Relacja: Konferencja Miasto Marzeń 01.10.2010

Czy było to celowym zabiegiem organizatorów, by dobrać uczestników wystąpień o różnym stopniu „marzycielstwa”, czy nie, trudno mi ocenić, niemniej jednak układ ten zadziałał z dobrym skutkiem. Oczywiście dla tej „pełnej” połowy szklanki.

Konferencja zgromadziła na Wydziale Teologicznym UŚ grono zaproszonych oraz przybyłych z czystego zainteresowania osób. Nie brakowało tych, którzy spełniali oba te kryteria równocześnie, co organizatorzy mogą poczytywać za swój sukces.

Wystąpienia zaproszonych gości przebiegały w dosyć odmiennej atmosferze. Gdyby mierzyć poziom zainteresowania uczestników linia wzniosłaby się znacznie w dwóch punktach: przy słowach Patrica Blanca oraz profesora Tadeusza Sławka. Nie mniej jednak całość, jako publiczna debata o świadomości przestrzeni miejskiej, nie rozbijająca się (na szczęście) o tzw. „realia”, a pozwalająca specjalistom dzielić się wiedzą i przemyśleniami, była nader ciekawym i godnym uwagi wydarzeniem.

Konferencję rozpoczęła, witając gości, wiceprezydent Katowic Krystyna Siejna, która pojawiła się w zastępstwie prezydenta miasta Piotra Uszoka.

***

Pierwszym oczekiwanym gościem był światowej sławy botanik o ekscentrycznej zielonej fryzurze i paznokciach-szponach Patric Blanc. Opowiadał z prawdziwą pasją o swojej koncepcji ogrodów wertykalnych. Zawieszonych na zewnątrz lub we wnętrzach budynków, czasem małych, czasem wielometrowych, „wstążkach” zieleni, które żyją bez gleby, a jedynie dzięki wodzie, światłu i dwutlenkowi węgla. To bowiem wystarcza roślinom do wytworzenia procesu fotosyntezy.

Pokaz slajdów z pracami Francuza wzbudzał zachwyt i odgrzebywał marzenia z dzieciństwa: o domu w całości porośniętym bluszczem. Marzenia jakże często tłamszonego przez logikę i pragmatyzm dorosłych  – tak nie można, bo ściany domu się zniszczą, bo wewnątrz rozprzestrzenią się grzyby, itepe, itede.

Marzenie zostało odkopane, bo technika stworzona przez Blanca jest banalnie prosta, a do tego bezpieczna. Mocowania ze stalowych konstrukcji nie dotykają bezpośrednio ścian budynków, do nich doczepiana jest centymetrowa warstwa PCV oraz kolejna – filcu, w której umieszcza się nasiona lub sadzonki. Do tego zatroszczyć się trzeba tylko o naświetlenie i regularną, odgórną irygację i możemy (nawet we własnym domu) stworzyć – jeżeli już ingerujący w nasz dobytek, to jedynie w pozytywny sposób – żywy, pnący się ogród.

Na własnych czterech ścianach możemy jednak eksperymentować tylko ze znanymi nam roślinami. Architektura zieleni, dla uzyskania naturalnego efektu stawia poprzeczkę znacznie wyżej i wymaga wiedzy botanicznej, m.in. umiejętności dopasowania roślin do klimatu regionu, w jakim powstaje dany projekt oraz wiedzy o tempie i czasie dojrzewania gatunków (których czasem dla jednaj ściany potrzeba nawet pięćdziesięciu).

Ogród wertykalny Patrica Blanca

Co najbardziej poruszało w opowieści Blanca?
Botanik wyrażał bardzo pozytywne opinie o możliwościach stworzenia ogrodu wertykalnego w Katowicach. Mamy nadzieję, że taki powstanie. To, że Katowice nadają się do takiego projektu idealnie, przebijało z wielu wypowiedzi. Blanc podkreślał, że fascynuje go wszczepianie pasów zieleni między zimny beton, goły mur. Tak przecież dzieje się w przyrodzie, to go zainspirowało.

Drugą inspirującą rzeczą, która dodała wystąpieniu adekwatności do tematu konferencji, było pojawienie się słowa-klucza: mówił on o marzeniach.

Pierwszy wertykalny projekt powstał bowiem nie w 1988, kiedy Patric Blanc miał 35 lat, ale kiedy jako dwunastolatek stworzył wiszący ogród nad swoim akwarium.  Kochał rośliny i eksperymenty z nimi powiodły go do logicznego, bo wymyślonego przez samą naturę, rozwiązania.

