„Lubimy działać, a nie pogadać sobie we własnym gronie”
– o tym, czy porównywać się z Cleveland czy Olsztynem, kiedy forum internetowe zaczyna żyć własnym życiem i dlaczego czasem skoszenie trawy jest decyzją tego samego kalibru co przebudowa miejskiego placu – rozmowa z Łukaszem Brzenczkiem, prezesem Stowarzyszenia Moje Miasto

(fot. Beata Rakoczy)
Do dostrzegania bolączek miasta nie potrzeba być żadnym specjalistą – wystarczy trochę krytycyzmu czy porównania z innym ośrodkiem. Także w przypadku Katowic łatwo zauważyć niedoskonałości architektoniczne czy komunikacyjne, skarżyć się na niewykorzystywany potencjał i niedogodności związane z zamieszkiwaniem. Sztuką jest jednak wyjście poza zwykłą krytykę i podjęcie próby twórczego rozwiązania problemów swojego miasta. Choćby dlatego, że to moje miasto…Z takiego założenia wyszli członkowie Stowarzyszenia Moje Miasto. Żaden z nich – co można łatwo sprawdzić na stronie internetowej www.smm.pl – nie jest wykształconym architektem czy urbanistą, a jednak wszyscy stawiają sobie za cel doprowadzenie do zmian w Katowicach i w świadomości ich mieszkańców. Sami określają się jako inicjatorzy przedsięwzięć i strona w dyskusjach.
Wszystko zaczęło się od Internetu. Chociaż cyberprzestrzeń kojarzy nam się raczej z ucieczką od świata w rzeczywistość alternatywną, może ona być także miejscem wymiany myśli i doświadczeń. Właśnie taką platformą było forum Grupa Katowickie Wieżowce. To tutaj młodzi ludzie, w większości studenci, toczyli swoje pierwsze dyskusje o śląskich zabytkach, inwestycjach w regionie i problemach transportowych. Część aktywnych użytkowników tego forum w 2006 roku powołało do życia Stowarzyszenie Moje Miasto, które miało pójść krok dalej niż tylko komentowanie i krytyka zastanej rzeczywistości – miało stać się grupą inicjatywną we wskazywaniu rozwiązań rozmaitych bolączek miasta i kreowaniu jego wizerunku. Jak, z perspektywy mijającego piątego roku istnienia Stowarzyszenia, można ocenić efekty jego działalności?
SMM z pewnością jest prężnie działającą i aktywną organizacją, której głos jest słyszalny w mieście. Dorobiło się już swojej marki, która nakazuje poważnie traktować podejmowane przezeń działania.
Największy wpływ na rozpoznawalność Stowarzyszenia miało chyba powodzenie idei Nagrody Betonowej Kostki, corocznie przyznawanej – we współpracy z lokalnymi mediami najgorszej inwestycji w przestrzeni publicznej w regionie aglomeracji katowickiej. Sukces tej inicjatywy łączy się nie tylko z nawiązaniem współpracy ze znaczącymi podmiotami czwartej władzy (między innymi: Gazeta Wyborcza, Dziennik Zachodni, TVS), ale przede wszystkim z trafieniem w oczekiwania zwykłych ludzi. To oni bowiem wskazują kandydatów – nowo wzniesione, ohydne wizualnie budynki, chybione przebudowy czy chaotycznie zorganizowane przestrzenie, spośród których składająca się ze specjalistów kapituła konkursu wskazuje zwycięzcę. Zwykli mieszkańcy miasta otrzymali trybunę, z której mogą wyrazić swoje niezadowolenie, fachowcy zaś – cieszący się prestiżem i dobrze medialnie nagłośniony sposób wskazywania dróg wizualnego uatrakcyjniania regionu. W tym roku przy udziale SMM utworzono dla przeciwwagi nagrodę Superjednostki, przyznawanej najlepszej inwestycji w tym zakresie.
