Hałda

Hałda nocą wygląda obłędnie. Wieje, jest zimno, pustkowie otoczone
lasem. Na horyzoncie jednak dużo się dzieje: kominy, kopalnie, poświata z koksowni. Przypominają raczej piekiełko niż Śląsk nocą. Stąpamy po kamieniach, na całej hałdzie prawie nic nie rośnie, prawie, bo mimo jej pokaźnych rozmiarów muszę wpaść na jedyny rosnący tam krzak z kolcami, które wbijają się nieprzyjemnie w moje uda…
Gdy już kończę wiązankę latynizmów i rozdeptuję krzak za to, że tam rósł, przed nami zapalają się światła latarni, po kolei, każda osobno. Zdajemy sobie sprawę, że oświetlają one tory, podchodzimy bliżej, a nuż ktoś się może tam czaić, jakiś ochroniarz z psem czy gorszy stwór niepożądany w nocnym plenerze…
Jest i on, wjeżdża masywny skład, lokomotywa i wagony, jedzie ciężko, ziemia drży, dojeżdża do końca torów, zaczyna wysypywać odpady z kopalni, które tworzą hałdę. Całość wygląda jak budująca się kolonia na obcej planecie – pada na Marsa, przez tę czerwoną poświatę z koksowni na horyzoncie i wpływ kilku filmów science fiction. Wokół pociągu jeździ spychacz, który przy potężnej lokomotywie wygląda jak nerwowa zabawka, która stara się być wszędzie i zrobić wszystko w jednej chwili.
Z hałdy wynieśliśmy zdjęcia, skręconą kostkę i dwa przeziębienia, warto było.

——————————————-
//. Prawa do tej publikacji należą wyłącznie do Marcina Dziadaka.