intrygujące? Właśnie oto chodzi.
Krok drugi: zachowujemy spokój i cierpliwość. Osiągnięcie tego stanu ułatwi spacer. Wśród eksponatów oczywiście. Jak pisze autor i kurator projektu, Roman Lewandowski, wystawa „jest próbą namysłu nad kondycją i potencjałem współczesnego malarstwa”[1]. Dla mnie jednak przede wszystkim jest reakcją na motto przyświecające temu wydarzeniu: tytuł obrazu Paula Gauguina „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?”. Swoją drogą, sam Gauguin był niezwykle kontrowersyjną postacią. To właśnie po kłótni z nim van Gogh obciął sobie kawałek ucha. Poza tym malarz ten słynął z umiłowania egzotycznych krajów i bardzo młodych dziewcząt. Jego obraz o iście filozoficznym tytule był sporym wydarzeniem i ciekawie odpowiadał na niepokoje czasów, w których powstał (schyłek XIX wieku). Jak to jednak z filozofią bywa, pytania przez nią stawiane nigdy nie ulegną przedawnieniu i zachowują zadziwiającą, długoterminową świeżość.
W jaki sposób współcześni artyści (m.in. Grzegorz Sztwiertnia, Nicole Ahland czy Wojciech Ćwiertniewicz) zmierzyli się z tymi zagadnieniami? Z pewnością różnorodnie, z wyobraźnią, metaforyczną wieloznacznością. Powiedzieć, zinterpretować więcej, szczególnie gdy spotyka się tak wielu twórców i sposobów widzenia rzeczywistości i samej sztuki, jest niezwykle trudno. Bo przecież odbiór sztuki jest czymś tak bardzo indywidualnym, sąsiadującym z tym, co zwiemy gustem, smakiem czy wrażliwością. Ja osobiście odkryłam dzieła inspirujące, ciekawe, oryginalne, ale i niezrozumiałe (a może po prostu zbyt dla mnie wyrafinowane?). Ale to dobrze. Różnorodność jest przecież plusem, nawet gdy czasem nieco ciąży na barkach.
Po kroku pierwszym i drugim zdarza się, że pojawia się nagle trzeci (czasem zupełnie samoistnie, niewymuszenie, naturalnie): analiza i interpretacja, czyli dostrzeżenie, co autor miał na myśli, dlaczego to jest tak i tak, dlaczego to jest fajne, a to beznadziejne. Jednym słowem: myślenie. Warto je od czasu do czasu potrenować. A sztuka jest dobrym poletkiem do takich ćwiczeń. Wymagającym, ale dającym też sporo satysfakcji. Polecam!