Wyrazem troski o wygląd Katowic była także akcja zapraszania znanych pracowni architektonicznych do wzięcia udziału w konkursie na projekt nowego gmachu Muzeum Śląskiego. Stowarzyszenie pragnie ugruntować w świadomości Katowiczan fakt multikulturowej przeszłości miasta – stąd w działalności SMM jest miejsce zarówno na restaurację żydowskiego kirkutu, jak i na zwracanie uwagi na zabudowę centrum miasta kojarzoną tak z polsko- , jak i niemieckojęzycznym mieszczaństwem czy nawiązywanie do przeszłości PRL’owskiej – poprzez pomysł rozświetlenia śródmieścia Katowic okazałymi neonami czy próbę obrony przed wyburzeniem brutalistycznego dworca kolejowego. W warstwie walki o prestiż regionu górnośląskiego Stowarzyszenie proponowało akcję wyrażania obywatelskiego poparcia dla powstania w Katowicach biura Parlamentu Europejskiego. Ostatnio dużym projektem SMM jest zakrojona na szeroką skalę akcja „Moda na centrum”, która ma zachęcić mieszkańców aglomeracji do spędzania czasu w śródmieściu Katowic.
Stowarzyszenie uczestniczy także w przebudowie placu przy ulicy Sokolskiej (znajdującego się za charakterystycznym potrójnym przystankiem autobusowym). Powierzone SMM przez prezydenta Katowic przedsięwzięcie rozpoczęło się mocnym uderzeniem – już w 2006 roku SMM przedstawiło trzy projekty (w tym jeden z założenia niskobudżetowy), z których z pomocą mieszkańców wybrano zwycięski. I tutaj jednak zaczęły się schody – projekt utknął, a plac do dziś wygląda tak, jak wyglądał przed tymi czterema czy pięciu laty. Choć czujemy się odpowiedzialni za ten projekt, który jest przecież naszą inicjatywą, to jednak ze względu na model współpracy, w którym stroną finansującą jest miasto, nie wszystko od nas zależy. Z naszej perspektywy wszystko było zakończone już dwa lata temu, gdyż to, co zagwarantowaliśmy organizacyjnie, logistycznie czy budżetowo, zrobiliśmy już w 2007 roku. Teraz piłeczka jest po stronie Urzędu Miasta – tłumaczy prezes SMM, Łukasz Brzenczek. Ciężko oczywiście winić Stowarzyszenie za ślimaczące się procedury przetargowe czy nie zawsze sprawnie działający magistrat, jednak ten projekt był dla SMM sztandarowy i brak przedstawienia opinii publicznej jednoznacznego wyjaśnienia zaistniałych opóźnień rzutuje także i na jego ocenę. Choć należy docenić fakt zaangażowania się w tą inwestycję. SMM dorobiło się już marki, dzięki której możemy się spodziewać zrealizowania okazałej wizji, na którą warto poczekać jeszcze ten rok czy dwa, a nie tylko doraźnego „załatania dziury”, w czym specjalizuje się katowicki Urząd Miasta.
Po społecznych organizacjach zwykle oczekujemy współpracy z władzami samorządowymi w realizacji potrzeb mieszkańców, podpowiadania „górze” pomysłów i nacisku na ich realizację. Stowarzyszenie realizuje to zadanie wyjątkowo kompleksowo, biorąc na siebie role nie tylko inicjatora, ale i wykonawcy takich działań. Ponadto SMM zainicjowało szereg istotnych dla miasta dyskusji, kilkukrotnie zaktywizowało społeczeństwo do działania we własnym interesie. Organizacja aktywnie uczestniczy także w imprezach kulturalnych. Nie bójmy się stwierdzić, że Katowice bez SMM byłyby innym miastem.

(fot. Beata Rakoczy)
ROZMOWA Z ŁUKASZEM BRZENCZKIEM, PREZESEM „STOWARZYSZENIA MOJE MIASTO”:
Kierowane przez Ciebie Stowarzyszenie nosi nazwę „Moje Miasto”. Wyjaśnijmy co jest tym „moim miastem” – Katowice, Górny Śląsk, Metropolia Silesia?
