Psychoterapia? Wolę napisać reportaż
Reporter, biorąc do ręki kartkę, stara się opisać świat w sposób w miarę obiektywny, w miarę pozbawiony siebie. Stara się, lecz czasem pisze w pierwszej osobie, nie zawsze opowiadając jedynie o swoim spotkaniu z tymże światem. Czasem opowiada o sobie, o jednej scenie, czasem o całym życiu. Nie po to, by powiedzieć to czytelnikowi, ale by się tej sceny, tego życia pozbyć. Klasycy gatunku, tacy jak Ryszard Kapuściński i Hanna Krall – uwaga, moja teza – przez reportaż starają się z siebie wyleczyć. Reportaż jako forma autoterapii – nie sądzicie, że to może być ciekawe?
Pierwsze pytanie, które łączy się z moim pomysłem, brzmi: dlaczego to robią? Odpowiedzi na nie udziela Philippe Lejeune: Nigdy nie jesteśmy naprawdę panami swojego życia, ale możemy mieć złudzenie, że stajemy się jego autorami, opisując je, pod warunkiem, że zapomnimy, że nie jesteśmy ani przyczyną pisania, ani przyczyną życia.1Zatrzymajmy się na chwilę nad czasem, w którym przyszło żyć Kapuścińskiemu i Krall – II wojną światową. Wydarzenie to ukształtowało myślenie całego pokolenia, nikt nie mógł pozostać obojętny w czasie jej trwania, a nawet po jej zakończeniu. Kapuściński pisze:
Bo w pewnym, ale istotnym sensie, wojna nie skończyła się dla mnie ani w 1945, ani wkrótce potem. Na różne sposoby coś z niej trwało nadal i trwa nawet do dziś, ponieważ myślę, że dla tych, którzy ją przeżyli, wojna nie kończy się nigdy w sposób ostateczny.2
Aż wreszcie po latach przychodzi moment, w którym przypadkowi możemy nadać sens, bezkształtowi formę. Odzyskać panowanie nad chwilą od nas niezależną – chwilą, która nas prześladuje. Kusi, by skorzystać z oferty, jaką daje pisanie. Kto by się nie oparł takiej pokusie?

(fot: kapuscinski.info)
Zacznijmy od tego, co wyraźniejsze, co rzuca się w oczy nawet w pobieżnej lekturze, a mianowicie od sposobów obecności Ryszarda Kapuścińskiego, które – moim zdaniem – kształtują się w dwóch płaszczyznach. Obecności świadomej i nieświadomej. Sam reporter napisał: Czasami spotykam się z pytaniem, kto jest bohaterem moich książek. Wówczas odpowiadam: „ja nim jestem, ponieważ te książki opisują osobę, która podróżuje, przygląda się, czyta, rozmyśla i o tym wszystkim pisze”3. Tak powstają książki z bohaterem, reportaże z bohaterem rzeczywistym, który musi być w nich obecny, gdyż przez jego osobę niektóre z przygód zdobywają sens i, co ważne, gwarancję prawdziwości. Ważniejsza niż sama gwarancja jest jednak motywacja czytelnika, który często otwiera książkę Kapuścińskiego nie po to, by przeczytać reportaż, ale by przeczytać o jego autorze. Bohater więc – w podwójnym znaczeniu – pojawić się musi.
