Dworzec PKP nie do poznania

Od jakiegoś czasu obserwujemy zmiany, jakie przechodzi katowicki dworzec PKP. Wiemy, że jest tam troszkę kłopotów z czasem, sporów co do kielichów, sporów co do wizji przyszłego cuda. Wszyscy boimy się, że remont będzie zbyt długo uprzykrzał nam życie. Jest pewien pomysł w tej sprawie. Może napiszmy list do amerykańskiej telewizji ABC, żeby sprowadziła tutaj ekipę „Domu nie do poznania”?

Pierwszy etap – to znaczy totalną demolkę – mieliby już za sobą.

(Ilustracja: Katarzyna Janota)

Dzień pierwszy

Przystojny facet, który przesadził z solarium i nie stroni od żelu do włosów, pojawia się na ekranie.

– Witajcie, znajdujemy się w Katowicach. Bardzo wielu ludzi korzysta tutaj z dworca PKP, ale wiecznie są spóźnienia i ogólnie śmierdzi tu uryną. To straszne!

Pomarańczowe tło, ujęte popiersie kobiety, na dole podpis: Krystyna, pracowała w szaletach.

– To było coś strasznego cały czas śmierdziało uryną!

– Ty (Taj) Pennington i jego ekipa da radę! – krzyczy ponownie solarius. – Słuchajcie, przybyli tutaj okoliczni budowlańcy, którzy uznali, że muszą pomóc, że nie da się już na to dłużej patrzeć!

Kamera oddala się, widać jakieś dziesięć tysięcy chłopa.

– Mamy tylko tydzień. W tym czasie panie z kas, pani z szaletu, kobieta z obwarzankami oraz pasażerowie legitymujący się trzema biletami miesięcznymi zostaną wysłani do Disneylandu w Chorzowie. To nawet fajnie się składa, bo będą mogli dojechać tramwajem.

Dzień drugi

Pomarańczowe tło, popiersie mężczyzny, na dole podpis: Michael Moloney (projektowanie wnętrz).

– To było straszne, ten przytłaczający niebieski kolor, te odrapane korytarze, te przytłaczające lampy, o braku pochłaniaczy nieprzyjemnych zapachów nie wspomnę – tam śmierdziało siuśkami!

Pomarańczowe tło, popiersie mężczyzny, na dole podpis: Paul DiMeo (stolarka).

– Postanowiliśmy zmienić wygląd peronów, każdy, kto tam czekał, musiał opędzać się od gołębi i kieszonkowców. Chcemy, aby każdy peron kojarzył się ze sportowymi sukcesami Polaków. Pierwszy będzie przypominał bolid Kubicy, drugi wąs Małysza, trzeci uśmiech Justyny Kowalczyk, czwarty nos Adamka, a piąty…

Ty (Taj) widziany z ruchomej kamery:

– Tak, piąty peron to mój tajny projekt, z pewnością wszyscy docenicie piąty peron i nikt nie będzie się ociągał, żeby tam podejść!

Dzień trzeci

Z powodu braku Searsa w Katowicach ekipa udaje się do Ikei. Tam następuje pierwsza kłótnia.

Tanya McQueen (projektowanie wnętrz):

– Nie rozumiem, jak można być tak nieodpowiedzialnym. Fioletowe zasłonki nie pasują do pąsowych pisuarów!

Michael Moloney (projektowanie wnętrz), mający wyraz twarzy z serii „helloł?!”.

– Rany Julek, jakich pisuarów. Miało być takie jedno korytko, do którego wszyscy mogliby siusiać, żeby poczuć jedność. Fioletowe zasłonki są niezbędne! To kolor jedności!

Tymczasem w Chorzowie przy jednym laptopie tłoczy się tłum. Na ekranie Ty (Taj) pokazuje gruzy dworca. Wszyscy kiwają głowami z niedowierzaniem, pani Krystyna z szaletu ma wypieki na policzkach.

Kamera wędruje do Katowic. Praca wre! Na tle budowy wypowiada się wąsaty budowlaniec, płacze.

– Jak Ci ludzie mogli w takich warunkach żyć?! To straszne, zasługują na piękny dworzec… – wypowiedź przerywa spazmatyczny szloch.

(Ilustracja: Katarzyna Janota)

Dzień czwarty

Praca nadal wre.

Eduardo Xol (otoczenie):

– Chcieliśmy zobaczyć, jak funkcjonują inne dworce, żeby zastosować jakieś dogodniejsze rozwiązania, ale okazało się, że nie ma się na czym wzorować, a poza tym utknęliśmy w korkach. Myślałem o tym, jak powinien wyglądać teren wokół dworca. Postanowiłem w stolicy kopalń stworzyć instalację z węgla, laserów i wody. Ci ludzie na to po prostu zasługują.

Dzień piąty

Widać już konstrukcję, widać też z daleka tajemniczy projekt Ty’a (Taja) przypominający dwa namioty cyrkowe.

