Reflektor- z czym to się je? Czyli przepis nie do końca kulinarny, tak… słowem wstępu

Plum! Wieczko odkręconego denka poszło do góry.
A, a, a… Otwórz buzię! O, ślicznie!
Cium, cium.
Za mamusię. Leci samolocik, no otwórz dziubka.
Cium, cium.
Za tatusia teraz.
Fuj, nie pluj, obrzydliwy bachorze! Kto to będziesz, myślisz, w kółko sprzątał?
Taką dobrą papkę dostajesz.
Gryźć nie musisz, ząbków nie masz.
Wszystkie dzieci tak ładnie jedzą, a Ty?!

Już dobrze. Przełykam.
Cium, cium.
Brązowo-zielonkawa breja bez smaku i woni ląduje wraz z plastikową łyżeczką w mojej oślinionej buzi. Rzuć nie muszę. Ząbków nie mam.
Przechodzi przez gardło. Lekko. Strawna.
Siadam na nocniczek. Kupa.
Potem przyjeżdża taka wielka ciężarówka, zabiera moją kupę i kupy innych dzieci.
Wiozą je do fabryki. Pakują do słoiczków.
Spoceni, zestresowani panowie ustawiają słoiczki na błyszczących półkach.
Spocone panie, z seksownym, czerwonym lakierem odpryskującym od paznokci sprzedają je w dobrej cenie.
Plum! Wieczko odkręconego denka poszło do góry.

Śniadanie, obiad, kolacja.
Cium, cium.
Cium, cium.
Cium, cium.

Czasem przychodzą mi do głowy głupie myśli.
Czasem mam dość mielenia językiem tej mazi.
Są to dni Wielkiej Rewolucji! Pluję wtedy na prawo i lewo. Mają przeze mnie pełne ręce roboty.
Wszystkie trzy śliniaczki do prania.
!niech widzą!

Cium, ciu…
-Ej! Ciumku, próbowałaś kiedyś gryzienia?
-Nie muszę. Nie mogę. Ząbków nie mam.
-A gdyby tak… jechać na koniec świata i, dla odmiany, upolować sobie prawdziwą kurę.
-Można by, w sumie…
-Taka kura, w aromatycznej, chrupiącej skórce. Mmmmm…. A w środku soczysty kawał mięsa. Zjadłabyś?
-Kurcze.. czym to ugryzę? Nie kpij!
-Wiem, o co chodzi. Spokojnie, urosną. Słyszałem, że dawniej ludzie jadali kury i od gryzienia im rosły].

Nie rzucając słów na wiatr, ruszyliśmy na łowy. Pola, lasy, knieje i tym podobne.
Czekała na nas. Groźna, piękna i dorodna. Od razu wiedzieliśmy, że to ona.

Chrup, chrup.
Chrup, chrup.
Mniammmmmm…
Nigdy nie czułam się tak dobrze.
Ekh, ekh. Co jest?!!!
Cholerna kość.
Krztuszę,
Dławię…
Bleeeeeeeeeeee………

Brązowo-zielonkawa breja popłynęła potokiem z wykrzywionych ust i rozlała się po podłodze. Hektolitry papki nagromadzone w żołądku, w skórze, we krwi mazały się teraz pod butami. Zrobiło mi się słabo.

Głęboki wdech.
Jak lekko.
Jak inaczej.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z przedszkola.
Mam to już za sobą.

Tak mogłaby brzmieć historia powstania Reflektora. Z intelektualnej niestrawności i głodu, którego nie da się zaspokoić najprostszą drogą.
Zebrani w jednym miejscu młodzi publicyści, artyści, fotografowie w swoim własnym, niepowtarzalnym stylu starają się pokazać Tobie, Drogi Czytelniku, i sobie samym, że poza wylansowanym, komercyjnym „cium, cium” istnieje prawdziwa, wielowymiarowa rzeczywistość. Że można opowiadać o niej według własnych standardów estetycznych, i w końcu, choć to paradoksalne, że o jej prawo do istnienie w świecie, trzeba zawalczyć.

Zapraszam do leKtURY!