Nie podnosić ręki na święty romantyzm!

Pośród wielu komentarzy dotyczących smoleńskiej tragedii oraz tego, co działo się w jej następstwie w naszym kraju, szczególnie brzmi głos Jana Rokity. Mówi on, że zawsze marzył mu się patriotyzm obywatelski, a oto naród polski daje kolejny w swojej historii pokaz patriotyzmu romantycznego. Nie jest to jedyna osoba wypowiadająca się w tym tonie. Dobry mój znajomy stwierdził, że podczas takich wydarzeń my, Polacy, zawsze musimy wyciągać, niczym z zakurzonej skrzyni na strychu, wszystkie nasze narodowe relikwie: nieudane powstania, Katyń, Solidarność, Jana Pawła… Tak, dokładnie tacy jesteśmy. Pytanie tylko: co w tym złego?

(rys. Grzegorz Stachura)

(rys. Grzegorz Stachura)

Postulowanie patriotyzmu obywatelskiego, który miałby zastąpić ten zły – romantyczny, jest nie tylko zupełnym niezrozumieniem polskiej duszy, ale nawet, moim zdaniem, niezrozumieniem duszy narodowej w ogóle. Bo i jak miałaby się realizować owa lepsza niby wersja patriotyzmu? Poprzez konsekwentną pracę na rzecz dobra wspólnego? Według dominujących dzisiaj liberalnych koncepcji gospodarczych obywatel powinien jedynie troszczyć się o swoje dobro, a w ten sposób „przy okazji” wypracowane będzie dobro wspólne. Tylko gdzie tutaj jakakolwiek Wspólnota, gdzie tutaj naród, gdzie ojczyzna? Jest tylko zbiór jednostek z ich partykularnymi interesami. To nie jest patriotyzm, to jedynie kapitalizm, a razem z nim egoizm i zachłanność, które stały się głównym powodem globalnego kryzysu ekonomicznego. A może publicysta ów myśli o większym zaangażowaniu Polaków w życie publiczne? Już wobec powyższych rozważań staje się jasne, dlaczego w dzisiejszym świecie szerokie publiczne zaangażowanie jest po prostu niemożliwe. I wydaje się, że polityczna aktywność większości ludzi jest motywowana właśnie chęcią indywidualnej korzyści. To sprawia, że u steru ojczyzny w wielu przypadkach stoją ludzie niekompetentni i niegodni, którzy generują jeszcze większe zniechęcenie społeczeństwa, przejawiające się chociażby w niskiej frekwencji niemalże każdych wyborów.

Postawa obywatelska zmuszona do realizowania się na gruncie dzisiejszego świata skazuje się na jego płytkość i bezideowość, a wobec tego nie możemy takiej postawy nazywać patriotyzmem. W tym właśnie punkcie patriotyzm romantyczny ukazuje się w całej swej istocie, gdyż on właśnie jest objawem wyrwania nas z tej bezideowości życia codziennego i w ten sposób budzi w nas ducha narodowego. Oczywiście, można zapytać, czy potrzebujemy do tego aż takich bodźców, jak smoleńska katastrofa, i czy nie jest to smutne, że wspólnotę tworzymy dopiero w takich momentach. Myślę, że jest wręcz przeciwnie. Jest to źródło wielkiej radości, że w takich momentach potrafimy tę wspólnotę stworzyć, że nie przechodzimy wobec tego, co się stało, z charakterystyczną dla większości z nas postawą zobojętnienia. Postawa Polaków w ostatnim czasie pokazała, że świętości dla nas istnieją, a ojczyzna jest właśnie jedną z nich. Nie jest to zresztą przypadek, że uroczystości pogrzebowe miały charakter sakralny, a i w kościołach było nieco więcej ludzi. Bo Polska to dla nas sacrum, bo ciągle jest w nas ten często wyśmiewany pierwiastek bogoojczyźniany. Przed kilku laty uświadomiliśmy go sobie w momencie śmierci Karola Wojtyły, wcześniej podczas mszy za ojczyznę, które odprawiał ksiądz Popiełuszko, a każdego dnia możemy go doświadczać chociażby w częstochowskim sanktuarium, gdzie kult religijny w przedziwny sposób związany jest z kultem narodowym.

Ktoś powie, że w tym właśnie problem: Polska ciągle stoi na Bogu i Honorze, jak na dwóch nogach utrzymujących całe to nieświeże ciało mitologiczne, a świat idzie do przodu. Ale czy na pewno? Czy Rosja nie opiera swej tożsamości na pokonaniu nazizmu, Francja na Wielkiej Rewolucji, a USA – czy do dzisiaj nie wspomina marszu na Waszyngton? Każdy naród buduje swoją tożsamość na romantycznych mitach, a nie na codziennej pracy w biurze czy fabryce. Bogactwo naszej mitologii narodowej powinno być raczej powodem do dumy, a nie do śmiechu. Również zjednoczenie Polaków w tych szczególnych dniach świadczy o wielkości naszego ducha, a nie o jego dysfunkcjonalności. Dysfunkcjonalny jest jedynie przekaz medialny, który z czegoś wspaniałego uczynił mozaikę kiczu i tandety, ale to już rozważania na zupełnie inny temat.