Wyjściowo to były i są Katowice, dlatego że większość członków jest związana z Katowicami – tutaj mieszka, pracuje czy studiuje albo studiowała. Ale to nie jest tak, że ograniczamy się do Katowic w sferze działań czy w sferze osób, które do nas należą, bo mamy członków z Chorzowa czy Gliwic, czy nawet z jeszcze dalsza – na przykład Orzesza. Można powiedzieć, że tym miastem jest to, co się nazywa Metropolią Silesia czy Górnośląskim Związkiem Metropolitalnym. Nie skupiamy się tylko na Katowicach, ale spora część działań jednak tutaj bierze początek. Prowadzone są jednak równolegle akcje „gliwickie” czy „chorzowskie”, i ta aktywność stale rośnie.
Jak więc widzicie miejsce Katowic w takiej aglomeracji?
Z nami to jest ten problem, że nigdy nie będzie jak w Warszawie, gdzie w okolicy są miejscowości o zupełnie innej skali, jak na przykład Pruszków. Katowice są oczywiście ośrodkiem pod wieloma względami dominującym nad sąsiednimi miastami i w tym sensie mają pozycję uprzywilejowaną, ale raz, że same nie do końca chyba z tego korzystają, dwa, że skala oddziaływania między miastem trzystutysięcznym a dwustutysięcznym z założenia musi być inna niż miedzy dwumilionowym a sześćdziesięciotysięcznym.. Dobrze byłoby jednak, gdyby na zewnątrz wszystkie miasta wchodzące w skład Silesii występowały razem i współpracowały, natomiast wewnątrz nie widzę przeszkód dla zdrowej, rozsądnej konkurencji.
Katowice a inne miasta wojewódzkie – czy Twoim zdaniem mamy powody do kompleksów?
Wszystko zależy z kim się porównujemy. Ale wydaje mi się, że jeśli już się porównywać, to z tymi najlepszymi albo z tymi, od których możemy się czegoś nauczyć. Parę lat temu padło słynne zdanie, że nie mamy ambicji konkurować z Krakowem czy Wrocławiem. Ja się z tym absolutnie nie zgadzam, i chyba żaden z członków naszego stowarzyszenia się nie zgadza. Zauważamy jednak, ze dystans do tych miast raczej się powiększa, co jest związane z tym, że rozwijamy się wolniej od nich. Tak się niestety dzieje z miastami poprzemysłowymi na całym świecie, podobne problemy mają chociażby niemieckie Essen czy amerykańskie Detroit albo Cleveland. Oczywiście jeśli porównujemy się z Olsztynem czy Opolem to nie mamy żadnych powodów do narzekań, ale myślę, że jeśli równać – to tylko w górę. I tutaj też swoją rolę odgrywa metropolia, bo same Katowice to miasto t y l k o trzystutysięczne, ale aglomeracja jest j u ż dwumilionowa. To daje nam potencjał do tego, aby mierzyć się z tymi największymi w Polsce.
Jakie są Katowice Twoich marzeń?
Nie ma się co czarować – nigdy nie będziemy miastem zabytkowym, turystycznym, jak Kraków, Gdańsk czy mniejsze miejscowości typu Kazimierz nad Wisłą. W takim wyścigu jesteśmy bez szans, ale nie powinno to nas w ogóle martwić. Bądźmy dumni z tego, co mamy – Nikiszowiec, architektura modernistyczna w centrum i wiele innych. Miasto moich marzeń powinno być nowoczesne, ale dumne z tradycji. Dumne także ze swego przemysłowego dziedzictwa, bo przemysł ciężki to kiedyś był taki hi-tech, najnowocześniejsza część ówczesnej gospodarki.
Katowice powinny być właśnie miastem nowoczesnym. Profesor Chojecka powiedziała, że Katowice to miasto, które ma instynkt nowoczesności w sobie. Rzeczywiście, jak się patrzy na rozwój Katowic w złotych okresach, a mieliśmy ich kilka w różnych układach politycznych, to zawsze było dążenie do nowoczesności – chociażby okres międzywojnia, kiedy to Katowice (obok Gdyni) były tym miastem, które samo przychodziło na myśl kiedy mówiono o nowoczesności. Podobnie w okresie PRL’u – Spodek, dworzec kolejowy, „kukurydze”…
SMM wyrosło z forum internetowego „Grupa Katowickie Wieżowce”. Co takiego musi mieć forum, aby stało się czymś więcej, niż grupą internetowych narzekaczy i mądrali?