Drugie piętro obecności Kapuścińskiego nazwałabym piętrem obuwniczym. Dlaczego? Spróbujmy z książek tego autora wyodrębnić historię, która najczęściej się powtarza. Motyw, który pasuje do każdego innego, który warto przytoczyć w każdym kontekście. Jest to motyw butów, a właściwie ich braku. Pińsk, zima, wojna, Ryszard nie ma butów, dlatego zaczyna sprzedawać mydło za 2 złote od sztuki. Po lekturze jego reportaży znam tę historię na pamięć. Dlaczego akurat to jest tak ważne? Tę sytuację analizuje sam Kapuściński:
Ale nie chodziło tylko o urodę dobrego buta, o wygodę, o komfort. Mocny but był symbolem prestiżu i władzy, symbolem panowania; lichy, podarty but był oznaką poniżenia, piętnem człowieka, któremu odebrano wszelką godność i skazano na nieludzką egzystencję. Mieć dobre buty znaczyło być mocnym, a nawet (…) znaczyło „być”. Ale w tych latach (…) wyśnione buty, które spotykałem na ulicach i drogach, przechodziły obok mnie obojętnie.4
Kapuściński opowiada o wojnie, o butach, o cukierkach, po które stał w kolejce na mrozie, a zamiast których dostał pudełko z cukrowym osadem. Jego matka zagotowała w nim wodę. Mieli słodki napój. Wojna jako coś, z czego nie można się wyleczyć, coś, co trwa i trwa.
Artur Domosławski w książce „Kapuściński non-fiction” stwierdza, że wcale nie było u mistrza tak biednie i tak źle. Jednak jest kilka rzeczy: buty, cukierki. Jest także dziadek, który na początku wojny był chory. Gdy zaczynały się bombardowania, wszyscy kryli się w rowach, tylko dziadek zostawał na środku drogi. Matka Kapuścińskiego ocierała później pot z jego twarzy. Domosławski mówi, że nie było tak źle. A może właśnie te sceny były na tyle złe, że wystarczały dziecku za wszystkie potencjalne okropieństwa wojny. Świadczy o tym fakt, że ten chłopiec opowiadał o nich całe życie.
Od dawna zastanawiam się, czy obuwnicza obecność Kapuścińskiego jest świadoma. A raczej – czy jest konieczna, czy autor w jakikolwiek sposób może z niej zrezygnować? Czy podróż po Imperium może rozgrywać się bez pierwszej jego części (rozdział otwierający książkę „Imperium” nosi tytuł „Pińsk ’39” i łatwo się domyślić, o czym opowiada)? Czy „Busz po polsku” mógłby powstać bez wstępu, w którym poznajemy historię butów? Czy z jakichś względów było to konieczne, nie tylko dla czytelnika, ale też dla samego autora? Ten pierwszy mógł zrozumieć, z jakiej perspektywy powinien patrzeć na autora, by współdoświadczać z nim i być świadkiem narodzin podróży reportera. Drugi potrzebował wspomnień, by przygotować się do dalszej drogi. By mógł powiedzieć: Hej, popatrzcie tak to się zaczęło, bez tego to imperium by dla mnie nie istniało. Bo głęboko wierzę, że świat obecny tworzy się tylko dzięki światom przeszłym. Czy Kapuściński też w to wierzył? Nie wiem.

(fot: iik.pl)
Hanna Krall odżegnuje się od pisania swojej historii. Na jednym ze spotkań autorskich mówi: Nigdy nie napiszę o sobie samej w pierwszej osobie. Na tym samym spotkaniu na pytanie, czy uważa, że jakieś zdarzenie z jej życia byłoby ciekawym tematem na reportaż, odpowiada: Jest takie zdarzenie. Sama je opisuję, ale zawsze w trzeciej osobie, jakby o kimś innym. A tymczasem łatwo zauważyć, że w jej reportażach szczególnie często pojawia się pewien moment nienależący do nikogo konkretnego.
Dziewczynka, twoja rówieśnica z tlenionymi włosami, też sporo wiedziała o Zwiastowaniu.
Policjant w komisariacie w Alejach, niedaleko dworca, poprosił jej matkę, by powiedziała „Anioł Pański”. Przeprowadził je szmalcownik, prosto z pociągu. Matka miała pierwszorzędny wygląd i dobre maniery. Nazywała się Emilia Ostrowska, była rodzoną siostrą Marii Ostrowskiej, wyznania rzymskokatolickiego, ale nie umiała się modlić.
