Coś pomiędzy
30 października do sklepów trafiła długo oczekiwana płyta poznańskiej grupy 52 Dębiec. Pechowa T.R.I.P., określana przez autorów jako „coś pomiędzy”, jest nowatorskim projektem na polskiej scenie muzycznej, nie tylko hiphopowej. Brak określonej konwencji gatunkowej, a raczej artystyczny nieład wróży płycie komercyjny sukces.
Słuchanie najnowszej płyty 52 Dębiec jest jak seks z dawnym kochankiem – nauczył się nowych ruchów, zatracił młodzieńczą zapalczywość – ale orgazm nadal przychodzi. Dawno nie widziany, przyłapany na płomiennym romansie z rockiem, w poszukiwaniu ideału wyszedł z klatki złości na świat i jego niesprawiedliwości. Z zahukanego blokersa wyrósł mężczyzna, który od ostatniego spotkania zmienił image, ale nie zapomniał idei zrodzonych pośród domów o podkrążonych oknach.
Na początku kochanek uwodzi cię nowym brzmieniem. Melodia w stylu Clinta Mansella wypełnia pokój zmysłowym brzmieniem, ale treści wsuwane między wiersze przypominają o nocnych koszmarach go trawiących. Pamiętasz jego silny i stanowczy dotyk, a tymczasem on jakby w lekko lirycznym nastroju przyzwyczaja cię do nowego, dojrzalszego 52. Gniew z przeszłości i przekleństwa rzucane w twarz wrogom, klechom i autorytetom jazzowo tonuje ciepłem swoich ust, nie wybaczając dawnych kłamstw i krzywd. I tę dumę tak często ślepo upartą, która prowokowała tak wiele nienawiści i tak mało zrozumienia, po lekcji pokory zamienił w wezwanie do zaniechania ucieczki, spojrzenia w oczy i podjęcia walki ze słabościami, które czynią nas ludźmi.
Kochanek czule rozbiera cię z resztek sceptycyzmu, niechęci do zmian i tęsknoty za krainą opartą na sile, ukrywając pod eklektyczną oprawą tak dobrze znane wartości, w których kiedyś się zakochałaś. Subtelnie szepcze o pustce, strachu, samotności, dragach, przemocy i śmierci. Nie krzyczy ze złością pod blokiem przy ósmej mili, o tym jak źle jest mu w szarej, betonowej rzeczywistości. Porzucił walkę, podejmując negocjacje z życiem, wyzwiska zamieniając w słowa mądrości. Kolegów zamienił na kobiety, które towarzyszą mu pod białym żaglem życia, a osiedlowy garaż na studio nagraniowe. Przy kolejnym wypalonym papierosie wypowiada słowa, które wydają się niemal karykaturalną ironią jego jestestwa, ale ty wiesz, że dawny człowiek nie umarł, duma, honor i blizna są nadal w nim.
Chciałbyś aby nigdy nie kończył pieszczot, ale niestety nadchodzi koniec fantazji, z finałem który gwarantuje, że ta noc bezsenna będzie na pewno. Płyty T.R.I.P. posłuchaj podczas seksu z dawnym kochankiem.