Opowiadając o początkowych latach swojej pracy, kilkukrotnie użył słów: tak, zrobiłem to, ale wówczas było jeszcze za wcześnie, by ludzi mogło to zainteresować, jeszcze tego nie rozumieli. Tak naprawdę dopiero na przełomie wieków jego idea zachwyciła większą liczbę odbiorców. Światowa sława i przede wszystkim nagląca chęć największych miast na świecie, by mieć zieloną ścianę, oraz architektów, by współpracować z Blankiem, pojawiła się dopiero w XXI wieku.

Dzięki takim słowom trudno było nie odebrać historii tego „zielonego” ekscentryka jako kolejnej baszty wzmacniającej tak banalne przecież stwierdzenie, że marzyciele oddający się swojej pasji prędzej czy później zarażą nią świat. Nie wątpię, że Patric Blanc zachowa się w pamięci obecnych na konferencji jako botanik-wizjoner,  nawołujący społeczeństwa do przypomnienia sobie o ich plemiennych korzeniach, o instynktownej potrzebie obcowania z naturą, także między zimnymi ścianami bloków i kamienic. Także, a może – przede wszystkim.

Pytanie od publiczności: „Pięknie projekty. Ale czy może Pan powiedzieć coś o tych, które się nie udały? Bo na pewno nie zawsze rośliny się w takich warunkach zaadaptują…?” Ehhh, „a to Polska właśnie!” – chciałoby się tylko Panu Pytającemu odpowiedzieć. Smutne.

Architekt Tomasz Konior pojawił się przed publicznością po znamienitym gościu, czując… no właśnie: „tremę występowania po znamienitym gościu”. Przedstawił serię slajdów – fotografii symbolizujących przestrzeń miejską – kładąc w ich komentowaniu nacisk na funkcję wspólnotową, zrzeszeniową miasta (place), jej funkcję rekreacyjną oraz wypoczynkową. Zapoznał również publiczność z projektami Konior Studio, akcentując rolę przestrzeni dla interakcji społecznych oraz interakcji człowieka ze sztuką (na przykładzie Centrum Nauki i Edukacji Muzycznej „Symfonia” w Katowicach oraz nowego projektu grupy śląskiego architekta – siedziby NOSPR).

Pytanie od publiczności, zadane T. Koniorowi przez gościa spoza Śląska, dotyczyło prośby o przyłożenie słów wystąpienia do koncepcji miasta-ogrodu. Niestety odpowiedź architekta, delikatnie mówiąc, nie zahaczała zanadto o temat. Organizatorzy jednak  zachowali twarz – pełnej odpowiedzi o koncepcji miasta-ogrodu w kontekście starań Katowic o tytuł ESK2016 udzielił jeden z twórców wniosku, Karol Piekarski.

***

Tom Rijven, gość z Holandii, wniósł na salę konferencji sprasowaną belę słomy i „słomka po słomce” tłumaczył zebranym koncepcję budownictwa ekologicznego. Od tego, w jakim kierunku przepływa przez słomę powietrze po proces budowy, który w skrócie można przedstawić jako konstruowanie drewnianych sztalug, wprawienie w nie siana jako izolacji termicznej, a następnie obustronne tynkowanie tynkami z olejów roślinnych. Tłumaczył, że koszt domu to nie tylko koszt materiałów, ale też koszty społeczne (np. tiry wiozące materiały niszczą drogi), koszty wynajętych do pracy ludzi, a także (później) koszty zburzenia domu. Biobudownictwo redukuje je wszystkie, dlatego jest bardzo tanim sposobem na stworzenie sobie miejsca do życia. A w dodatku pozwala, by stworzyć je sobie samemu.

Entuzjastyczny Holender na koniec wystąpienia powiedział, że wie, że w Katowicach powstał pierwszy w Polsce drapacz chmur. I że on chciałby, aby powstał tu pierwszy drapacz chmur ze słomy. Idea brzmi niezwykle frapująco, ale wydaje mi się, że prawo budowlane w Polsce nie jest jeszcze przygotowane na takie eksperymenty i Katowice, widząc kłodę pod nogą, najzwyczajniej dadzą sobie siana.
Oby nie.

***

Profesor Tadeusz Sławek, literaturoznawca, były rektor UŚ, uwiódł całą salę swoją erudycją oraz zgrabnie przeprowadzoną interpretacją ogrodu jako symbolu przebaczenia. Nie sposób streścić jego wystąpienia w kilku zdaniach, z obawy o spłycenie myśli. Spróbuję więc tylko naszkicować, na co zwrócił uwagę.