– A ty – uśmiechnął się do dziewczynki policjant. – Powiesz nam „Anioł Pański”?
Naturalnie, że powiedziała. Była przecież pojętną dziewczynką ze smutnymi oczami. – Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi i poczęła z Ducha Świętego. Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna…
– I co z wami zrobić? – zafrasował się policjant. Był nieogolony, w ubłoconych butach z długimi cholewami, ziewał co parę słów, miał chyba dyżur od poprzedniego wieczora. – Jedna wygląda na Żydówkę, a umie się modlić, druga nie wygląda, a nie umie… Wiecie co? Same rozstrzygnijcie, która jest Żydówka, a która Polka. Polka wyjdzie, Żydówka zostanie. Zastanówcie się, jutro dacie odpowiedź.
Spędziły noc w celi, na taboretach, pod mdłym światłem nieosłoniętej żarówki. Naradzały się…5
Ta opowieść wspomniana jest również w wywiadzie udzielonym przez Hannę Krall Wojciechowi Tochmanowi:
W „Hipnozie” pojawia się postać kilkuletniej dziewczynki, która razem z matką przechodzi egzamin w komisariacie granatowej policji, nieopodal Dworca Głównego w Warszawie. Dziewczynka wraca do nas w tej samej scenie w kolejnych Pani książkach. Ma niedobry wygląd, źle utlenione włosy, ale świetnie mówi „Anioł Pański”.
* To była mądra, pojętna dziewczynka.
Wiem.
* Jej matka miała dobry aryjski wygląd, ale nie znała katolickiej modlitwy. Policjant kazał im rozstrzygnąć, która jest katoliczką, która Żydówką. Tylko jedna miała wyjść z komisariatu. Spędzają noc w celi i zastanawiają się, która ma żyć. Kobieta mówi: „Ja już sobie pożyłam, ty wyjdziesz”. Mała mówi: „Nie dam sobie rady, ty wyjdź, musisz uratować babcię…”. Sprzeczają się, w końcu ta mała wpada na fantastyczny pomysł: „Wiesz co? Zostaniemy obie”. I obie, uspokojone, zasypiają w celi.
Obie przeżyły dzięki Marii, która przedtem dała kobiecie metrykę chrztu, a teraz przyszła na komisariat zaświadczyć o jej polskości. „Co? Ona Żydówką?!” – krzyczała.
* Maria, a także Izolda i Pola, to trzy najodważniejsze kobiety, o których pisałam. Najodważniejsze osoby, jakie spotkałam w życiu6.
Czytelnik może się tylko domyślać, skąd Krall zna ową dziewczynkę.
Najważniejszą, w kontekście mojego artykułu, książką reporterki jest „Sublokatorka” – powieść, nie-powieść, reportaż, nie-reportaż. W jej pierwszym rozdziale pojawia się zdanie: Załóżmy na chwilę, że ja narratorka, noszę nazwisko osoby będącej autorką niniejszej książki– Hanny Krall7. Słowo „załóżmy” jest zaproszeniem w świat wyobraźni, w którym prawda miesza się z fikcją. Nie wiemy, kiedy wierzyć w osobisty wymiar tej powieści. Autorka gra z czytelnikiem w „ciepło- zimno”.
W „Sublokatorce” dominuje tryb przypuszczający. Dzięki temu można przedstawić wiele wariantów zdarzeń, uogólnić losy bohaterów. Narratorka opisuje cień drzew, ale takich, które widziałabym wtedy za oknem.8 Bohaterka pisze pracę doktorską, której tytuł byłby rzeczowy9. Wspomina także choinkę, którą ubierałybyśmy tylko w bibułkę biało-czerwoną10. Narratorka „Sublokatorki” przedstawia nam się jako osoba, której życie rozdwaja się na naszych oczach – po to, by na końcu znowu się scalić. Zaczyna sobie układać różne życiorysy11, w końcu córka majora Kralla musi być skądś – każdy musi być skądś, cóż dopiero córka majora12. Na przemian odnajduje siebie po jasnej i ciemnej stronie rzeczywistości. Podział na dwie części istnienia jest bardzo uwydatniony – różnice między nimi tłumaczy cały czas. Cały czas też stara się określić swoją – bohaterki – przynależność.
