Recepta na szczęście

Kiedyś w dalekiej Azji żył sobie pewien książę. Nazywał się Siddhartha. Był bogaty, żonaty, miał wypasiony zamek i dzianego ojca…

Ale mimo to nie był szczęśliwy.

Pewnego dnia postanowił więc coś z tym zrobić. Pojechał w dzicz i siadł sobie pod drzewem.

I tak siedział. I siedział.

I…
Siedział.
Aż tu nagle, ŁUP!, oświecenie spadło na łeb niczym kilkukilogramowa cegła.
Siddartha, którego dziś znamy jako Buddę, znalazł swoją metodę na szczęście.
Odkrył, czym jest Nirwana.
Prawie w tym samym czasie w Grecji żyje sobie taki mądrala. Nazywa się Demokryt i wyraźnie się nudzi.
Z nudów człowiek robi różne dziwne rzeczy. Na przykład bada naturę ludzkiej duszy…
Lata wytężonej pracy doprowadzają Demokryta na trop Eudajmonii, szczęścia najwyższego.
Zarówno Budda, jak i Demokryt, a także wielu innych poprzedzających ich i następujących po nich myślicieli, proroków i filozofów poświęcało całe swoje życie, aby znaleźć odpowiedź na to jedno nurtujące ludzkość pytanie.
Jak być szczęśliwym?
I wiecie co?
Budda i Demokryt oraz wszyscy inni – ze swoimi latami studiów, pracy i/lub medytacji – mieli zwyczajnie pecha. Żyli w złych czasach.
Nigdy bowiem nie było tak łatwo osiągnąć błogostanu jak dzisiaj.

Bo dzisiaj wszyscy chcą naszego szczęścia. Co więcej, w przeciwieństwie do Buddy, Demokryta czy takiego św. Tomasza z Akwinu, nie mają zbyt wygórowanych wymagań.
Wujek Dobra Rada wychyla się z ekranu telewizora, szczerzy z gazetowych okładek, macha do nas w Internecie. Stara się nam pomóc. To bardzo piękne i wzruszające.
Kochani Wujkowie są już wszędzie – w rządach, mediach i korporacjach. Z wielką troską czuwają nad tym, abyśmy byli szczęśliwi.
Mają tylko jeden warunek. W sumie całkiem prosty.
Dziś przedstawię krotką receptę, jak ten warunek spełnić.
Tak więc, Drogi Czytelniku…

Chcesz być szczęśliwy?

Zostań idiotą.

Nasza transformacja może być długa lub krótka w zależności od predyspozycji.
Fakt, iż zajrzeliście do naszego magazynu i – o zgrozo! – zdecydowaliście się wysilić szare komórki, aby zająć się jego czytaniem, oznacza, że niestety trochę pracy będziecie musieli w ten proces włożyć. Ale nie martwcie się.
Ponoć warto.

Idiota z definicji raczej niewiele może. Przede wszystkim niewiele może myśleć, ale dzięki temu niewiele mu do szczęścia trzeba. Chcąc stać się idiotą, należy doprowadzić do zaniku umiejętność odpowiedzialną za wszystkie nasze zmartwienia.
Myślenie.

Jak zacząć?
Są różne strategie, ale ja proponuję na początek włączyć telewizję.
Oglądanie telewizji to nieodzowny składnik naszej recepty. To medium od powijaków służyło do przekazywania prostych, jasno sprecyzowanych idei. Idei mających na celu uczynić naród szczęśliwym.
Wystarczy przecież popatrzeć na roześmiane buziuchny hitlerowskiej młodzieżówki machającej do nas z pierwszych w historii spotów propagandowych, a już robi się na sercu jakoś cieplej, prawda?
Zaiste Dobrzy Wujkowie już w pierwszej połowie XX w. wiedzieli, jak przydatna jest telewizja.
Dlatego, Moi Drodzy…
Proszę cierpliwie, sumiennie i z najwyższą uwaga chłonąć to, co nam podają na ekranie.
Razem z Zygmusiem Chajzerem wpadajmy w orgazm na widok śnieżnobiałych majtek pani Goździkowej, śmiejmy się do rozpuku z wyrafinowanych grepsów Kuby „OBożejakijestemzajebisty” Wojewódzkiego, śledźmy wzniosłe dyskusje jurorów w „Tańcach z gwiazdami”, stosujmy się do rad Królowej Stylu i Polakuff, Jej Fryzjerskiej Mości Jolanty Kwaśniewskiej.

