Portale społecznościowe – Raz w kula, zawsze w kula?
NK, Facebook, Grono, Myspace – do wyboru, do koloru. Sama NK to 13 milionów osób. Korzystanie z portali to już nieodłączna część naszego życia. Czy linia graniczna pomiędzy życiem wirtualnym, a tym, które wiedziemy na co dzień, nie staje się niebezpiecznie cienka?
Nasza Klasa to portal założony po to, aby umożliwić nam odnalezienie starych znajomych. Nazwa nie od parady, bo wkraczając w „czeluści” tego portalu można wyszukać swoją szkołę, rocznik i klasę, gdzie już czeka na nas kilku kolegów „z ławki”. Dobry pomysł, szczególnie dla osób, które dekady dzielą od opuszczenia szkolnych murów, bo właśnie wtedy można naprawdę zauważyć zmiany u naszych znajomych oraz odnowić zapomniane kontakty.
To szczególnie pomocne, gdy dzielą nas kilometry – Nasza Klasa daje nam możliwość porozmawiania i zapytania po prostu: „co słychać?”. Ciekawy pomysł, dzięki któremu można zobaczyć kolegów i koleżanki z podstawówki po latach. Łatwo odnaleźć informacje o przebiegu edukacji, wieku, kontakcie, znajomych oraz sprawdzić, kto przytył, komu urodziło się dziecko, a kto zwiedził Egipt. Wiele kontaktów zostało odnowionych, wiele dziecinnych miłostek odżyło i w końcu wiele nowych znajomości zostało zawartych.
Tak wyglądały początki. Zaskakująca była ilość użytkowników, która z dnia na dzień rosła. Obecnie można zaobserwować działanie odwrotne, konto na Naszej Klasie wypadło z „obiegu” i stało się wręcz powodem do wstydu. Dlaczego? Ludzie nawet z najbardziej doniosłych idei potrafią zrobić zły użytek. Nasza Klasa przekształciła się w „wyścig szczurów” – kto zamieści lepsze zdjęcie, kto ma ich więcej, kto zbierze więcej znajomych. Zdjęcia to już nie tylko obrazy naszego słodkiego dzieciństwa, a sfabrykowane zdjęcia zrobione komórką przed lustrem w łazience. A „znajomi” to osoby, które mijamy na osiedlowej ulicy oraz fikcyjne konta zrzeszające ludzi, których łączy imię lub ulubiona aktorka. Trudno zapomnieć o słynnych eurogąbkach, które walczą o tytuł najgłupszej wirtualnej waluty na świecie. Można za nie nabyć „prezenty”, które pojawiają się na koncie obdarowanej osoby. Jednak czy wirtualne kwiaty od bliskiej osoby są w stanie zastąpić nam te, które dostajemy podczas spotkania w cztery oczy? Te, których można dotknąć, których zapach można poczuć, zawsze będą znaczyć więcej od internetowego obrazka. Fenomenem okazał się Śledzik, czyli metoda obsesyjnego śledzenia poczynań naszych znajomych, jakby już samo konto i informacje na nim umieszczone nie były wystarczająco obdarte z prywatności.
Nasza Klasa została wyparta przez zagraniczny portal Facebook, który daje nam nieco więcej możliwości. Pierwszą z nich jest kontakt ze znajomymi zza granicy oraz integracja z innymi narodowościami.