Mogę odpowiedzieć, parafrazując znany slogan dotyczący miast, „forum to ludzie”. Nie mamy wpływu, że na forum zaczęli pisać tacy ludzie, potem zaczęli się spotykać, by w końcu uznać, że nawet to nie wystarcza i powołali do życia stowarzyszenie. To z pewnością działa tak, że gdy się spotkają trzy ciekawe osoby i zaczną prowadzić dyskusję, to przyciągną inne osoby. I jeśli to jest faktyczna rozmowa, a nie pyskówka, jak to często ma miejsce w sieci, a na dodatek prowadzona na bieżąco, to ta inicjatywa zaczyna żyć. Poza tym „Google zna odpowiedź na wszystko”, i jeśli się wpisze w wyszukiwarce nazwę jakiejś inwestycji w Katowicach, to forum wyskakuje na jednym z pierwszych miejsc – i tak grono dyskutantów się powiększało.
Co istotne, to nie jest tylko nasza katowicka prawidłowość, w wielu miastach w podobny sposób powstały tego typu stowarzyszenia, ale to my byliśmy pionierami.
To może był jakiś impuls, który skłonił grupę znajomych z forum do powołania stowarzyszenia?
Pierwsza akcja miała miejsce jeszcze przed powołaniem SMM. Planowano ogłosić przetarg na projekt nowego Muzeum Śląskiego na podstawie koncepcji funkcjonalnej. Stwierdzono, że nie ma potrzeby organizowania konkursu architektonicznego. To się nam nie spodobało, bo obiekt, który ma reprezentować nie tylko Katowice, ale i cały Śląsk, zasługuje na to, by był budowlą wybitną, a nie wyłącznie tanią. Wystosowaliśmy apel do władz regionu, który miał oddźwięk w mediach lokalnych. Myślę, że właśnie ten oddźwięk jakoś nas zespolił, pokazaliśmy, że mamy głos. Gdybyśmy ograniczyli się do oficjalnego pisma złożonego w kancelarii urzędu, zapewne skończyłoby się na jakiejś gładkiej, ogólnej odpowiedzi. A tak zaangażowały się media, władze musiały dać publicznie odpowiedź – poczuliśmy, że coś się da zrobić. To nas napędziło, pojawiła się ta pozytywna energia, i trzeba było działać…
Zakres działania SMM jest dosyć szeroki. W jaki sposób decydujecie, czym dokładnie się zająć? Czy kolejne akcje wynikają z jakiegoś planu czy są reakcją na jakieś pojawiające się bodźce?
Bywa różnie. Na przykład akcja z placem na Sokolskiej wzięła się z dyskusji, co się nam nie podoba na naszych ulicach. Zastanawialiśmy się, jak zwrócić na to uwagę – zrobić zdjęcia tego co jest i zdjęcia tego, co uważaliśmy za dobre rozwiązania zastosowane w innych miastach? Przygotować jakieś wstępne plany? Wystawa? A może koncepcja? To się tak samo z siebie napędzało.
Obserwujemy też to, co się dzieje w innych miastach w Polsce czy Europie i myślimy nad zastosowaniem tego w naszych realiach. Na przykład sadzenie bluszczu na ekranach akustycznych to akcja podchwycona z Zachodu – nazywa się green guerilla.
Ale są też takie akcje mniejsze, czy może raczej interwencje w sprawach bieżących – zniszczenie nawierzchni świeżo wyremontowanej ulicy Mariackiej, niszczenie zabytków, zaśmiecenie ulic, zaniedbanie trawników czy temu podobne, które biorą się stąd, że widzimy jakiś problem i próbujemy go rozwiązać. Zdarza się, że jakaś osoba spoza środowiska podpowiada nam jakieś ciekawe pomysły. My staramy się te pomysły rozwijać.