Nie do odróżnienia jest to, co zdarzyło się naprawdę, od tego, co mogło się zdarzyć albo się nie zdarzyło. Równolegle jednak z „wymyślaniem” życia, równolegle z mnożeniem różnych wariantów losu, narratorka ujawnia się jako reporterka. Autentyczni są bohaterowie „Sublokatorki” (czasem miarą ich autentyczności są historie, które się zdarzyły, a w których mogli uczestniczyć), autentyczne miejsca i czas akcji. Nawet w możliwej fikcji wszystko może być prawdziwe: Zwróciłam się do autorytetu (…), autora wielu publikacji, doktora habilitowanego Lecha Falandysza, z instytutu prawa karnego UW, prosząc o opiekę nad moja pracą13.
Według Krall, „Sublokatorka” jest pozorną powieścią, gdyż każda z postaci, jasna i ciemna, została ulepiona z wielu autentycznych osób. Jestem w obu, trochę w jasnej, trochę w ciemnej. W pierwszej części bardzo ważny jest wątek majora Kralla – cały zbudowany na prawdziwej historii. Dzieje Bernarda Rajnicza to też autentyczna historia. Dlatego ta książka bardziej udaje powieść, niż nią jest14. Wacław Sadkowski w posłowiu podkreśla autentyczność i prawdziwość tego dzieła: powstawać powinny takie książki jak „Sublokatorka”, dające wyraz prawdzie własnej, prawdzie bolesnej i gorzkiej15.
Hanna Krall się ukrywa, ukrywa się wśród wielu historii. Reporterka, która w swoich tekstach wyodrębnia z tłumu osobę – nadaje jej imię i rysuje jej twarz, sama pozostaje w cieniu. Jest sceną, epizodem, zdaniem, wyrazem. Czytelnik, nawet mający świadomość gry z „ja” autorki, nie umie poznać jej reguł. I może dobrze, każdy ma prawo do nieobecności.
*
Można stwierdzić: a co mnie to obchodzi, opowieść jest opowieścią, obojętnie, do kogo należy. Można też powiedzieć, że przytoczone przeze mnie przykłady należą do tego samego świata zapisanego na kartkach reportaży i czyta się je jak wszystkie inne historie. A ja jednak szczególnie często wracam do historii o butach, dziadku, modlitwie i Marii. Wracam do nich, bo wiem, że ktoś uchyla mi drzwi, by pokazać swoją obecność. Bo w jakiś sposób są to najbardziej autentyczne historie, które są tak długo trzymane we wnętrzu, że aż zagubione w potoku myśli, w potoku wspomnień.
—————————
1 – P. Lejeune, Wariacjie na temat pewnego paktu. O autobiografii., Kraków 2001
2 – Tamże, s.13
3 – R. Kapuściński, Lapidarium II, Warszawa 1996, s. 30.
4 – R. Kapuściński, Busz po polsku, Warszawa 2007, s.11
5 – H. Krall, Żal, s. 260
6 – Oficjalny serwis internetowy Wojciecha Tochmana, Droga do białych miejsc
7 – H. Krall, Sublokatorka, Warszawa 1989. s. 10
8 – Tamże, s.10
9 – Tamże, s. 109
10 – Tamże, s. 12
11 – Tamże, s. 10
12 – Tamże s. 19
13 – Tamże, s. 107
14 – Jacek Antczak, wywiady przeprowadzone do książki „Reporterka” str.52
15 – Hanna Krall, Sublokatorka, Warszawa 1989, s.141