Facebook umożliwił również wymianę linków między znajomymi, tworzenie grup, a nawet formę rozrywki w postaci psychologicznych testów czy prowadzenia wirtualnego ogródka. Opętani Internetem wyszukujemy coraz to nowe zdjęcia, filmy czy blogi, którymi możemy podzielić się ze znajomymi. Grupy zrzeszają już nie tylko ludzi o wspólnych zainteresowaniach, ale też osoby o podobnych przemyśleniach, przyzwyczajeniach. Do ciekawszych grup można zaliczyć: „Człowiek człowiekowi wilkiem, a kiwi kiwi kiwi”, „Nienawidzę automatycznie włączających się reklam z dźwiękiem”, a nawet „Zabijałem/am Simsy poprzez usunięcie drabinki z basenu”. Trudno zatem nie grupować się w ten sposób, skoro każdy znajdzie coś dla siebie. Ludzka pomysłowość nie zna granic, nazwy grup są sformułowane tak, że trudno nie zgodzić się z niektórymi sentencjami, a ich twórcy stają się nam dziwnie bliscy. Natomiast testy, które oferuje nam Facebook są niezwykle pomysłowe, na podstawie kilku dziwnych pytań możemy np. dowiedzieć się, którą postacią z filmu Trainspotting jesteś, albo który alkohol jest twoim płynnym odpowiednikiem. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze przeróżne gry – do najpopularniejszych należą te, które oferują nam stworzenie własnego wirtualnego ogródka czy fermy. To rozrywki, które przypominają Tamagotchi, czyli ukryte w małym elektronicznym pudełku zwierzątka, o które trzeba dbać. Podobna zasada obowiązuje w Farmville: niepodlane wirtualne rośliny usychają, a nienakarmione zwierzęta zdychają. Facebook zrobi wszystko, aby zapełnić nam czas spędzany przed komputerem.
Jaka jest zatem rola portali społecznościowych? Przede wszystkim otwiera się przed nami szereg nowych możliwości. Konto na portalu to już nie tylko forma komunikacji, to styl życia. Nie masz konta – nie żyjesz. Łatwo zauważyć funkcję informacyjną, zaraz po zalogowaniu się otrzymujemy masę „newsów” – od organizowanych imprez, poprzez „kto z kim” nawiązał znajomość, do linków, które zamieścili nasi znajomi. Warto wspomnieć, że rejestrując się na danym portalu podajemy swoje dane, łącznie z tymi, które pozwalają się z nami kontaktować. Co więcej, mnóstwo wiadomości dostarczają nam zdjęcia, na których można zobaczyć, kto z kim się zadaje, kto z kim się spotyka, a nawet czym obecnie się zajmuje.
Zdjęcia umieszczane na portalach społecznościowych to już osobny wątek, ponieważ charakteryzuje je ogromna różnorodność. Można wyróżnić kilka typów osobowości, które ukazują nam profilowe zdjęcia:
1. Artysta w odcieniu Black & White – to osoba, która zamieszcza pozowane, na pozór artystyczne zdjęcia, które cechuje właśnie ta kolorystyczna opcja. Każdy w czerni i bieli wygląda bardziej dostojnie.
2. Natur-ysta – osoba fotografowana na łonie natury lub w towarzystwie swojego pupilka. Wśród tego typu można wyróżnić osoby trzymające zwierzęta na ręce (małe słodkie pupilki) lub te, które traktowane są jako tło – np. „Ja ze słoniem w ZOO”.
3. Królewna Śnieżka – osoba, która zdaje się ciągle pytać: „Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie”, czyli zamieszcza zdjęcia robione telefonem komórkowym przed lustrem w łazience.
4. „Będę brał Cię w aucie” – panowie, którzy strzelają sobie zdjęcia przy nie swoim samochodzie; oczywiście mowa tu o samochodach klasy Ferrari.
5. „Nie jestem łatwa” – roznegliżowana panienka o pięknym ciele (gorzej z twarzą) usytuowana w pozycji „Czekam na Ciebie kotku”.
6. „Byle do soboty” – zdjęcia pstrykane podczas imprez, zazwyczaj okraszone papierosowym dymem i zakrapiane alkoholem. Tu kolor biały zdaje się być dominującym, bo tylko białe wdzianko zapewnia odblask w ciemności.
7. „Bohaterowie drugiego planu” – piękne romantyczne zdjęcie, a z tyłu ktoś pokazuje swoją lepszą stronę (czyt. tyłek).