Poruszenie wśród słuchaczy wzbudziło rozróżnienie tego, czym jest pamięć, a czym pamiętliwość. Kultura publiczna  naszego narodu dobrze zna i praktykuje to drugie, jakże często nazywając tym pierwszym. Mówimy, że chcemy pamiętać, więc odlewamy z mosiądzu i ociosujemy z marmuru. Obwarowujemy święta czcią. Symbole takie są co prawda symbolami, ale nie pamięci, a  pamiętliwości. Dlaczego – pyta Profesor – nie upamiętnimy tego „wielkiego, co chcemy upamiętnić”, symbolem żywym, np. parkiem, ogrodem, który będzie rodził się, rozkwitał i obumierał, by ożyć na nowo? Pamięć jest cykliczna. Rodzi się i obumiera. Ale my boimy się, że coś, co nie jest obwarowane, będzie niegodnym niesienia czci.

To pamiętliwość musi być mosiężna, musi zamrażać „wielkość”, musi być pomnikiem, marmurową tablicą, musi być krzyżem…
Profesor porównał ją do polityki historycznej, typowo polskiej próby zachowania światopoglądowego status quo. Publiczność zareagowała oklaskami.

Jaką rolę prof. T. Sławek nadał ogrodom w mieście? Rolę bycia na granicy codziennego życia i jego obowiązków, a momentami odpływania myślami w nienazywalne i nieokreślone sensy.

O ile wszystkie miejsca, z jakich w przestrzeni publicznej korzystamy, odpowiadają na pytanie „dlaczego?” – tzn. dlaczego są tu właśnie, do czego mają nam służyć –  ogród nie odpowiada i nie powinien odpowiadać na takie pytanie. Miasto jest racjonalne, ogród w nim jest potrzebny po to, by złamać znany dobrze schemat, by zaskoczyć, zaintrygować. Nie tyle pozwolić oderwać się, dać chwilę wytchnienia, choć to równie ważne, co zmusić człowieka do myślenia. Może więc być ogrodem –  mówił prof. T.Sławek – drzewo wyrosłe w miejscu, w którym byśmy się go nie spodziewali, nieregularnym trawnikiem przecinającym chodnik czy roślinnością pnącą się po ścianach budynków.

Dlaczego ogród można nazwać idealną metaforą sytuacji przebaczenia? Polecam wnikliwym słuchaczom dalszą lekturę, czyli tekst przemówienia. Profesor T. Sławek  zgodził się na publikację na łamach Reflektora całości „Ogrodu przebaczenia” i jest ona dostępna tutaj].

***

Profesor Marian Oslislo, rektor ASP, przedstawił bogatą i interesującą kolekcję zebranych w podróżach (tych bliskich i dalekich) fotografii obrazujących, jak często posługujemy się w codziennej komunikacji… no właśnie… obrazem. Ikony, użytkowa grafika rodem z plandeki „Zieleniak u Eli”, koślawe i nieudolne „chłyty marketingowe”,  jakimi hojnie obdarowują nas drobni sprzedawcy, czy specyficzne brazylijskie graffiti to tylko niektóre z ciekawych nurtów, jakie w oceanie znaków Rektor zauważył.

***

Ostatni goście, członkowie francuskiej grupy artystycznej Lucie Lom, opowiadali o swoich instalacjach. Ich projekty to m.in. odwrócony las w Lille, skamieliny samochodów czy Marzyciele (których do 7 października możemy oglądać w Katowicach na ul. Mariackiej). Marzyciele to figury wielkości człowieka, które jeżdżą z grupą po całym świecie i w różny sposób są dostosowywane do przestrzeni – np. ustawiane gdzieś wysoko, aby spoglądały w dół, wkładane do rzeki, aby z niej wychodziły itp. Działania Lucie Lom można określić tworzeniem miejskich narracji przestrzennych, instalacje mają bowiem przypominać przedstawienia teatralne i angażować przechodniów we wmieszanie się między postacie.

Jak przyjęły się w Katowicach? Doskonale. Kto nie był, nie wie, co traci. Warto się wybrać, najlepiej wieczorem, pozostało na to tylko kilka dni.

W Katowicach ciągle jeszcze można obcować z pozostałymi instalacjami.:

Pokrowcami Miejskimi Iwony Olbrecht (Plac Sejmu Śląskiego, Plac Rady Europy, ul. Uniwersytecka, ul. Mariacka, Rynek, Plac Andrzeja, Plac Miarki, ul. Francuska), które są dostepne do 31.10.2010
Instalacją Piony Moniki Szpener przy Wydziale Teologicznym UŚ, która bedzie dostępna do 31.10.2010.

————————————————-

Wart poznania w całości tekst przemówienia prof. Tadeusza Sławka dostępny tutaj.