Wszystkie pomysły i inspiracje poddajemy dyskusji, na żywo albo na forum.
Ważna jest dla nas współpraca z instytucjami czy osobami, które są profesjonalistami w swoich dziedzinach. Nie wiemy przecież wszystkiego i nie jesteśmy najmądrzejsi, ale zależy nam na tym, aby to co robimy – robić dobrze, stąd taki model działania.
Kwestia katowickiego dworca kolejowego czy wyburzenia starych obiektów przemysłowych to zwykle tematy dosyć kontrowersyjne. W jaki sposób wynajdujecie w ramach stowarzyszenia kompromis w takich sprawach?
Zwykle w takich kwestiach jesteśmy jednak jednomyślni, chociaż gdy pojawia się jakaś silna polaryzacja stanowisk to wolimy zrezygnować z działania, starając się skoncentrować na tym, co nas łączy.
Mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy jeśli chodzi o najbliższe plany SMM?
Nie chciałbym zapeszać i, póki pewne rzeczy nie są jeszcze przygotowane do końca, nie wiem czy warto o nich mówić, żeby nie okazało się, że z wielkiej chmury planów spadł mały deszcz. Na pewno jednak będziemy kontynuować te akcje, które są w trakcie i które maja charakter cykliczny, czyli akcję związana z neonami, Betonową Kostkę i Superjednostkę. Teraz rusza projekt pod nazwą „Moda na centrum”. To w zasadzie wiele mniejszych inicjatyw pod wspólnym szyldem. Celem jest przyciąganie ludzi do centrum miasta, promowanie życia miejskiego, czyli tego, od czego zdążyliśmy się odzwyczaić. W tym kontekście pojawi się też temat komunikacji nocnej, w którym współpracujemy z Wojewódzkim Portalem Komunikacyjnym i klubem Miłośników Transportu Miejskiego. Poza tym będziemy dalej wspierać chorzowskie ZOO, monitorować sprawę z przebudową placu na ulicy Sokolskiej… Wiele działań ma też charakter spontaniczny, na zasadzie „jest problem – staramy się znaleźć rozwiązanie”, więc ciężko mówić w tym przypadku o planach.
Największy sukces Stowarzyszenia z perspektywy tych minionych pięciu lat?
To, że SMM działa, że cały czas nam się chce. Sukcesem jest też dla mnie wypracowanie pewnej marki SMM, z tego względu, że pozwala na łatwiejsze dotarcie z pomysłem.
Z podjętych akcji na pewno namacalnym sukcesem jest akcja z neonami, których z czasem ma przybywać, tak, aby słowa, że nasze miasto nocą wygląda pięknie jak żadne z miast” znów były w pełni aktualne. Mam też nadzieję, że uda się z powodzeniem zakończyć przebudowę placu na Sokolskiej. Kosztowała nas sporo wysiłku w pierwszych latach działalności stowarzyszenia.
Ale sukcesem są dla mnie wszystkie zakończone akcje, każdy nawet najdrobniejszy sukces, każda choćby drobna zmiana na lepsze.
Z wykształcenia jesteś prawnikiem, do tego masz zacięcie zmieniania rzeczywistości. Dlaczego więc idziecie drogą stowarzyszenia, a nie działania w samorządzie lokalnym, który dawałby chyba lepszą pozycję do zmieniania miasta?
Kiedy zaczynaliśmy ze Stowarzyszeniem, byłem studentem bodajże drugiego roku – siłą rzeczy zaangażowanie polityczne w takim wieku pewnie szybko zeszłoby do poziomu noszenia za kimś teczki. My chcieliśmy sami być autorami pomysłów, autorami zmian. Dlatego wybraliśmy wówczas model działania poprzez stowarzyszenie. Zresztą nasza działalność pewnie wpisuje się w szeroko rozumianą definicje polityki, oczywiście w skali lokalnej. W końcu etymologicznie polityka wywodzi się od polis – miasta.
Dziękuję za rozmowę.
Pingback: Neonowa reaktywacja – podsumowanie – reflektor – rozświetlamy kulturę()