8. Obieżyświat – zdjęcia z podróży. Dominują wycieczki do Egiptu, którym towarzyszą zdjęcia pod piramidami.
9. „Photoshop is my life” – kolaże zdjęć z imprez lub wakacji osłodzone stylowym kwiatkiem, słoneczkiem lub ramką, najlepiej lekko podkolorowane.
Ta klasyfikacja ma na celu pokazanie absurdu, który można zaobserwować na części profilowych kont. Oczywiście zdarzają się też ciekawe i najzwyczajniej w świecie prawdziwe zdjęcia. Do opisania siebie lepiej użyć zdjęcia, które obrazuje nasze zainteresowania, naszą rodzinę, przyjaciół czy też ukochaną osobę (pod warunkiem, że po rozstaniu nie zamażemy jej twarzy wielkim czarnym kwadratem). To właśnie daje oryginalność w świecie wystudiowanych i przerysowanych zdjęć, które nie mówią niczego o osobach na nich zamieszczonych.
Kolejnym „walorem” korzystania z portalu jest łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Staje się to znacznie prostsze – nie trzeba szukać tematu do rozmowy, wystarczy wyszukać nową znajomość i „poczatować”. Jak przełamać się i zacząć pogawędkę, skoro przez Internet wystarczy kogoś „dodać do znajomych”? Kliknięcie w odpowiednie okienko jest w stanie rozpocząć rozmowę – to dobre rozwiązanie dla osób nieśmiałych, choć dla nich chyba najlepszym lekarstwem jest po prostu przezwyciężenie strachu i wyduszenie z siebie kilku prawdziwych słów. Internetowa rozmowa jest pozbawiona emocji, nie jesteśmy w stanie wyczuć dokładnych intencji naszego rozmówcy, a śmiech czy łzy zastępują animowane obrazki.
Tu wkracza drugi atut, czyli poczucie bezpieczeństwa w relacji z drugą osobą. Klawiatura i ekran monitora zapewniają bezpieczny kontakt, nie nakarmią nas ironią, nie zrobią z nas pośmiewiska. To właśnie sprawia, że przez Internet jesteśmy w stanie rozmawiać godzinami, tylko jak wygląda charakter tych konwersacji? Upraszczamy nasz język do sformułowań, które „chodzą” w sieci, nie stosujemy znaków interpunkcyjnych i polskich liter. Z tego powodu ubożeje zarówno forma, jak i treść, a te najważniejsze i najprostsze słowa, które służą nam do nazywania uczuć, stają się jedynie zbitką liter wystukanych na klawiaturze.
Internet daje nam anonimowość, dzięki czemu uzbrajamy się w odwagę potrzebną do krytyki, która może przerodzić się w umieszczanie wulgarnych komentarzy, do których nikt nie ma zamiaru się przyznać. Co więcej, jesteśmy w stanie zmienić naszą osobowość, wręcz stać się kimś innym. Nic nas nie ogranicza, ponieważ zdajemy się bezkarni i nikt nie jest w stanie „wytknąć nas palcem”. Trudno żyć grając podwójną rolę, można się zatracić. To główne niebezpieczeństwo korzystania z Internetu jako przekaźnika, komunikatora, a nawet drugiego życia. Jesteśmy w stanie wykreować nowego siebie, człowieka stworzonego na potrzebę Internetu, który prawdopodobnie nie ma nic wspólnego z naszym prawdziwym „ja”.
Czasem najprostsze wydaje się najlepsze – i tak również jest w przypadku wirtualnych znajomości. Czy nie lepiej umówić się z przyjaciółmi „live” i najzwyczajniej w świecie porozmawiać? Nic nie zastąpi nam słów, gestów, śmiechu i łez, dlatego starajmy się nie upraszczać naszych kontaktów do wystukania paru liter na klawiaturze. Żadna emotikona nie zastąpi prawdziwych ludzkich emocji, tak jak żaden ekran nie zastąpi nam ludzkiej twarzy.