Zbliżenia: X Festiwal Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość Przedstawiona” – Zabrze 2010
Jak grać?
Nie próbowałem im tłumaczyć sensu filmu ani przedstawiać historycznego kontekstu wydarzeń. Szkoda na to czasu i energii. Aktorstwo to przede wszystkim praca fizyczna. Można godzinami odtwórcom ról opowiadać o filozofii, ale i tak kluczowe okaże się dla nich zdanie: „Wejdź lewą nogą z prawej strony planu”.
Autorem powyższych słów jest uznany austriacki reżyser, Michael Haneke (przywołuję je za czterdziestym siódmym numerem Newsweeka z 2009 roku) Przypomniały mi się one podczas wczorajszego spotkania z twórcami „Boga mordu”. Mówili oni o dogłębnej analizie postaci, zrozumieniu sensu sztuki, skomplikowanej sytuacji społecznej. Jak słusznie zauważył jeden z prowadzących, w każdym z aktorów tkwi potrzeba obrony swojej postaci, bo każdy człowiek ocenia sam siebie raczej pozytywnie – czemu więc aktor będący postacią miałby czynić inaczej? Jeśli aktor nie obroni swojej postaci, to nikt się za nią nie wstawi.
Z jednej strony podejście, o którym mogliśmy posłuchać wczoraj, wydaje się sensowne. Aktor staje się postacią, tworzy niezwykłą kreację, na scenie dokonuje wręcz swoistego przeistoczenia w inną osobę – osobę, której żadna motywacja, żaden skrywany lęk, żaden psychologiczny aspekt nie ma tajemnic. Często prowadzi to jednak do przesadnej egzaltacji, taniego psychologizowania i nieskutecznego, fałszywego aktorstwa. Bo czy istotą gry na scenie jest „bycie w postaci” (abstrahując od tego czym jest i czy w ogóle jest możliwe)? Czy taka postać jest w stanie efektywnie oddziaływać na widza? W jednej z książek, której tytułu już nie pamiętam, aktorka przeżywa nieudany romans. Nie rozumie jego sensu, jednak podczas jednego spektaklu czuje przypływ inspiracji i wie, że to doświadczenie ją uskrzydli. Pozwoli jej zagrać jak nigdy. Wchodzi w rolę, uwalnia pokłady pamięci emocjonalnej. Po spektaklu przychodzi jednak reżyser i okazuje się, że odbiór tej sceny przez widownię… był groteskowy.
Czy budowanie emocji kłębiących się w postaci, do których ona sama nie może się przyznać, ma jakikolwiek sens dla widza? Czy zauważy on sprzeczności, którymi targany jest bohater? A może dla publiczności dużo istotniejsze są akcje, działania, efekty działań i czysto somatyczne reakcje? Czy aktor-postać może zaczerwienić się na scenie ze wstydu, nie rozumiejąc z czego ten wstyd wynika? Może dużo istotniejszy będzie jeden gest, jeden wyuczony grymas niż godziny prób stolikowych, które często prowadzą na manowce egzaltacji?
Wydaje mi się, że na powyższe pytania brak jednoznacznej odpowiedzi. Nie wiem, czy gdyby ta w ogóle istniała, byłaby zależna od widza i jego preferencji teatralnych czy może od aktora i stylu gry, który najbardziej mu odpowiada? A może aktorzy znają już rozwiązanie tej kwestii, tylko my, (w większości) laicy, nie możemy dostąpić tej tajemnicy? Nie mogę ukrywać tylko jednego – szczerze mnie fascynuje, czy prawdziwy aktor gra, czy też może jest…
——————————————–
Powyższa recenzja pochodzi z gazety festiwalowej „Teatralnik”.
Zapraszamy na stronę festiwalu: www.teatrzabrze.pl oraz do uczestnictwa w wydarzeniu!