Felieton nocą: telewizyjna wyliczanka
Zastanawiam się, czy oglądanie telewizji wciąż może być niewinne. Pewnie może, ale tylko w pewnym wymiarze i na pewno nie w godzinach późnonocnych. Bo wtedy można przedziwne i cudaczne rzeczy odnaleźć w ofercie programów telewizyjnych, podczas znudzonego zappingu. Na przykład: nad wyraz seksualny, niekryjący się za podtekstem, tylko sprośny, rubaszny, ba, nawet pierwotny i o dewiacjach w zasadzie. Bo nikt mi nie wmówi, że normalne (nie wdając się w dyskusję na temat relatywności pojęcia ‘normalny’) jest przemalować się na zebrę (i tylko to mieć za ubranie, nie uczestniczyć w żadnego rodzaju happeningu, grze, instalacji, tylko po prostu przywdziewać swe wewnętrzne ‘ja’) i hasać po parku pełnym ludzi czy po ulicach, czy molo pewnego miasta… Po czymś takim z pewnością nie spojrzę tak samo na jedno z moich ulubionych zwierząt, niestety.
Zabawne, jak zmienia się percepcja widza, jak przesuwa się granica, której rzekomo przesunąć się nie da i przekroczyć nie wolno, ponieważ co najmniej nie wypada.
Czyli z jednej strony można obejrzeć program o niewybrednym humorze (program brytyjski z takim też humorem, rozróżnienie to jest dość istotne w zestawieniu z amerykańskim zachowawczym i pruderyjnym postępowaniem, stylem życia i też humorem), okraszony pieprznymi dowcipami i epatujący seksem (i przemocą), a z drugiej wyłania się skandal na Ulicy Sezamkowej (po drugiej stronie globu) i sprawa dość nieskromnego, a nawet skąpego stroju pewnej piosenkarki w programie dla dzieci. Która to sprawa czkawką odbija się już po świecie i jego wszelakich mediach. Nie twierdzę, że dzieci powinny oglądać ledwo zakryty (jak mówią krytycy), ale jednak zakryty biust piosenkarki, do tego falujący – zwłaszcza podczas biegania przy śpiewaniu piosenki. Ale przecież matki dzieci, starsze siostry, ciocie czy inne kobiety zaangażowane w wychowanie maluchów również mają piersi (tę kwestię przedyskutowały zgromadzone w studiu programu The View kobiety). Owszem, niekoniecznie trzeba wystawiać na ten widok i bombardować nim niewinne oczęta małoletnich (choć w zasadzie nic się nie stało). Tyle tylko, że prędzej czy później (i oby później) wychuchane pociechy zetkną się z szeroko pojętymi pułapkami świata zewnętrznego.
A jedna jaskółka nie czyni wiosny, tak też jedna Katy Perry nie zmieni radykalnie i nagle postrzegania małego widza swoim występem, zwłaszcza że przede wszystkim chodziło o zabawę i edukację. Bardziej prawdopodobne jest, że dzieciak, zmieniając kanały, trafił na program muzyczny emitujący wideoklipy (jeśli jeszcze takie rzeczy się zdarzają – po transformacji MTV już nie jestem niczego pewna, bo teraz jest to zupełnie EmpTyV, którego ramówkę wypełniają durne reality show, a nie muzyka i to, co ją otacza), które niestety ociekają seksem i przemocą bardziej niż niektóre filmy (by przytoczyć już wspomnianą Katy Perry i jej California Girls, która w paru ujęciach leży „ubrana” tylko w chmurę vel watę cukrową). By nie wspomnieć o strzelaniu, zabijaniu, itp. w grach komputerowych. A zabiegane matki nie zawsze mogą upilnować swoje pociechy. I ten jeden incydent w popularnym programie dla dzieci jest naprawdę pryszczem w porównaniu z katastrofalnymi skutkami gier, w które dzieci grają nagminnie (i często gry te nie są sprawdzone i zaaprobowane przez rodziców) i których skutki nieraz obserwuje się w wiadomościach, gdy mówi się o masakrach w szkołach.
I bardziej niepokoi mnie szum wokół tego jednego odcinka niż sam epizod. Na pewno zdarzenia tego typu są mniej inwazyjne dla psychiki niż nocne osobliwości w programie telewizyjnym. Więc może przerzucę się na poranne programy? Mniej kontrowersji (teoretycznie), więcej żywych, jasnych kolorów… Ale rubaszny humor też czasem się przydaje. Zwłaszcza po ciężkim, męczącym dniu potrafi nieźle rozładować negatywne emocje czy podczas dłużącej się bezsennej nocy (jednak mogę się założyć, że sąsiedzi nie są zbytnio zachwyceni, gdy mój dziki chichot niesie się klatką schodową).
Koniec końców trzeba uważać, na co się trafia bezmyślnie zmieniając kanały, zostawiając dziecko przed telewizorem, by zyskać chwilę dla siebie, nieważne, o której godzinie, jest to przedziwna wyliczanka – na kogo wypadnie, na tego bęc…