I tak regularnie, kilka godzin dziennie.
Ani się obejrzymy, a będą pierwsze postępy.
Oczywiście to nie wystarczy, aby zostać idiotą – prawdziwa droga do szczęścia to jednak trochę twardszy orzech do zgryzienia.
I tak…
Musimy jeszcze w życiu kierować się pewnymi żelaznymi zasadami.

Konieczne wypowiadajmy się w sprawach, o których nie mamy pojęcia.
Idiota nie ryba, swój głos też ma!
Dlatego niech nas, do cholery, usłyszą!

Najlepiej bezmyślnie powtarzających to, co sami wcześniej usłyszeliśmy w telewizji.

Nie polemizujmy z tymi, którzy podłymi insynuacjami burzą naszą mantrę Jedynie Słusznych Poglądów.
Pamiętajmy, że prawdziwy idiota jest idiotą, a nie wielbłądem. I nie musi nic nikomu udowadniać.
Tym bardziej – nie musi obalać tez zawistnych oszołomów jakimiś tam „argumentami”. Wystarczy, że je wyśmieje.

Bo śmiech jest dobry dla zdrowia.
A pełnia zdrowia – jak wiadomo – niezbędna do szczęścia.

Broń Boże, nie czytajmy!
Książka to wróg szczęśliwego człowieka. Ci, którzy je czytają, mają garba, pryszcze, zbyt duże okulary i nigdy nie będą mieli dziewczyny (chłopaka).

Jak już naprawdę musisz czytać, to niech to będą czasopisma. Najlepsze są takie z poradami seksuologa i darmową wakacyjną hit-torebką.
Jeśli, mimo tego, wciąż będziesz czuł głód wiedzy (co bardzo źle rokuje naszej dalszej pracy), to sięgnij po publicystykę.
Ale tutaj bądź bardzo ostrożny!
Czytając felietony, nie doszukuj się związku logicznego w argumentacji – po prostu popatrz, kto daną rzecz napisał, a będziesz wiedział czy w jego słowach tkwi sens, czy też nie.
Pamiętaj, że jedynie Wielkie Autorytety Moralne dbają o nasze, maluczkich, szczęście!
Dlatego nie myśl, nie szukaj źródeł przytaczanych przez Autorytet faktów, tylko przyjmuj na wiarę wszystko, co ci rzeknie.
Przecież nie po to płacą Lisom, Żakowskim, czy innym Olejnik te ciężkie tysiące złotych, abyś jeszcze Ty musiał się zastanawiać nad tym, co oni już przemyśleli.
Oni Ci już powiedzą, co masz myśleć.

Co wypada, a czego nie wypada.
Dzięki Nim dowiesz się, jak być poprawnym i grzecznym.
A także prawdziwie europejskim, tolerancyjnym i nowoczesnym.
Dowiesz się, jak być szczęśliwym.

Pamiętajmy też o czymś, co udowodnił amerykański pisarz Kurt Vonnegut w swoim „Galapagos” –Mózg ludzki to przerośnięty, zbędny organ.
Kilkukilogramowy zbitek neuronów, który nikomu do SZCZĘŚCIA nie jest potrzebny.

Bogu dzięki – nieużywany narząd zanika.

Dlatego, Drodzy Czytelnicy, nic straconego! Złączmy się na froncie niekończącej się walki o osiągnięcie szczęścia! Wyłączmy myślenie! Bądźmy bezkrytyczni i bezrefleksyjni! I wytrwali w walce z ohydnymi szarymi komórkami! Zostańmy kretynami! A wówczas może nie zauważymy, że ręce, którymi mieliśmy trzymać za nogi Pana Boga, są zanurzone w nocniku.