Pomarańczowe tło, ukazuje się popiersie Paula DiMeo (stolarka), który mówi w jakiś specyficzny sposób.

– No więc fczoraj chłopaki, nie, jak się ich spytałem o regionalny napój, to mi nalali jakieś czystej, nie, no i nie kamali, stary, co my zrobily od wczo… – dalszego bełkotu nie sposób zrozumieć.

Po budowie chodzą skacowani Amerykanie oraz świeży jak szczypiorek Polacy. Amerykanie w  przypływie fantazji, który dał im ognisty napój, chcieli przez jakiś czas budować iglicę wysoką na 1 km, pamięci ofiar jedenastego września. Po krótkich przepychankach pomysł upada. Dworzec jest niemal gotowy.

Dzień szósty

Chorzów. Korzystający z dworca bawią się w najlepsze. Czas oczekiwania trochę im się dłużył, więc widać, że ktoś przemycił na teren miasteczka alkohol. Wszyscy chodzą zadowoleni, uśmiechnięci, ale nikt nie odważy się wsiąść na jakąkolwiek karuzelę.

Pani Krystyna z szaletów:

– Panie kochany, ja już mam taką karuzelę, że mi wystarcza. Zresztą wszyscy tak mają, a na co komu jakieś wymioty, sprzątanie. Chodzimy, spacerujemy – przednia zabawa!

Na terenie dworca wszystko gotowe. Na widok kamerzysty  każdy udaje, że coś robi, bo tak kazali. Budowanie sztucznej atmosfery pośpiechu i napięcia. W powietrzu unoszą się opary alkoholu. Realizator musi niezwykle wprawnie operować obiektywem, aby nie objąć grupek pijących mężczyzn. Amerykanie w swoim autobusie.

Ed Sanders (stolarka), leżąc na kanapie z zamkniętymi oczami, z wyraźnym wysiłkiem dobiera słowa.

– Co my powalczyli z chopakami, całą noc nie spaem, nic normalnie no. Włachnie no nic… – zasypia.

Dzień siódmy

Z Chorzowa dwunastoma tramwajami wracają korzystający z dworca. Operator, nierozumiejący lokalnych zwyczajów oraz polityki lokalnych stacji „co pokazywać, a co nie”, uczciwie dokumentuje podróż. Pasażerowie tramwajów skaczą, śpiewając: kto nie skacze, ten z policji, hej, hej. Wszyscy są w szampańskich nastrojach, choć nie szampan jest tego przyczyną. Dwa tramwaje wykolejają się.

Przed dworcem stoi pociąg i zasłania całe dzieło. Pijane hordy docierają, zastawszy równie pijane hordy budowlańców. Wszyscy decydują się skoczyć gdzieś na miasto. Przeciętny widz nie rozumie poszczególnych dialogów, za to bohaterowie rozumieją się bez słów!

(Ilustracja: Katarzyna Janota)

Dzień ósmy

Ty (Taj):

– Pierwszy raz zdarzyło się nam, że wyrobiliśmy się na czas, ale coś stanęło nam na drodze. Korzystając z okazji, że nikt jeszcze nie zaproponował kolejnego świętowania z okazji budowy dworca, proponuję go zobaczyć!

Tłum krzyczy: Move that train!

Pociąg odjeżdża, oszołomieni ludzie wpadają na dworzec. Bawią się kołami bolidu na pierwszym peronie. Po krótkiej bijatyce ustalają, w jakiej kolejności będą zasiadać za kierownicą. Na drugim peronie wszyscy chodzą boso po wąsatej powierzchni. Na trzecim dentyści podziwiają, jak ze szczegółami można oddać ludzką szczękę. Na czwartym starszy pan z uznaniem przygląda się włosom z nosa.

Rozentuzjazmowane kasjerki bawią się na swoich nowych obrotowych krzesłach z możliwością podwyższania i obniżania siedziska. Pani z obwarzankami, wyrażając zachwyt, że zamiast małego niewygodnego stołeczka ma obecnie jacuzzi, żongluje pięcioma rogalikami.

Ty (Taj):

– Piąty peron to moja niespodzianka. Chodźcie. Te dwa przypominające namioty cyrkowe pomieszczenia to wasz kolejny symbol sportowego zwycięstwa – to biust Marty Domachowskiej! W środku znajdują się stanowiska z Play Station, orbitreki oraz sokowirówka!

Pasażerowie łapią się za głowy, niektórzy skaczą, ktoś mdleje, ktoś inny proponuje, że trzeba to opić. Realizator pospiesznie wyłącza kamerę.

Pani Krystyna na pomarańczowym tle. Lekko ucieka jej głowa, wzrok jakiś za mgłą, przyklejony uśmiech Ludwika Dorna, gdy wychodził jakiś czas temu z sejmu.

– Tank Ju Ej, Bi, Si!